Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa
Здесь есть возможность читать онлайн «Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabelska Alternatywa
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabelska Alternatywa: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Alternatywa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabelska Alternatywa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Alternatywa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie ma. Wykorzystałem już wszystkie środki, żeby wpłynąć na Matthewsa. Innych sposobów nie znam. Teraz wszystko zależy od niego i od tego cholernego kanclerza z Bonn… Jutro – dodał po chwili – Wiszniajew sprowadzi tu Kukuszkina i zażąda, żebyśmy wszyscy go wysłuchali. A jeśli w tym momencie Miszkin i Łazariew będą już w Izraelu…
O ósmej wieczór czasu środkowoeuropejskiego Andrew Drake, korzystając i tym razem z głosu kapitana Larsena, nadał swoje kolejne ultimatum: “Jutro o godzinie 9.00 wypompujemy z «Freyi» do morza sto tysięcy ton ropy, jeśli nie otrzymamy do tego czasu wiadomości, że Miszkin i Łazariew są już w samolocie, w drodze do Tel Awiwu. Jeśli następnie do godziny 20.00 nie dotrą oni do Izraela, bez dalszej zwłoki wysadzimy «Freyę» w powietrze”.
– To już chyba rzeczywiście ostatni dzwonek – powiedział do siebie kanclerz Busch, kiedy dziesięć minut później przekazano mu treść ultimatum. – Co właściwie pan William Matthews sobie wyobraża? Nikt, absolutnie nikt nie zmusi kanclerza Niemiec do kontynuowania tej ciuciubabki. Dosyć tego.
O ósmej dwadzieścia rząd RFN ogłosił, że podjął jednostronnie decyzję uwolnienia Miszkina i Łazariewa o ósmej rano następnego dnia.
Dziesięć minut później do dowódcy USS “Moran”, komandora Mike'a Manninga, dotarła zakodowana depesza. Po rozszyfrowaniu tekst brzmiał krótko i jasno: “Przygotować się do otwarcia ognia jutro 7.00”. Manning zmiął depeszę w kulkę i jeszcze raz spojrzał przez bulaj w kierunku “Freyi”. Tankowiec był już oświetlony niczym choinka: latarnie i reflektory zalewały nadbudówkę potokami białego światła. Pięć mil od dział “Morana” “Freya” spoczywała na morzu nieruchomo, skazana i bezradna; czekała już tylko, który z dwóch wyznaczonych jej katów pierwszy wykona wyrok.
Kiedy Thor Larsen rozmawiał przez radiotelefon “Freyi” z Kontrolą Mozy, Concorde wiozący Adama Munro przemknął nad ogrodzeniem lotniska im. Dullesa; silne odchylenie kadłuba do tyłu, załamany dziób, otwarte klapy i podwozie gotowe już na pierwszy kontakt z ziemią – upodobniały go do wielkiego drapieżnego ptaka. Zdezorientowani pasażerowie, z twarzami przylepionymi do maleńkich okien niczym złote rybki w akwarium, zauważyli tylko, że samolot nie dokołował do budynku dworca lotniczego; zatrzymał się, z pracującymi wciąż silnikami, na jednym z pasów dojazdowych, przy czekającej czarnej limuzynie. Sprawnie podtoczono do drzwi samolotu wąskie schodki.
W kabinie tylko jeden pasażer wstał ze swojego miejsca. Nie miał ani płaszcza, ani żadnego bagażu ręcznego. Szybko wyszedł z kabiny i zbiegł po schodkach. Chwilę później schodki odsunięto od samolotu i zamknięto drzwi. Pilot Concorde'a, przeprosiwszy raz jeszcze pasażerów za przerwę w podróży, oznajmił, że start w dalszą drogę do Bostonu nastąpi natychmiast.
Munro wsiadł do samochodu w towarzystwie dwu dobrze zbudowanych mężczyzn. Ci natychmiast zażądali od niego paszportu. Studiowali go starannie przez całą drogę, jaką samochód musiał pokonać przez płytę lotniska na tyły odległego hangaru. Czekał tam już na nich mały helikopter z pracującymi silnikami.
Agenci ochrony prezydenckiej zachowywali wobec gościa oficjalne, uprzejme milczenie. Takie mieli rozkazy. Przed wejściem do helikoptera dokładnie sprawdzili, czy Munro nie ma przy sobie broni. Śmigłowiec, do którego wsiedli wszyscy trzej, ruszył w stronę centrum miasta. Przeleciał nad Potomakiem i jego odnogami i miękko wylądował na trawniku przed Białym Domem, niespełna sto jardów od okien Owalnego Gabinetu. W Waszyngtonie była piętnasta trzydzieści.
