Zespoły poprosiły Sulę o zwolnienie. Chciała spełnić tę prośbę, zwłaszcza że najwyższy stopniem wśród nich był chorążym i nie istniało niebezpieczeństwo, że ktoś zechce zająć jej miejsce. By ich stamtąd zabrać, należało użyć promów, ale ponieważ jedyne promy, które Sula miała na planecie, skonfigurowano dla załóg naksydzkich, poleciła wywiadowcom, by poczekali.
Może przeceniłam lady Trani — pomyślała. To nie ona donosiła za jej plecami lordowi Torkowi, ale zespoły wywiadowcze na pierścieniu.
Dwa dni po śmierci lady Trani, kiedy deszcz ze śniegiem walił w Górne Miasto, otworzono regularną łączność między imperium a Zanshaa. Następna fala komandosów Torka wystartowała na stacje przekaźnikowe, ale tym razem nie było naksydzkiej Floty, która przemieniłaby ich w parę.
Po miesiącach milczenia do Zanshaa napłynął ogromny potok informacji. Wiadomości całe wieki trzymane w odległych buforach elektronicznych — o krewnych i ukochanych, narodzinach i zgonach, pieniądzach i rynkach — spłynęły teraz do prywatnych plików obywateli. Stolica oszalała z radości.
Sula otrzymała bardzo mało osobistej poczty. Uprzejmą zapiskę od lorda Durwarda Li, byłego klienta klanu Sulów, którego syn — były zwierzchnik Suli — zginął przy Magarii. Formalne zawiadomienie o zmianie adresu Morgena, najstarszego ocalałego porucznika z „Delhi”, teraz awansowanego na kapitana porucznika.
Od lady Terzy Chen, żony Martineza, dostała dwa zapytania: gdzie Sula jest i jak się jej powodzi. Terza wspomniała również przy okazji, że jest w ciąży z Martinezem.
W piersi Suli wybuchła nienawiść. Wymazała listy, mając nadzieję, że jakaś magia wymaże także Terzę.
Nadeszła także wiadomość, że konwokacja mianowała nowego gubernatora Zanshaa, lorda Eldeya, który od dwóch miesięcy leci z Laredo na Zanshaa i przybędzie na miejsce za dwadzieścia dni. Sula sprawdziła bogate banki danych stolicy i dowiedziała się, że głową klanu Eldey jest sześćdziesięciojednoletni Torminel, który kiedyś przewodniczył komisji antymaterii, energii i pierścienia w konwokacji. Prócz związku ze sprawami pozaplanetarnymi, miał siostrzeńca, kapitana we Flocie. Niewykluczone, że pan gubernator potraktuje młodą ambitną oficer przychylniej niż Tork.
W każdym razie warto spróbować. Sula wysłała mu kompletny raport o sytuacji na Zanshaa, łącznie z krótką historią swojej działalności i działalności armii podziemnej. Załączyła również rady, jak traktować armię i rozmaite grupy interesów, które ta reprezentuje.
Ten raport, już bez rad, poszedł również do konwokacji i Zarządu Floty. Chciała, by przeczytali jej własne słowa i zobaczyli jej własne osiągnięcia, nie przefiltrowane przez Torka.
Ku jej ogromnemu zdziwieniu, dwa dni później nadeszła odpowiedź Eldeya. Kamera pokazała go na wyrafinowanym fotelu akceleracyjnym z brązowym skórzanym obiciem. Gubernator był ubrany nieoficjalnie, w prostą kamizelkę, często noszoną przez Tormineli, by nie przegrzać futra. Miał bardzo łagodny głos, mówił z lekkim wahaniem. Jego futro przerzedził wiek. Wyglądał jak nieco zużyta ukochana pluszowa zabawka.
— Rozumiem pani pogląd na armię — powiedział — i całkowicie się z panią zgadzam. Potwierdzę amnestię i nagrody swym własnym autorytetem. Sądzę, że zrobiła pani nadzwyczajną rzecz, zaproponuję Zarządowi Floty, by została pani udekorowana. Nie mogę się powstrzymać od refleksji, że ma pani przed sobą wspaniałą karierę.
Może polityk starannie ocenił swoje możliwości przetrwania, a myślał zupełnie co innego, niż mówił — ale przynajmniej słowa były odpowiednie. Sula pomyślała, że chyba konwokacja dokonała trafnego wyboru.
Gdyby kilka dni wcześniej wiedziała, że ktoś taki jak Eldey już tu zmierza, może lady Trani nie musiałaby umierać. Niewykluczone, że planeta zniosłaby obecność lady Trani przez dwadzieścia kilka dni.
