Biuro Kazakov zdawało się być mesą ze ścianami w pastelowych barwach i wizerunkami ludzi, siedzących wygodnie na kanapach podczas jedzenia i picia. W pomieszczeniu pracowali porucznik i steward. Gdy wszedł Martinez, obaj natychmiast wstali, salutując.
— Powróćcie do swych zajęć — powiedział.
Przy ścianie stały displeje komputerowe. Kazakov opadła na fotel i wzięła klucz kapitański Martineza. Martinez zastanawiał się chwilę, dlaczego Kazakov pracuje w mesie, a potem uświadomił sobie prawdopodobną przyczynę: to on, Martinez, zajął jej kwaterę dla siebie.
Oficerem taktycznym na statku na ogół bywał porucznik, któremu ten obowiązek powierzał kapitan; jednak na statku flagowym oficer taktyczny eskadry był wyznaczany przez oficera flagowego i uważany za członka sztabu. Taki oficer był zazwyczaj nadal porucznikiem, choć uprzywilejowanym, ale były znane wypadki, że oficerowie sztabowi mieli rangę wyższą.
Jednakże Martinez, jako pełny kapitan był trzecim pod względem starszeństwa oficerem na pokładzie i pierwszy porucznik musiała prawdopodobnie przenieść swoją kwaterę, by zrobić mu miejsce. To stworzyło kaskadę, w której każdy oficer popychał oficera poniżej.
Nic nie stwarzało korzystniejszego wrażenia niż wykopywanie wszystkich młodszych oficerów z łóżek. Martinez miał nadzieję, że nie zmusił młodszego porucznika do spania z kadetami.
Kazakow wręczyła mu jego kartę kapitańską.
— Jest pan teraz w statkowym komputerze, choć będzie musiał pan poprosić lady dowódcę eskadry, by dała panu hasła do komputera taktycznego. Wysyłam plan statku do bufora pańskiej poczty, skąd będzie mógł pan go załadować do displejów mankietowych. — W szczelinie zaszumiał wydruk i Kazakov mu go wręczyła. — To jest kombinacja cyfr do pańskiego sejfu. Zmienię ją, jeśli chce pan, by była absolutnie bezpieczna, gdyż w tej chwili na pokładzie znajduje się przynajmniej jeden oficer, który ją zna.
— Przykro mi, jeśli zabrałem pani kwaterę — powiedział Martinez.
Kazakov uśmiechnęła się.
— Jakoś to przeżyję, milordzie. Niech pan przyłoży tu kciuk i podpisze.
Martinez zrobił to, a Kazakov poprowadziła go dalej, do dowódcy eskadry.
Gabinet lady Michi Chen był arcydziełem: brązowe, żłobkowane ornamentowane kolumny, ściany pomalowane w fantastyczne krajobrazy, w których unosili się klasycznie skomponowani, lekko odziani Terranie; stała tam także para prawdziwych brązowych posągów, uśmiechniętych nagich kobiet wyciągających przed siebie kosze pełne owoców.
Dowódca eskadry Chen nie przypominała zbytnio brązowych dziewcząt z owocami, które oskrzydlały jej biurko. Była przystojną kobietą w średnim wieku, nieco krępą, o siwiejących, czarnych włosach, przyciętych krótko na linii szczęk i nad czołem w prostej grzywce. Miała ziemistą cerę — prawdopodobnie był to skutek miesięcy spędzanych na pokładzie okrętu flagowego bez krzty prawdziwego słońca.
Martinez wyprężył się w salucie.
— Melduje się kapitan Martinez, milady.
— Kapitanie Martinez — powiedziała, wstając. — Witaj w rodzinie.
Martinez poczuł się lepiej i uścisnął wyciągniętą dłoń.
— Jestem bardzo szczęśliwy, że tu przyleciałem — oznajmił.
— Terza i Maurice mają się dobrze?
— Tak. Jak ostatnio słyszałem, obydwoje przywykają do statkowego życia.
— Wkrótce uaktualni pan wiadomości. Przez ostatnie kilka dni pańską korespondencję kierowano do mnie. — Usiadła. — Proszę usiąść, lordzie kapitanie. — Spojrzała na starszą porucznik. — Dziękuję, Kazakov. — Pierwsza porucznik wycofała się.
