Mocno zbudowana kobieta zbliżyła do samochodu — ostrożnie, wymierzając włócznię w jego kierunku, lecz najwyraźniej nie sparaliżowana strachem, który zapewne odczuwałby on sam, gdyby role się odwróciły.
Dzikuska krzyczała do niego, podkreślając każde słowo ruchem dzidy. Zewnętrzne ucho systemu nagłośnieniowego przekazywało jej głos.
— A za kogo ty siebie uważasz — za babkę wszystkich Xeelee?
Tobą słuchał uważnie. Głos nadpływowca był oczywiście zniekształcony, ale takie działanie systemu nagłośnieniowego mu nie przeszkadzało. Dobrze znał jego ograniczenia. Pracował na farmie położonej tak daleko od Bieguna — w odległej części nadpływu, na niegościnnej szerokości geograficznej — że systemy samochodu utrzymywały go przy życiu. Najsilniejsi kulisi potrafili przetrwać w takich warunkach bardzo długo, a niektórzy być może zdołaliby pokonać powrotną drogę do Bieguna, do Parz. Ale nie Tobą Mixxax, urodzony mieszczuch. Wątpił, czy przeżyłby tysiąc uderzeń serca.
Dlatego wytrwale dbał o poszczególne układy auta, od których zależało jego życie… Na przykład, o system nagłośnieniowy. Powierza, którym oddychał Tobą, dostarczały zbiorniki wmontowane v masywne, drewniane ściany samochodu. System nagłośnieniowy składał się z misternych rurek, przechodzących przez te zbiorniki. rurki łączyły membrany umieszczone w wewnętrznych i zewnętrznych ściankach. Były wypełnione doskonale nadciekłym Powierzeni, podgrzewanym przez otaczające rurki zbiorniki. Powietrze mogło przekazywać bez uszczerbku nawet drobne wahania temperatury, które ludzkie ucho rejestrowało jako dźwięk.
Ponieważ rurki były stosunkowo wąskie, filtrowały część niższych częstotliwości. Głos dzikuski z nadpływu wydawał się cienki, pozbawiony głębi, a rezonans wytwarzał u niej dziwny, zwielokrotniony tembr. Pomimo to mówiła płynnie — oczywiście w swoim języku — i prawie bez akcentu.
Drażniło go własne zaskoczenie. Dlaczego się dziwił, że ta kobieta potrafi mówić? Wprawdzie należała do nadpływowców, de to byli przecież ludzie, a nie zwierzęta. Kilka wypowiedzianych przez nią słów wystarczyło, by zaczął w niej dostrzegać inteligentną, niezależną istotę, której nie dawało się tak łatwo zastraszyć przewagą technologiczną.
To zapowiadało komplikacje.
— Co jest? — ryknęła kobieta i zaczęła wymachiwać włócznią. — Tak się boisz, że nie możesz wydusić z siebie ani słowa?
— Nazywam się Tobą Mixxax, jestem obywatelem Parz. Ten teren jest moją własnością. Chcę, żebyście się stąd wynieśli.
Ranny starzec obrócił ku niemu nie widzące oczy i krzyknął — słabo, ale wystarczająco głośno, żeby Tobą usłyszał:
— Dranie z Parz! Myślicie, że macie na własność cały przejęty Płaszcz, co? — Stary głupiec przerwał i zakaszlał. Mocno zbudowana kobieta pochyliła się nad nim i najwyraźniej zaczęła go wypytywać, o czym też on mówi. Mężczyzna zignorował jej pytania, a kiedy przestał kaszleć, znowu zawołał: — Odczep się, człowieku z Bieguna!
Tobą zacisnął usta. Wiedzieli o Parz. A zatem nie byli tacy ograniczeni, jak myślał. Może to on był ograniczony. Nachylił się nad membraną głośnika. Starał się, żeby jego głos brzmiał groźnie.
— Drugi raz nie będę was ostrzegał. Chcę, żebyście się wynieśli z mojej posiadłości. A jeśli tego nie zrobicie…
— Och, zamknij się! — Mocno zbudowana dzikuska przysunęła twarz do okienka samochodu. Tobą szarpnął się w tył.
— Co, według ciebie, znaczy dla nas „twoja posiadłość"? A poza tym… — Wskazała rannego starca. — I tak nie możemy nigdzie iść, skoro Adda jest w takim stanie.
Stary człowiek zawołał coś do niej — być może rozkazał, żeby go zostawiła — lecz ona zignorowała jego słowa.
— Nie zamierzamy się stąd ruszyć. Rób, co masz robić. A my… — ponownie uniosła włócznię — będziemy starali się ciebie powstrzymać.
Toby zerknął w przezroczyste oczy kobiety.
