Caro spojrzała na nią spod przymrużonych powiek. Gredel zaczęła się denerwować, ponieważ rozpoznała, że to wstęp do wybuchu gniewu.
— Co masz na myśli?
— Kiedy się nie płaci Kulasowi, zdarzają się różne rzeczy.
— Na przykład? — spytała pogardliwie.
— Na przykład… na przykład to, co stało się z Moseleyem. — Zrobiło jej się niedobrze na te wspomnienia. — Moseley prowadził parę sklepów Kulasa, wiesz, Kulas sprzedawał za ich pośrednictwem zdobyty towar. I Kulas się zorientował, że Moseley podbiera mu zyski. I wtedy… — Pamiętała, jak Kulas wrzeszczał na Moseleya, potem chłopaki Kulasa przytrzymali Moseleya, a Kulas wymierzał mu ciosy w twarz i korpus. Potem nieprzytomny Moseley upadł, ale Kulas nadal go kopał. Nawet teraz Gredel słyszała głuche uderzenia butów.
— Więc co się stało z Moseleyem? — pytała Caro.
— Chyba umarł. — Gredel miała kamień w gardle. — Chłopaki nie rozmawiali ze mną o tym. Od tamtej pory nikt go nie widział. Teraz jego sklepy prowadzi Panda.
— I Kulas by mi coś takiego zrobił? — spytała Caro. Z trudem wyobrażała sobie, że ktoś taki jak Kulas mógłby jej coś zrobić.
Gredel się zawahała.
— Raczej nie powinnaś dawać mu pretekstu. Jest nieprzewidywalny.
— Dobrze, więc daj mu pieniądze.
Caro podeszła do komputera i dała Gredel folię kredytową na pieniądze. Gredel zaniosła to Kulasowi. Speszony, spojrzał na kwit — obracał tylko gotówką — i poprosił Gredel, by zaniosła to z powrotem i żeby Caro zamieniła to na gotówkę. Następnego dnia Caro miała kaca i nie chciała, żeby jej przeszkadzano, więc podała Gredel kody do swojego rachunku gotówkowego.
Aż tak łatwo poszło.
Gredel zobaczyła, jaka suma wpłynęła na rachunek poprzedniego dnia, i aż dech jej zaparło. Osiemset czterdzieści zenitów. To by wystarczyło na roczne utrzymanie Neldy wraz z gromadką dzieci i jeszcze by zostało na codzienne popijawy Antony’ego. A Caro dostawała taką sumę co miesiąc.
Gredel zaczęła nadzorować jej fundusze. Dopilnowała, by przynajmniej część wierzycieli otrzymała zwrot długu, i dbała o to, by w domu zawsze było jedzenie. Sprzątała mieszkanie, zbierała ubrania, które Caro wszędzie rozrzucała; wysyłała rzeczy do pralni, a gdy wracały, układała je w szafach. Caro traktowała to wszystko z rozbawieniem.
— Gdy wstąpię do floty, możesz pójść ze mną. Zostaniesz moją służącą czy czymś takim — powiedziała.
W sercu Gredel zapłonęła radość.
— Wspaniale, ale będziesz musiała pociągnąć za sznurki, by mnie przyjęto… chodzi o przeszłość mojej matki i całą resztę.
— Jakoś cię umieszczę — zapewniła Caro.
Kulas, rozczarowany, słuchał, gdy Gredel, odwiedziwszy go w jednym z jego mieszkań, opowiadała o finansach Caro.
— Osiemset czterdzieści. Tego nawet nie warto kraść. — Położył się na plecach i zasępiony patrzył w sufit.
— Niektórych zabito za znacznie mniejsze sumy — zauważyła Gredel. — Za cenę butelki podłego wina.
Kulas spojrzał na nią ostro niebieskimi oczyma.
— Nie mówię o zabijaniu ludzi. Nie warto dać się samemu za to zabić, bo tak by się to prawdopodobnie zakończyło, gdybyś ukradła coś parowi. Nie warto próbować, póki Caro nie osiągnie dwudziestu dwóch lat. Wtedy dostanie cały spadek i wstąpi do floty. — Westchnął. — Szkoda, że już teraz nie jest we flocie. Gdyby miała przydział do portu, moglibyśmy ją wykorzystać i przejąć coś z dostaw dla floty.
— Nie chcę jej okradać — stwierdziła Gredel.
Kulas, zamyślony, skubał sobie podbródek i kontynuował, jakby jej w ogóle nie słyszał.
— Rozumiesz, założysz rachunek bankowy na nią, ale z twoimi odciskami kciuka. Potem przelewasz pieniądze Caro na swój rachunek, zamieniasz je na gotówkę i rozpływasz się w mroku. — Uśmiechnął się. — To powinno być proste.
