— Komunikator — powiedział — chcę rozmawiać z pilotami pierwszej i drugiej szalupy.
— Tak, milordzie — odparł Choy.
Dwaj piloci zameldowali się: jeden był kadetem i parem, drugi rekrutem i plebejuszem.
— Zamierzam wystrzelić was w przeciwnych kierunkach, pod kątem prostym do płaszczyzny ekliptyki. Chcę wykorzystać wasze szalupy jako platformy obserwacyjne. Chcę mieć obraz akcji pod wszystkimi możliwymi kątami. Wykorzystujcie tylko bierne detektory — tam na zewnątrz będzie działało wystarczająco wiele laserów i radarów. Przesyłajcie mi informacje w czasie rzeczywistym, my tutaj nałożymy je na nasz obraz bitwy.
Piloci byli zbyt dobrze wyszkoleni, by przyjąć z ulgą wiadomość, że Martinez nie zamierza wysyłać ich razem ze stadem pocisków do piekła wybuchów antymaterii.
— Tak jest, milordzie — odpowiedzieli.
Wystrzelono szalupy. Wypakowane czujnikami i nadajnikami, miały wykrywać ewentualne luki w obronie przeciwnika i nakazywać całym snopom pocisków zmiany kursu. Były bardzo dobrym instrumentem obserwacji. Jeśli uda im się zajrzeć za obłoki powstające przy wybuchach pocisków, przekażą obraz bitwy z nowej perspektywy.
Martinez polecił Choyowi i Panowi, by koordynowali odbiór transmisji z szalup i włączali uzyskane informacje do czujnikowego obrazu bitwy. W tym czasie Michi kazała wystrzelić następne dwie salwy: atakującą oraz salwę pocisków obronnych.
A w awangardzie Floty szalały eksplodujące pociski. Ciągły wrzący płomień pulsował jak niekończące się łańcuchy sztucznych ogni. Zakłócenia radiowe były tak wszechobecne, że Martinez nie mógł uzyskać obrazu tego, co się tam dzieje, ale czuł, że walka Suli osiągnęła punkt kulminacyjny.
Przez chwilę obserwowany przez niego obraz pola bitwy nieco pomroczniał. Obie Floty przelatywały teraz przez rozpraszające się kule plazmowe ze zdetonowanych pocisków Suli lub w pobliżu tych kul. Choć wybuchy już ochłodły, nadal zakłócały działanie czujników.
Z przodu dziewiątej eskadry Tork strzelał jedną salwę pocisków po drugiej. Tyle pocisków nie ma sensu — pomyślał Martinez. Sam wolał większą elegancję w tych sprawach. Tork zapewne traktował walczące strony jak uzbrojone w maczugi gangi prymitywnych istot. I czerpał pocieszenie z faktu, że jego strona posiada więcej maczug.
W tyle eskadry lojalistów dopiero zbliżały się do wroga. Tork miał więcej statków i eskadr niż Naksydzi; rozkazał najbardziej cofniętym formacjom, by ominęły naksydzkie jednostki, dostały się na ich tyły i wzięły je w dwa ognie. Taka taktyka była dosyć oczywista i Naksydzi najwidoczniej zdawali sobie z niej sprawę — ich szwadrony rozciągnęły szyki, chcąc wciągnąć do walki jak najwięcej statków Torka, ale tak, by w naksydzkich szykach nie powstała wyraźna luka.
Wystrzelono dalsze pociski, jedną salwę po drugiej, by stworzyć między nadlatującymi statkami ściany nieprzepuszczalne dla fal radiowych. Wyglądało to tak jakby wróg znikał w gęstych chmurach mogących skrywać wrogie pociski. Dane z dwóch szalup „Prześwietnego” zaczęły docierać do displeju taktycznego; dzięki nim Martinez zaobserwował kilka salw wystrzelonych zza radiowej mgły i wysłał własne pociski przechwytujące. Gratulował sobie, że udało mu się zapewnić tę niewielką przewagę nad wrogiem.
A mknęło ku niemu tyle pocisków, że ta przewaga będzie bardzo potrzebna.
Przez kilka chwil analizował sytuację w przedniej części kolumny. Nie widział niczego przez plazmowy mrok, ale intensywność ognia wydawała się spadać. Sula, przynajmniej chwilowo, skończyła walkę.
— Zmiana kursu, milordzie — powiedział Choy. — Przekazana przez naczelnego wodza.