Dwaj agenci poprowadzili Szkota przez trawnik w stronę wąskiej uliczki między starym budynkiem rządowym – wielkim, szarym, niezbyt gustownym, ozdobionym licznymi portalami i kolumnadami, z tysiącem okien o najrozmaitszych kształtach – a maleńkim w porównaniu z tamtym kolosem, zachodnim skrzydłem Białego Domu: przysadzistym pawilonem, którego dolna część kryje się w zagłębieniu terenu. Agenci eskortujący Adama Munro wprowadzili go do tego właśnie pawilonu przez niskie drzwi w suterenie. Zaraz za drzwiami wszyscy trzej musieli wylegitymować się przed dyżurującym tu umundurowanym policjantem. Munro był cokolwiek rozczarowany: wszystko to daleko odbiegało od imponującego wrażenia, jakie robiła na turystach rozległa frontowa fasada budynku od strony Pennsylvania Avenue.
Policjant porozumiał się za pomocą interfonu z kimś znacznie od niego ważniejszym. Po paru minutach otworzyły się obok nich drzwi windy i wyszła z nich sekretarka. Poprowadziła całą trójkę długim korytarzem aż do wąskiej klatki schodowej, którą weszli piętro wyżej, na parter budynku. Tutaj funkcje przewodnika przejął inny pracownik Białego Domu, tym razem mężczyzna. Urzędowo schludny, w dobrze skrojonym ciemnoszarym garniturze, urzędnik patrzył z niesmakiem na wymiętego, zarośniętego i potarganego Szkota. Powstrzymał się jednak od uwag.
– Kazano mi wprowadzić pana natychmiast, panie Munro – oświadczył i poszedł dalej. Dwaj agenci ochrony prezydenckiej pozostali z dziewczyną.
Munro szedł za urzędnikiem długim korytarzem. Po drodze minęli popiersie Abrahama Lincolna. Nagle urzędnik skręcił w płytką niszę, gdzie przy niskim stoliku dyżurował następny umundurowany policjant. Za nim były duże białe kasetonowe drzwi. Policjant jeszcze raz sprawdził paszport Brytyjczyka, potem przyjrzał się jemu samemu z wyraźną dezaprobatą, wreszcie sięgnął pod biurko i nacisnął ukryty tam guzik. Odezwał się brzęczyk zamka. Towarzyszący Szkotowi urzędnik pchnął drzwi i uprzejmie przepuścił go przed sobą. Munro zrobił jeszcze dwa kroki, zanim zorientował się, że jest już w gabinecie prezydenta. Drzwi cicho zatrzasnęły się za nim.
Obecni w pokoju mężczyźni najwyraźniej na niego czekali: wszyscy czterej wpatrywali się uważnie w drzwi. Rozpoznał natychmiast prezydenta Matthewsa – ale był to prezydent, jakiego nie oglądają wyborcy: szary ze zmęczenia, zmizerowany, o dziesięć lat starszy niż ów krzepki, pewny siebie, energiczny mężczyzna z ekranów telewizyjnych i plakatów.
Benson wstał i podszedł do niego.
– Bob Benson – przedstawił się i poprowadził Szkota w stronę prezydenta. William Matthews przechylił się przez biurko, by uścisnąć jego dłoń. Potem Munro przywitał się z Lawrence'em i Poklewskim. Obu znał ze zdjęć w gazetach.
– A więc – odezwał się prezydent z nieskrywaną ciekawością – to pan jest człowiekiem, który prowadzi “Słowika”.
– Który prowadził “Słowika”, panie prezydencie – poprawił Munro. – Bo, jak sądzę, dwanaście godzin temu agent wpadł w ręce KGB.
– Naprawdę bardzo mi przykro – rzekł Matthews – ale pan przecież wie, jakie ultimatum postawił mi Maksym Rudin. Musiałem wiedzieć, dlaczego to zrobił.
– Teraz już wiemy – wtrącił Poklewski – ale to chyba niewiele nam dało, poza dowodem, że Rudin jest tak samo przyparty do muru jak my. Swoją drogą, co za fantastyczna historia: dwaj amatorzy mordują na ulicy w Kijowie samego Iwanienkę…
– Nie musimy chyba – przerwał te rozważania Lawrence – przekonywać pana Munro o wadze i doniosłości Traktatu Dublińskiego ani o tym, że ewentualne przejęcie władzy przez Jefrema Wiszniajewa prowadzi wprost do wojny. Z pewnością czytał pan wszystkie te raporty z posiedzeń Politbiura, które dostawał pan od “Słowika”?
– Tak, panie ministrze. Czytałem wszystkie w oryginale rosyjskim natychmiast po odebraniu od agenta. I wiem, co jest grane… po obu stronach.
– Jakie zatem proponuje pan wyjście? – przeszedł do sedna sprawy Matthews. – Pani premier prosiła, abym przyjął pana osobiście, ponieważ ma pan pewne propozycje, których ona nie chce i nie może omawiać przez telefon. Dlatego właśnie jest pan teraz tutaj, prawda?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabelska Alternatywa»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Alternatywa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Alternatywa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.