Ale w hierarchii uczynków, których Sula żałowała, śmierć lady Trani nie zajmowała zbyt wysokiej pozycji.
Ponieważ nic nie zapowiadało, że wyższa władza ma ją zlikwidować, Sula zaczęła myśleć o swojej przyszłości. Poszła do apteki, dostarczyła kroplę krwi i kazała odczytać swój kod genetyczny. Potem z nonszalancją typową dla absolutnego władcy pomaszerowała do parowskiego banku genów — ozdobnego budynku wciśniętego między dwa biurowce rządowe — i poprosiła o oprowadzenie. Podenerwowana urzędniczka, Lai-own, pokazała jej, jak zbierane są dane genetyczne każdego para na Zanshaa, który ubiega się o licencję małżeńską, i jak te dane są przechowywane w banku genów, którego historia sięga czasów założenia imperium. Potem pokazała, jak zeskanowany materiał genetyczny zostaje wykorzystany do określenia przodków, jeśli pojawia się pytanie o pochodzenie genetyczne danej osoby.
— Czy są jakieś kopie? — zapytała Sula.
— Tak, w sejfie na dole.
Sula próbowała stłumić rozbawienie. Bezcenne dane o genealogii parów i ich jedyne kopie są trzymane w tym samym budynku i mogą paść ofiarą tych samych wypadków. Fakt ten potwierdzał powszechną wiarę, że Górne Miasto i imperium będą trwać wiecznie.
— Proszę mi pokazać kopie — powiedziała Sula.
Urzędniczka zabrała ją do pokoju w podziemiach i otworzyła sejf. Sula wyobrażała sobie mały, starożytny sejf, a tymczasem sejf był ogromny i wspaniały, cały z błyszczącego, polerowanego metalu. Spojrzała na swe zniekształcone odbicie, w otwierających się drzwiach. Razem z urzędniczką weszły do środka. Wnętrze sejfu pachniało lekko smarem.
Magazyn danych funkcjonował i wyglądał tak samo jak podstawowy komputer na parterze.
— Proszę mi pokazać, jak to działa — poleciła Sula.
Urzędniczka posłuchała.
— Bardzo dobrze. Teraz niech pani stąd wyjdzie. Urzędniczka popatrzyła na nią złotymi oczyma ze zdziwieniem.
— Milady?
— Proszę wyjść. Niech pani pójdzie z kolegami na wczesny lunch. Chcę wyciągnąć genetyczną informację o pewnych poszukiwanych naksydzkich oficjelach, mordercach, którzy uciekają przed karą za zbrodnie.
Zaszokowana urzędniczka rozwarła pysk.
— Milady, my to możemy dla pani zrobić.
— Nie, nie możecie. Nie mogę pozwolić, byście poznali ich nazwiska. To tajemnica wojskowa.
Ale, milady…
— Wie pani — oznajmiła Sula — mogłabym zaoszczędzić mnóstwo rządowych pieniędzy, zamykając to miejsce. Mało prawdopodobne, by jacyś parowie teraz się pobierali.
Wszyscy urzędnicy pośpiesznie czmychnęli po jesionki i kapelusze, po czym uciekli w szary jak łupek zimowy dzień. Sula zamknęła drzwi frontowe i usiadła za konsolą sterowniczą. Krótko napawała się tą chwilą, po czym usunęła wszystkich przodków Caro Suli, cofając się o jakieś 3500 lat i wprowadziła swoje dane, po czym wyłączyła terminal.
To samo zrobiła z zapasową kopią.
Może w końcu Caro spocznie raz na zawsze — pomyślała.
* * *
Po pierwszej wymianie listów stosunki między Sulą i lordem Eldeyem stały się serdeczne. Lord potwierdził wszystkie listy mianowanych i amnestionowanych i zarekomendował Zarządowi Floty potwierdzenie nagród, które Sula przyznała członkom armii podziemnej. Sula poinformowała go, że na Zanshaa odczuwa się brak antymaterii do generacji energii. Odpowiedział jej, że przewidziano te braki i że dostawy anrywodoru są już w drodze. Opowiedziała mu o rozmaitych konfliktach pojawiających się między frakcjami lojalistów, które objęły władzę w rozmaitych miastach, a Eldey zasugerował jej, jak sobie z tym radzić.
— Muszę wyrazić pani uznanie za stanowczość, jaką wykazała pani w stosunku do Naksydów zajmujących się racjonowaniem żywności — dodał. — Ale mogła pani zrobić to znacznie prościej, ogłaszając stały podatek na żywność, który wejdzie w życie… powiedzmy, za sześć miesięcy.
Читать дальше