— Chyba mówiłeś, że nie warto.
— Nie dla tych ośmiuset zenitów. Ale kombinuję, jak odzyskać to, co zainwestowałem.
A więc Kulas nie zamierza ukraść pieniędzy — Gredel odetchnęła z ulgą. Nie chciała być złodziejem, okradać przyjaciółki.
— Ona chyba nie ma tu żadnych pożytecznych znajomości — myślał na głos Kulas. — Dowiedz się czegoś o tych Biswasach. Mogą się na coś przydać.
Gredel uznała tę prośbę za nieszkodliwą.
Większość czasu spędzała poza domem Neldy — albo u Kulasa, albo w mieszkaniu Caro. U Neldy sprawy przybrały ponury obrót. Antony zamierzał chyba zostać tam na dłużej. Miał kłopoty z wątrobą i nie mógł dostać pracy. Gredel widywała Neldę ze świeżymi siniakami i zadrapaniami na twarzy. Czasami nawet dzieciaki były pobite. Niekiedy, gdy Gredel przychodziła wieczorem do domu, widziała nieprzytomnego Antony’ego na kanapie, z butelką ginu w ręce. Zdejmowała wtedy buty i przemykała się cicho, patrząc na niego z nienawiścią. Myślała: jak łatwo by go było załatwić, uderzyć butelką w głowę, walić, żeby już nigdy nikomu nie zrobił krzywdy.
Kiedyś zastała Neldę całą we łzach. Antony zbił ją i zabrał pieniądze na czynsz, po raz drugi z rzędu.
— Wyeksmitują nas — łkała Nelda. — Wyrzucą na bruk.
— Nie martw się — oznajmiła Gredel zdecydowanie.
Poszła do Kulasa i wszystko mu opowiedziała. Prosiła o pieniądze.
— Nigdy cię o nic więcej nie poproszę — obiecała.
Kulas wysłuchał, sięgnął do portfela i wręczył Gredel sto zenitów.
— Wystarczy? — spytał.
Gredel wahała się, czy wziąć banknot.
— To więcej, niż potrzeba. Nie chcę brać aż tyle.
Kulas włożył Gredel banknot w dłoń. Patrzył jej prosto w oczy.
— Proszę, weź. Za resztę kup sobie coś ładnego.
Gredel przepełniła wdzięczność. Łzy spłynęły jej po policzkach.
— Dziękuję. Wiem, że na to nie zasługuję.
— Przeciwnie — powiedział Kulas. — Zasługujesz na najlepsze rzeczy, Ziemianko. — Pocałował ją, usta oddawały smak soli. — Zanieś to administratorowi domu. Nie dawaj Neldzie, bo znów może jej zabrać.
— Zaraz tam pójdę.
— A czy… — Wzrok Kulasa stał się bardzo poważny. — Czy Antonym nie warto się zająć? Może trzeba go zachęcić, by się wyprowadził? Wiesz, o co mi chodzi.
Gredel się wzdrygnęła.
— Nie — odparła. — Nie… nie zostanie tam długo.
— Pamiętaj, że jest taka opcja, dobrze? Gredel tylko skinęła głową.
Zaniosła pieniądze administratorce, która miała biuro w tym samym budynku. Nachmurzona mała kobieta rozsiewała woń kapusty i cebuli. Gredel nalegała, by wydano jej kwit za dwa miesiące. Kobieta, zrzędząc, wypisała go. Wychodząc od niej, Gredel myślała o Kulasie: jest hojny, więc mnie kocha.
Szkoda, że musi umrzeć, powstała w jej głowie nieproszona myśl.
Co najgorsze, Gredel wiedziała, że to prawda.
Ludzie pokroju Kulasa nie żyli długo. Niewielu było starych Linkbojów — dlatego nie istniało określenie linkman. Zawsze kiedyś wpadali i ich zabijano. Ich najbliżsi — żony, kochanki, dzieci — też płacili. Dostawali wyrok na farmie pracy — jak Ava — albo karę śmierci.
Kilka dni później rzeczywistość to potwierdziła: przyłapano Stoneya, gdy w porcie Maranie odbijał ładunek ogniw paliwowych. Po dwóch tygodniach zakończono proces i w następnym tygodniu wykonano wyrok. Kradzież własności prywatnej była zwykłym przestępstwem, nie zbrodnią przeciw Praxis, w stosunku do Stoneya nie zastosowano tortur — te były zarezerwowane dla tych, którzy złamali najwyższe prawo. Przypięto go jedynie do krzesła i uduszono garotą.
Читать дальше