Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa
Здесь есть возможность читать онлайн «Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabelska Alternatywa
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabelska Alternatywa: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Alternatywa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabelska Alternatywa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Alternatywa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Za kierownicą siedział Azarnat Krim – ze swym kanadyjskim paszportem i międzynarodowym prawem jazdy. Obok niego, z nowymi, choć nie całkiem legalnie zdobytymi dokumentami brytyjskimi, jechał Myrosław Kamynski.
6.
W miejscowości Uspienskoje, tuż za mostem na Moskwie, jest restauracja pod nazwą “Russkaja Izba”. Zbudowana jest w stylu drewnianych chat, w jakich mieszkają zwykle rosyjscy chłopi. Zarówno ściany wewnętrzne, jak zewnętrzne zrobione są z belek sosnowych, przybitych do pionowych, również drewnianych zrębów. Przestrzeń między belkami wypełnia się gliną z rzeki, trochę tak, jak w podobnych chatach kanadyjskich. Owe “izby” mogą wydawać się prymitywne – i często rzeczywiście są takie, jeśli chodzi o warunki sanitarne – ale w czasie mroźnej rosyjskiej zimy okazują się znacznie cieplejsze niż budynki z cegły czy kamienia. Także restauracja “Russkaja Izba” była w środku przytulna i ciepła; wnętrze podzielono na kilkanaście gabinetów – w każdym mogło się pomieścić niewielkie towarzystwo. W odróżnieniu od restauracji w centrum Moskwy, tutaj personel otrzymuje pewien procent od obrotów. W rezultacie jedzenie jest smaczne, a obsługa szybka i uprzejma – co jeszcze bardziej kontrastuje ze zwykłym charakterem miejscowych “jadłodajni”.
Właśnie to miejsce wybrał Adam Munro na kolejne spotkanie z Walentyną: w sobotę, 4 września. Ona umówiła się tego dnia na kolację z którymś z przyjaciół i nakłoniła go, by zamówił stolik w tej właśnie restauracji. Munro zaprosił sekretarkę z ambasady, rezerwując stolik nie na swoje, lecz na jej nazwisko. W ten sposób w rejestrze lokalu nie znalazły się nazwiska ani Adama, ani Walentyny.
Jedli kolację daleko od siebie, w różnych częściach restauracji, ale punktualnie z wybiciem dziewiątej każde przeprosiło swego partnera i pod pozorem wyjścia do toalety odeszli od stołów. Spotkali się na parkingu. Munro, którego samochód nazbyt rzucał się w oczy, dzięki tablicom rejestracyjnym korpusu dyplomatycznego, poszedł w ślad za Walentyną do jej prywatnej łady. Walentyna była przygnębiona i nerwowo raz po raz zaciągała się papierosem. Munro, dzięki doświadczeniom z dwoma poprzednimi informatorami rosyjskimi, znał już ów stan ciągłego napięcia, prowadzący niemal do kryzysu nerwowego po paru tygodniach tajnych spotkań, spiskowania i krycia się.
– Udało mi się – powiedziała po chwili Walentyna. – Trzy dni temu. To jest to zebranie z początku lipca. Omal nie wpadłam.
Munro zdrętwiał. Jakkolwiek dobra – myślał – byłaby jej pozycja w aparacie partyjnym, to nikt przecież w Moskwie, absolutnie nikt nie jest wyłączony z kręgu podejrzeń. Oboje tańczyli na linie. Jego jednak chroniła rozpięta siatka statusu dyplomatycznego.
– Co się stało? – spytał.
– Ktoś wszedł, kiedy to robiłam. Któryś z wartowników. Kopiarka była już wyłączona, siedziałam z powrotem przy swojej maszynie. Facet zachował się całkiem przyjaźnie. Ale pochylał się nad kopiarką. Była jeszcze rozgrzana. Nie wiem, czy cokolwiek zauważył, ale boję się. Nie tylko zresztą z tego powodu. Dopiero w domu przeczytałam ten protokół. Adam, to jest przerażające!
Kluczykiem otworzyła schowek na rękawiczki, wyjęła z niego grubą kopertę i podała Adamowi. Zwykle w tym właśnie momencie wkraczają szpicle, jeśli oczywiście są w pobliżu: rozlegają się kroki na żwirze, ktoś otwiera drzwi na oścież i wywleka pasażerów na zewnątrz. Nic podobnego się nie zdarzyło. Munro spojrzał na zegarek: minęło już prawie dziesięć minut. Stanowczo zbyt wiele. Schował kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki.
– Spróbuję uzyskać zgodę na to, by cię stąd zabrać. Nie możesz tak dłużej żyć, nie dasz rady. Nie możesz również wrócić po prostu do swego dawnego życia… z tym, co wiesz i myślisz teraz. Ja też zresztą nie potrafię ciągnąć tego dalej… ze świadomością, że jesteś sama w mieście i że wciąż się kochamy. W przyszłym miesiącu biorę urlop. Pojadę do Londynu i porozmawiam o tym.