Nowe rozkazy Torka kierowały eskadrę znowu ku pierwotnemu punktowi spotkania obok słońca Magarii i zmniejszały przyśpieszenie do standardowego jednego g. Najwidoczniej wódz naczelny zobaczył nadlatującą ku niemu ławicę wrogich pocisków i stwierdził, że dotarł wystarczająco blisko do przeciwnika.
Martinez uznał, że Tork ma prawdopodobnie rację. Mógł załatwiać porachunki zarówno z tej odległości, jak i z każdej innej, chyba że zastosowałby jakąś taktykę, ale takich rzeczy wódz naczelny dotychczas zdecydowanie unikał.
Martinez widział, że tylne eskadry zaniechały wyprzedzania przeciwnika. Tak więc będzie to ogólna młocka, dopóki obie strony nie osiągną punktu spotkania. Tam będzie rzeczywiście bardzo interesująco.
Napływały dane z szalup. Martinez przełączał się między punktami widzenia „Prześwietnego” i szalup, próbując wykryć nadchodzące wrogie pociski. Oglądał także ewentualne drogi dotarcia własnych pocisków do wroga. Przekazywał dane Chandrze, a ona korzystała z jego sugestii, przynajmniej od czasu do czasu.
Naksydzkie pociski podeszły bliżej. Plazmowe wybuchy przesłaniały pole widzenia Martineza. Wspomniał pierwszą Magarię, jak obrona eskadry doskonale się trzymała, aż nagle się załamała i całe formacje zostały w ciągu kilku sekund unicestwione. Czuł się tak, jakby ktoś namalował właśnie na jego piersi ogromną tarczę celowniczą.
— Pozwolenie na rozlot? — wysłał do Chandry. Właściwie już dawno trzeba było to zrobić.
Otrzymał tekstową odpowiedź: „Dowódca eskadry mówi, że jeszcze nie”.
Martinez stłumił wściekłość i znowu usiłował zwizualizować trajektorię. Porównał diagramy z dwóch szalup obserwacyjnych z własnymi widmami „Prześwietnego”, wyznaczył możliwe trajektorie pocisków przy rozszerzających się i zachodzących na siebie kulach rozszalałej plazmy… I wtedy oma nie krzyknął z radości. Daimongska eskadra Torka toczyła z przodu ciężką potyczkę i gęsta chmura plazmy — pozostałość tej walki — przejdzie w ciągu pięciu czy sześciu minut między dziewiątą eskadrą a Naksydami.
Jeśli dziewiąta eskadra natychmiast wypali, pociski będą mogły wystartować zza plazmowych wybuchów, które skrywały obecnie eskadrę, i przejść przez stygnącą plazmę z bitwy Torka. Atak nadejdzie pod niezwykłym kątem i Naksydzi mogą go w ogóle nie dostrzec lub — jeśli go dostrzegą — będą go mogli obserwować jedynie w ciągu kilku sekund, kiedy pociski będą przelatywały z jednej chmury plazmowej do drugiej.
Niemal jąkając się z pośpiechu, Martinez poinformował Chandrę o powstałej okazji. Odpowiedź nadeszła natychmiast: wystrzelić całą piętnastkę pocisków na trajektorię Martineza, a potem następną pełną salwę na wroga, by odwrócić jego uwagę.
Pociski wyskoczyły z wyrzutni i tym razem Martinez wystrzelił razem z nimi trzecią szalupę. Pilot szalupy nie mógł przyśpieszać tak mocno jak pociski, ale poleci za nimi i być może zdoła w ostatniej chwili wprowadzić istotne poprawki.
Następne stado pocisków wypadło na dziewiątą eskadrę i zostało zniszczone promieniami laserowymi i antyprotonowymi. Martinez czuł niepokój. Wrogie pociski podchodziły tak blisko, że wystrzelenie na czas przeciwpocisków stało się trudne — ich lot na paliwie chemicznym trwałby zbyt długo. Będzie więc musiał polegać całkowicie na promieniach obrony bezpośredniej.
Nagle zobaczył z przodu ciąg gwałtownych rozbłysków. Eskadra daimongska zniknęła w zachodzących na siebie rozkwitach plazmowego światła. Martinez czuł, jak serce łomocze mu o żebra. Niewykluczone, że Tork, jego okręt flagowy i jego eskadra zostały całkowicie zniszczone, unicestwione w jednej chwili, tak jak wiele eskadr w czasie pierwszej bitwy przy Magarii.
Zastanawiał się, jak gorące będą kule ognia za kilka minut, kiedy „Prześwietny” w nie wleci.
W jego uszach rozległ się naglący głos Chandry.
Читать дальше