Lepkie Powietrze rozdarł przeraźliwy kwik. Świnia zaatakowała Addę.
Starzec obrócił się w Powietrzu, próbując się uchylić. Falował i mocno wierzgał nogami, napierając na Magpole…
Dura natychmiast zorientowała się, że nie wymachiwał nimi wystarczająco szybko.
Przywarła do zapłakanego Farra. Mogła tylko bezradnie oglądać upiorną scenę. Adda nie okazywał strachu, ale też nie był obojętny. Na twarzy starca malował się grymas irytacji, wywołany zapewne kolejną porażką jego słabnącego ciała.
Locha zbliżała się do niego, wydalając zielone obłoczki wiatroodrzutów. Otworzyła pysk.
Potężne, okrągłe wole zwierzęcia zamknęło się wokół nóg starego myśliwego. Rozpędzona świnia potoczyła się z nim do przodu. Dura patrzyła z przerażeniem, jak słabe ciało Addy uderza o pień drzewa. Jednakże starzec był przytomny i okazywał chęć walki; okładał pięściami szeroki, drżący zad zwierzęcia.
Córka Logue' a odepchnęła się od drzewa i zaczęła intensywnie falować w kierunku świni. Philas zbliżała się z drugiej strony, trzymając przed sobą włócznie. W jej szeroko rozwartych oczach było widać jedynie zdumienie i lęk.
Świnia, którą zatrzymało zderzenie z drzewem, teraz cofnęła się w czyste Powietrze i za pomocą bocznych strug gazu zaczęła wirować wokół swojej osi. Adda chyba zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Mając uwięzione nogi, walił mocno w bok stworzenia i klął siarczyście. Locha kręciła się coraz szybciej i w końcu przypominała plamę, w której można było dostrzec płetwy i szypułkowe oczy. Wokół jej cielska unosiły się koliste wstęgi wiatroodrzutów, a płetwy lśniły elektronowym blaskiem. Wreszcie Adda opadł do tyłu i leżał przy długim boku zwierzęcia, mając nienaturalnie zgięte kolana.
Dura wiedziała, że w ten sposób dziki zabijają swoją zdobycz:
obracały się tak szybko, że nadciekłość Powietrza, utrzymująca przy życiu wszystkie zwierzęta w Płaszczu, włącznie z ludźmi, ulegała załamaniu. Taktyka była prosta, ale zabójczo skuteczna. Mimo że Adda czuł ból w zakleszczonych nogach, udręka wywołana wirowaniem świata ginęła w paraliżującym, tępym odrętwieniu; mięśnie starca przestawały funkcjonować, zmysły słabły, niebawem miała ustać praca mózgu.
Dura rzuciła się z ogłuszającym rykiem na wirujące zwierzę. Wczepiła się w gładką, śliską skórę świni i poczuła jej gorące cielsko na swoim brzuchu i nogach. Pchnęła je dwukrotnie i została zrzucona. Potoczyła się do tyłu i wyrżnęła o pień drzewa tak mocno, że zaparło jej dech w piersiach.
Jedna z krótkich włóczni dziewczyny pękła z trzaskiem i odleciała. Natomiast drugą udało się jej przebić skórę świni. Ranne zwierzę, z którego brzucha nadal sterczała włócznia starca, usiłowało utrzymać rotację, lecz ból sprawił, że jego ruch stał się nierówny i zaczęło obniżać oś wirowania, niezdarnie ciskając się w Powietrzu. Biedny Adda najwyraźniej zdążył już stracić przytomność; jego bezwładne ciało, miotane to w jedną, to w drugą stronę, odbijało się z głuchym odgłosem od boku lochy.
Philas rzuciła się na świnię i zatopiła swoją włócznię w skórze, powiększając ranę, którą zadała Dura. Stworzenie otworzyło potężną gębę i ściągnęło w tył koliste wargi, odsłaniając zieloną gardziel, a następnie ryknęło z bólu. Nogi Addy wysunęły się z paszczy zwierzęcia. Uwolnione ciało myśliwego bezładnie szybowało. Farr pośpieszył do starca.
Wdowa wepchnęła kolejną włócznię w trzepoczący otwór gębowy świni i dźgała odsłonięte narządy wewnętrzne. Dura odepchnęła się od drzewa i jeszcze raz zaatakowała lochę. Nie miała już broni, ale ciągnęła za drzewce włóczni zatopionych w boku zwierzęcia i rozszarpywała rany, podczas gdy Philas nadal zajmowała się jego ryjem.