Tym razem nie sprzeciwiała się już; był to pierwszy znak, że nerwy zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa.
– Dobrze – powiedziała cicho. Potem odeszła w ciemność parkingu. Patrzył, jak wchodzi w krąg światła przed otwartymi drzwiami restauracji i znika w środku. Odczekał jeszcze dwie minuty, potem wrócił do swej mocno już zniecierpliwionej towarzyszki wieczoru.
Była trzecia nad ranem, kiedy Munro skończył czytać “Plan Bo-rys” – przedstawiony przez marszałka Kierenskiego scenariusz podboju zachodniej Europy. Nalał sobie podwójną brandy i długo siedział, wpatrując się w papiery rozrzucone na stole. Ten wesoły, sympatyczny wujek Nikołaj – Munro przypomniał sobie słowa Walentyny – teraz najwyraźniej stawiał sprawy na ostrzu noża.
Dwie godziny spędził Munro nad mapą Europy. O świcie miał już tę samą, co Kierenski, pewność, że w warunkach wojny konwencjonalnej ten plan jest całkiem realny. A poza tym był pewien, że Ryków również ma rację: ta wojna nie pozostanie konwencjonalna, musi dojść do użycia broni termonuklearnej. Wreszcie, widział jasno, że wojująca frakcja w Biurze Politycznym nie da się w tej chwili przekonać inaczej, niż przez rzeczywisty kataklizm.
Wstał i podszedł do okna. Od wschodu, ponad iglicami Kremla, wdzierało się światło dnia. Dla mieszkańców Moskwy zaczynała się kolejna, zwykła niedziela; za trzy godziny zacznie się ona dla londyńczyków, za osiem – dla mieszkańców Nowego Jorku.
Przez całe jego dorosłe życie pewność, że te letnie niedziele będą zwyczajne i spokojne, opierała się na kruchej równowadze: równowadze sił i dobrej woli wrogich supermocarstw, równowadze zaufania, równowadze strachu nawet – ale zawsze równowadze. Poczuł dreszcz, trochę od porannego chłodu, bardziej jednak od tego, co sobie nagle uświadomił: leżące przed nim papiery dowodziły, że powraca stary koszmar – równowaga załamuje się.
W znacznie lepszym nastroju powitał ten niedzielny brzask Andrew Drake; jemu bowiem miniona noc przyniosła wiadomości całkiem innego rodzaju.
Każda dziedzina wiedzy ludzkiej, choćby nie wiem jak wąska i ezoteryczna, ma swoich ekspertów i entuzjastów. A każde takie środowisko ma swoje ulubione miejsce – gdzie dyskutuje, spiera się, wymienia informacje i dzieli się najnowszymi plotkami. Cyrkulacja statków we wschodniej części Morza Śródziemnego nie jest zapewne tematem na doktorat, ale w tych stronach jest ona przedmiotem najwyższego zainteresowania wszystkich bezrobotnych marynarzy, a za takiego podawał się tutaj Drake. Ośrodkiem wiedzy o tej cyrkulacji jest niewielki hotel “Cavo d'Oro”, stojący nad basenem jachtowym w Pireusie.
Drake obejrzał już biura agentów, a zapewne także właścicieli Salonika Linę, ale dobrze wiedział, że w żadnym razie nie powinien tych biur odwiedzać. Zamiast tego zameldował się w hotelu “Cavo d'Oro” i spędzał długie godziny w tutejszym barze, gdzie tłoczyli się kapitanowie, oficerowie, bosmani, maklerzy, plotkarze portowi i szukający pracy marynarze. Dużo pili i nieustannie wymieniali cenne informacje. W nocy z soboty na niedzielę Drake znalazł wreszcie swojego człowieka – bosmana, który pracował kiedyś w Salonika Linę. Wydobycie zeń potrzebnych informacji kosztowało go zaledwie pół butelki retsiny.
– Do Odessy najczęściej pływa M/V “Sanadria” – oświadczy bosman. – To stara krypa. Kapitan nazywa się Nikos Thanos. Chyba właśnie stoi w porcie.
Stara krypa istotnie stała w porcie; Drake odnalazł ją tegoż ranka. Miała 5000 ton wyporności, dwa pokłady, była zardzewiała i niezbyt czysta, ale ponieważ już w najbliższym rejsie brała kurs na Odessę, Drake nie zwracał uwagi na te defekty. Przed wieczorem znalazł też kapitana; wcześniej dowiedział się, że Thanos i wszyscy jego oficerowie pochodzą z greckiej wyspy Chios. Większość greckich frachtowców to właściwie małe przedsiębiorstwa rodzinne: kapitan i oficerowie pochodzą zwykle z tej samej miejscowości, a często są nawet spokrewnieni. Drake nie mówił po grecku. Na szczęście jednak angielski jest nowoczesną lingua franca całej społeczności morskiej – także w Pireusie; po nitce do kłębka dotarł tuż przed zachodem słońca do kapitana Thanosa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabelska Alternatywa»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Alternatywa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Alternatywa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.