Miał pod ręką zestaw małych, misternie rzeźbionych w drewnie dźwigni, może nadeszła pora, aby pociągnąć jedną z nich, skorzystać z kusz i rur oszczepniczych, stanowiących wyposażenie samochodu…
Może.
Nachylił się do przodu. Nie był pewny, jakimi motywami się kieruje.
— Co mu się stało?
Dzikuska zawahała się, ale chłopak udzielił odpowiedzi, a głośnik wiernie przekazał jego cienki, wyraźny głos.
— Addę pobódł knur.
Starzec wybuchnął ochrypłym śmiechem.
— Och, bzdury. Zostałem skaleczony przez ciężarną lochę. Taki ze mnie stary głupiec. — Usiłował odepchnąć się od pnia drzewa, żeby sięgnąć po broń. — Ale nie tak głupi i nie tak stary, żeby nie zamienić ostatnich minut twojego życia w piekło, człowieku z Bieguna.
Tobą spojrzał w oczy silnej kobiety. Uniosła włócznię, wykrzywiła twarz i… nieoczekiwanie wybuchnęła śmiechem.
Tobą był wstrząśnięty, ale również się roześmiał. Dzikuska wymierzyła w niego włócznię, ale z tym gestem niezwiązało się zagrożenie.
— Ty. Tobą Paxxax.
— Mixxax. Tobą Mixxax.
— Jestem Dura, córka Logue'a. — Kiwnął głową.
— Posłuchaj, sam widzisz, że jesteśmy w kłopocie. Dlaczego lnie chcesz wyjść z tego swojego chlewika, żeby nam pomóc?; Zmarszczył brwi. l — O jaką pomoc ci chodzi?
Popatrzyła na starego człowieka. Wyraźnie traciła panowanie nad sobą.
— O pomoc dla niego, oczywiście. — Przyglądała się samochodowi. Sprawiała wrażenie, jakby zaczęła doceniać jego wyrafinowanie. — Może pomógłbyś nam uleczyć jego rany.
— Raczej nie. Nie jestem lekarzem.
Dura zmarszczyła brwi, jakby nie znała tego słowa.
— To przynajmniej pomóż nam wyprowadzić go z lasu. To pudło byłoby tutaj bezpieczne aż do twojego powrotu.
— To jest samochód — wyjaśnił z roztargnieniem. — Dokąd;go przeniesiemy? Do twojego domu? Kiwnęła głową i pokazała włócznią szereg pni drzew, skierowanych ku wnętrzu Gwiazdy. — To o kilka tysięcy ludzi stąd.
Ludzie? Powtórzył to słowo w myślach. Doszedł do wniosku, i że to praktyczna jednostka miary, ale czy mikrony były gorsze? Jeśli dobrze zrozumiał, jeden człowiek odpowiadałby mniej więcej dziesięciu mikronom — jednej stutysięcznej metra. — Jakie macie tam udogodnienia?
— Udogodnienia?
Jej wahanie starczyło za odpowiedź. Nawet gdyby Tobą chciał ryzykować własnym zdrowiem i wozić tego starego gościa po lesie, na miejscu zobaczyłby jedynie kolejnych nagich dzikusów, mieszkających w jakiejś niewyobrażalnej nędzy.
— Zastanów się — powiedział, siląc się na życzliwość. — Jaki to ma sens? Nawet gdybyśmy dotarli tam na czas…
— Nie bylibyśmy w stanie nic dla niego zrobić — dokończyła Dura. Z jej wąskich jak szparki oczu wyzierała udręka. — Wiem. Ale nie mogę tak po prostu się poddać. — Zerknęła na Tobę przez okienko samochodu. W jej spojrzeniu wyczuwało się słabą nadzieję.
— Mówiłeś o swojej posiadłości. Czy to daleko stąd? Czy masz jakieś… hm, udogodnienia?
— Prawie żadnych. — Oczywiście dysponował podstawowym sprzętem medycznym dla kulisów, ale z jego pomocą mógł ich tylko załatać i odesłać z powrotem do pracy. Szczerze mówiąc, gdyby któryś z kulisów miał takie obrażenia jak stary Adda, Tobą spodziewałby się jego śmierci.
W gruncie rzeczy, spisałby go na straty.
Tylko na terenie Parz można było otrzymać pomoc medyczną, która uratowałaby życie staremu.
Tobą chwycił lejce, usiłując ponownie skupić uwagę na własnych sprawach. Miał wiele problemów i mnóstwo roboty do skończenia przed ponownym spotkaniem z Ito i Crisem. Może powinien okazać miłosierdzie, dać tym nadpływowcom szansę wyniesienia się stąd. Przecież chyba nie zamierzali zniszczyć jego farmy sufitowej…
Читать дальше