— To nie są ćwiczenia, milordzie — powtórzył Vonderheydte. — Wystrzelić pociski. — Zapadła krótka cisza, nerwy Martineza odruchowo się napięły, jakby w oczekiwaniu na odrzut. — Pociski wystrzelone — meldował Vonderheydte. — Pociski opuściły statek. Pociski lecą normalnie na napędzie chemicznym.
Pociski wyniesiono w przestrzeń na szynach gaussowskich — i oczywiście nie było żadnego wyczuwalnego odrzutu — a potem rakiety zabierały je na bezpieczną odległość od statku i tam włączały się silniki na antymaterię.
— Proszę pana — w słuchawkach Martineza rozległ się głos Shankaracharyi. — Pilny przekaz od kapitana Kamarullaha. Do pana osobiście, lordzie kaporze.
Martinez usiłował się przełączyć ze świata wirtualnego — gdzie królowały ikony planet, wykresy trajektorii oraz ścisłe obliczenia — w rozmowę; jego umysł zawirował.
— Odbiorę — powiedział i natychmiast w wirtualnym displeju, obraźliwie blisko, pojawiła się twarz Kamarullaha. Martinez skrzywił się odruchowo.
— Tu Martinez — rzekł.
Kanciasta twarz Kamarullaha była zaczerwieniona. Czy to jakiś wewnętrzny żar zabarwił mu skórę, czy też jest to atrybut transmisji, zastanawiał się Martinez.
— Kapitanie Martinez — rzekł Kamarullah — przed chwilą wystrzelił pan pociski. Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że z tej odległości raczej nie trafi pan we wroga?
— Włączone główne silniki pocisków — meldował Vonderheydte, jakby akcentując pytanie Kamarullaha.
— Nie zamierzam tymi pociskami uderzyć w Naksydów — odparł Martinez. — Chcę zamaskować pewien manewr.
— Manewr? Tutaj? — Kamarullah był zaskoczony. — Jak to? Jesteśmy jeszcze godziny od wroga. — Spojrzał na Martineza rozgorączkowanym wzrokiem i przemówił niezwykle wyraźnie, dobitnie, jakby samą siłą słów usiłował przekonać ślepca, że ten stoi na drodze rozpędzonego samochodu. — Kapitanie Martinez, myślę, że pan tego nie przemyślał. Gdy tylko zauważył pan wroga, powinien pan wydać eskadrze rozkaz obrotu i rozpoczęcia hamowania. Musimy doprowadzić do tego, że eskadra komandora Do-faqa dołączy do nas przed potyczką. — Jego głos przybrał ton bardzo poważny i chyba nawet trochę błagalny. — Jeszcze nie jest za późno, by przekazać dowództwo eskadry bardziej doświadczonemu oficerowi.
— Pociski… — zaczął Martinez.
— Psiakrew, człowieku! — Oczy Kamarullaha miały lekko dziki wyraz. — Nie nalegam, żebym to ja dowodził. Ale jeśli nie mnie, to niech pan przekaże stanowisko komuś innemu. A panu zostanie mnóstwo pracy z niedoświadczoną załogą, przy czym nie będzie się pan musiał martwić o taktykę.
— Pociski — ciągnął Martinez spokojnie — mają zamaskować przybycie eskadry dowódcy Do-faqa. Chcę jak najdłużej zachować w tajemnicy istnienie ciężkiej eskadry.
Kamarullaha opanowało zdziwienie.
— Ale to zajmie godziny. Oni i tak muszą…
— Kapitanie Kamarullah — przerwał mu Martinez — proszę czekać na dalsze rozkazy.
— Chyba nie będzie pan próbował tych swoich… tych taktycznych nowinek? — powiedział Kamarullah. — Przecież eskadra ich nie rozumie ani…
Martinezowi skończyła się cierpliwość.
— Dosyć! Pozostańcie w gotowości! Koniec rozmowy!
— Ja nie…
Martinez przerwał połączenie i wściekle uderzył pięścią w podłokietnik fotela. Kazał komputerowi przechować zapis tej rozmowy. Na wszelki wypadek lepiej mieć to zarejestrowane, pomyślał.
Potem wpatrywał się ślepo w wirtualny układ planetarny — małe abstrakcyjne symbole w doskonałym, uporządkowanym świecie — i próbował zgadnąć co teraz należy zrobić.
— Łączność: wiadomość do dowódcy eskadry Do-faqa, osobiście do dowódcy. Wysłać przez stację przekaźnikową wormholu.
— Tak jest, milordzie. Osobiście do dowódcy eskadry. Znowu Martinez czekał, aż zamigocze światełko — jarząca się planetka pojawiła się w świecie wirtualnym.