Siły Chen nie znajdowały się już w układzie Zanshaa: kiedy dwa wielkie statki transportowe, wiozące Lordów Konwokatów, zniknęły w wormholu Zanshaa Dwa, flota macierzysta poleciała za nimi, pozostawiając układ na pastwę Naksydów. Eskadra Chen pozostała z Konwokatami, aż ich ucieczkę uznano za udaną, a następnie oddzieliła się od reszty floty i przerzuciła przez ciąg wormholowych portali, aż do swego obecnego położenia w układzie Seizho.
Podróż Martineza była bardziej bezpośrednia: mógł polecieć z Zanshaa prosto do Seizho, cały czas przyśpieszając, i znalazł oczekujące tam na niego Siły Chen, hamujące w skromnym tempie jednego g.
Martinez domyślał się, dlaczego Siły Chen, będąc w Seizho, redukują swą szybkość.
Czas pokaże, czy się mylił.
— Przypuszczam, że jest pan zmęczony — powiedziała lady Michi — i że chciałby pan uporządkować swój sprzęt i trochę odpocząć, ale pragnę pana przywitać i zaprosić na dzisiejszą kolację.
— Będę zaszczycony, milady — odparł Martinez.
— Proszę mi dać swoją kartę kapitana. Wprowadzę pana do komputera taktycznego.
Po raz drugi Martinez oddał swą kapitańską kartę. Lady Michi włożyła ją w szczelinę, patrzyła przez chwilę na displej urządzenia, a potem postukała w swój displej.
— Proszę o odcisk kciuka i podpis, kapitanie Martinez — powiedziała. — Kolacja będzie o 25:01.
— Dziękuje, milady.
Martinez wziął kartę, wyprężył się, podszedł do drzwi i się zawahał.
— Pańska kabina jest po prawej stronie — powiedziała lady Michi. — Pańskie nazwisko będzie na tabliczce na drzwiach.
Martinez podziękował dowódcy eskadry i wyszedł. Bez trudu znalazł kajutę. Ordynansi nadal instalowali tam bagaże. Martinez nadzorował ten proces, zwłaszcza chowanie rozmaitych win i delikatesów, które przywiózł ze sobą na „Żonkilu”.
Potem odwiedził kwatery swoich czterech służących i upewnił się, że jego ludzie nie mają skarg. Choć kapitanowie zazwyczaj nie ozdabiali kabin poborowych — zwykle wystarczało maźnięcie nową farbą — pomieszczenie dla załogi na „Prześwietnym” było, jak reszta statku, dziełem sztuki. Martinez wsunął Aliklianowi wystarczającą sumę pieniędzy, by pokryć wszelkie opłaty w mesie podoficerskiej, wreszcie skierował się jeden pokład do przodu — „w górę” przy obecnym hamowaniu — do swojej kwatery.
Na szczycie schodni zaskoczyło go spotkanie z dawną przyjaciółką, ale potem zauważył, że Chandrze Prasad towarzyszy starszy od niej mężczyzna w mundurze starszego kapitana i Martinez wyprężył się do salutu, wpatrując się ponad głowę kapitana o zalecaną szerokość dłoni.
— Kapitan Martinez, lordzie kapitanie — powiedział.
Starszy kapitan lord Gomberg Fletcher dość długo zwlekał z odpowiedzią.
— Tak — ocenił — Najwidoczniej pan to on. Może pan stanąć na spocznij.
Najsłynniejszy esteta floty był mężczyzną o szczupłej twarzy ze starannie sfalowanymi srebrnymi włosami i błękitnymi oczyma, osadzonymi w głębokich, pobrużdżonych oczodołach. Miał dobrze skrojony i nieskazitelny mundur. Srebrne guziki błyszczały.
— Kapitanie Martinez — rzekł Fletcher — pozwolę sobie przedstawić porucznika lady Chandrę Prasad?
— Lady i ja już się znamy — oznajmił Martinez.
— Taak — powiedziała Chandra.
W jej oczach zalśnił figlarny błysk i Martinez starał się na niego nie reagować. Razem z lady Chandrą parę lat temu kończyli dwumiesięczny kurs łączności i szyfrów na Zarafanie, podczas długiego gorącego lata, które dla nich okazało się jeszcze gorętsze.
W ciągu minionych lat włosy Chandry stały się kasztanowe — Martinez pamiętał, że była szatynką — ale ostry podbródek i pełne wargi były dokładnie takie, jakie Martinez zachował w swej pamięci.
Oderwał wzrok od Chandry i uznał, że sytuacja zasługuje na bezpośredni hołd.
— Milordzie — rzekł — pozwolę sobie wyrazić uznanie dla wyglądu pańskiego statku. To najpełniejsza koncepcja, z jaką się zetknąłem.
Читать дальше