Trwało to wiele minut. Świnia miotała się w Powietrzu do samego końca, usiłując wykorzystać szczątkową rotację do zrzucenia napastników. Nie mogła jednak uciec. Wreszcie, wypuszczając bezużyteczne wiatroodrzuty, zupełnie straciła siły, a jej kwiczenie przerodziło się w cichy pomruk.
Dwie wyczerpane kobiety zawisły w Powietrzu. Z bezwładnego cielska lochy zwisał płat oderwanej skóry, otwór gębowy stworzenia był rozdziawiony. Dura ciężko dyszała i prawie nic nie widziała. Wciąż się jej wydawało, że zarżnięte zwierzę za chwilę niespodziewanie ożyje.
Powoli zaczęła falować w kierunku Philas. Po chwili padły sobie w objęcia. Oczy miały szeroko otwarte, zszokowane głęboko tym, co zdołały uczynić.
* * *
Farr ostrożnie położył Addę na pniu drzewa; delikatny napór Magpola miał utrzymywać rannego w tej pozycji. Chłopiec pogłaskał starca po pożółkłych włosach. Odzyskawszy jego zniszczoną włócznię, położył ją przy nim.
Obie kobiety zbliżyły się do nich. Dura wycierała drżące ręce o uda. Uważnie oglądała obrażenia Addy; bała się go dotknąć.
Nogi starego myśliwego poniżej kolan przypominały bezładną plątaninę. Kości podudzia były złamane w kilkunastu miejscach, natomiast stopy wyglądały jak mięsna miazga. Dura zauważyła, że z wierzchu nie uszkodzona klatka piersiowa Addy jest jednocześnie osobliwie nierówna. Mogła się tylko domyślać, że starzec miał połamane żebra.
Jego prawe ramię, zapewne złamane, bezwładnie zawisło w Powietrzu pod dziwnym kątem. Twarz Addy była posiniaczona. Oczodoły wypełniała lepka krew, a nozdrza pobladły. Jedynie Xeelee raczyli wiedzieć, jakich obrażeń wewnętrznych doznał. Ze schowka między nogami starca wypadł penis oraz moszna. Obnażony Adda wyglądał jeszcze bardziej żałośnie. Dura ostrożnie wzięła w dłoń skurczone genitalia i wepchnęła je z powrotem do schowka.
— On umiera — powiedziała Philas drżącym głosem. Zdawało się, że odsuwa się od zmasakrowanego ciała, jakby ten widok był ponad jej siły.
Dura potrząsnęła głową, usiłując zmusić się do myślenia.
— Z pewnością umrze tutaj, w tym okropnym Powietrzu. Musimy go stąd zabrać, wrócić z nim do Płaszcza…
Philas dotknęła ramienia córki Logue'a i spojrzała jej w twarz. Starała się przezwyciężyć skutki szoku.
— Dura, musimy sobie powiedzieć prawdę — rzekła. — On umiera. Nie ma sensu układać planów ani próbować zabrać go stąd… Możemy co najwyżej ułożyć go w wygodnej pozycji.
Dziewczynę zdenerwowało lekkie dotknięcie wdowy. Jeszcze nie mogła się pogodzić z tym wszystkim.
Adda otworzył usta.
— Dura… — odezwał się ledwo słyszalnym szeptem. Nachyliła się nad wargami starca, wciąż bojąc się go dotknąć.
— Adda? Jesteś przytomny?
Zaśmiał się cichutko i poruszył ślepym okiem.
— Wolałbym nie być… — Zamknął usta i starał się przełknąć ślinę. — Dobrze się czujesz?… A chłopak?
— Tak. Nic mu nie jest. Dzięki tobie.
— A świnie?
— Zabiliśmy tę, która cię zaatakowała. Lochę. Pozostałe… — Zerknęła na szybujące w Powietrzu sieci. Były splątane i puste.
— Uciekły. To dopiero klęska.
— Nie. — Starzec poruszył się, jakby usiłował jej dotknąć, ale osunął się z powrotem. — Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Teraz musicie… spróbować jeszcze raz. Wrócić…
— Tak. Ale najpierw musimy się zastanowić, jak cię przenieść. — Popatrzyła na zmiażdżone ciało Addy i próbowała się zastanowić, jak opatrzyć najgorsze obrażenia.
Znowu usłyszała ten cichy, mrożący krew w żyłach śmiech.
— Nie bądź tak… cholernie głupia — wycedził stary myśliwy.
Читать дальше