— Lordzie dowódco Do-faq. Według mnie nasza wielka przewaga w nadchodzącym starciu polega na tym, że wróg jeszcze nie wie o istnieniu waszej eskadry. Zbliżając się do wroga, wystrzelę pociski, by jak najdłużej zasłaniać pańskie statki. Czternasta Lekka Eskadra otrzyma rozkaz przeprowadzania manewrów, które uwiarygodniłyby zastosowanie zasłony.
— Jeśli zgadza się pan z moim planem, proszę o wydanie rozkazu swoim jednostkom, żeby zaraz po wyjściu z wormholu leciały na dwa-dziewięć-zero przez zero-jeden-pięć bezwzględnie i kontynuowały przyśpieszenie dwóch g. To pozwoli panu wykorzystać zasłonę, którą już stworzyłem.
Gdy spojrzał w kamerę, uzmysłowił sobie, że powinien jakoś złagodzić wydźwięk tego, co powiedział. Żeby nie brzmiało to jak rozkaz wydawany w końcu oficerowi, mającemu kilka rang więcej.
— Jak zawsze, pozostaję posłuszny pańskim rozkazom. Koniec wiadomości.
Zamilkł. Światełko nagrania zniknęło z wirtualnego displeju. Wyobraził sobie, jak za pośrednictwem laserów komunikacyjnych przekaz wędruje z „Korony” do Do-faqa i w jego umysł zaczęły się wkradać głębokie wątpliwości. Co się stanie, jeśli wiadomości nie dotrą do Do-faqa? Jeśli w jakiś sposób stacje przekaźnikowe wormholu dostały, się pod kontrolę wroga?
Jego podejrzenia były prawdopodobne, a świadczył o tym jeden fakt: przybycie eskadry Naksydów nie powinno być niespodzianką. Stacja na drugim krańcu Wormholu Dwa powinna wiele godzin temu zauważyć Naksydów i zameldować o tym dowódcy stacji pierściennej Hone-baru, a ten z kolei powinien przekazać informację Do-faqowi, o którego przybyciu wiedział od prawie miesiąca. W zasadzie na całej drodze z Comadoru powinien pojawić się ciąg meldunków o tym, że widziano Naksydów.
Dlaczego ta informacja nie dotarła do Martineza? Czyżby połowa Służby Eksploracji przeszła na stronę rebeliantów?
Gdyby rzeczywiście tak się stało i gdyby przesyłki Martineza nie docierały do Do-faqa, powinien był rozkazać, żeby ostatnie dwie wiadomości wysłano z tej strony wormholu — wówczas Do-faq otrzymałby je po wejściu do układu Hone-bar.
Martinez już miał wydać odpowiednie rozkazy, gdy usłyszał w słuchawkach głos Shankaracharyi.
— Wiadomość od dowódcy eskadry komandora Do-faqa przez stację Wormholu Jeden. „Wiadomość przyjęta. Lekka eskadra czternaście bierze kurs na dwa-osiem-osiem przez zero-jeden-pięć bezwzględnie i zaczyna hamowanie przy cztery przecinek pięć g.”
— Przyjęto — odpowiedział Martinez automatycznie, ale popłoch przemknął mu po nerwach. Rozkaz Do-faqa to reakcja na pierwszą wiadomość Martineza i oznacza on, że eskadra Martineza ma wybrać obszerną trajektorię wokół Soqa, gazowego giganta; trajektorię tak szeroką, żeby formacja Do-faqa mogła lecieć po krzywej wewnętrznej, bliższej planety, nadrabiając trochę dystansu dzielącego obie eskadry.
Rozkaz był sensowny oraz idealnie zgodny z tradycyjną taktyką. Niestety, nie zgadzał się z planem bitwy, jaki powstał w umyśle Martineza.
Prawie pięć minut zajęłoby przekazanie ostatniej transmisji, sugerującej manewr eskadry Do-faqa, i drugie pięć minut przesłanie odpowiedzi. Jeśli jednak lekka eskadra Martineza miała realizować jego plan, musiałaby zacząć manewr, nim dotrze odpowiedź Do-faqa.
Jeśli mam realizować swój plan, muszę złamać rozkaz Do-faqa, pomyślał.
Nieoczekiwanie zapragnął, żeby Służba Eksploracji rzeczywiście dopuściła się zdrady, żeby wiadomości nie zostały przekazane przez stacje wormholu.
— Łączność: wiadomość do eskadry — powiedział. — Obrócić statki: przygotować się do hamowania na kursie dwa-osiemosiem przez zero-jeden-pięć bezwzględnie. Czekać na mój rozkaz hamowania.
Читать дальше