Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa

Здесь есть возможность читать онлайн «Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabelska Alternatywa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Alternatywa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rok 1982. W obliczu klęski głodu Rosjanie liczą na pomoc Amerykanów i dostawy zboża z USA. Po obu stronach Atlantyku są jednak tacy, którzy chcą wykorzystać tę sytuację do spowodowania światowego konfliktu nuklearnego. Tylko para kochanków, obywateli obu supermocarstw, może uratować świat przed zagładą.

Diabelska Alternatywa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Alternatywa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Więc on wie – pomyślał Manning z przerażeniem. – Boże miłosierny, on wszystko wie!

Thor Larsen wszedł w drzwi swojej własnej kajuty, czując na karku lufę pistoletu maszynowego. Swoboda siedział na tym samym krześle co przedtem. Larsena zaprowadzono na przeciwległy koniec długiego stołu.

– Uwierzyli panu? – spytał Ukrainiec.

– Tak, uwierzyli. I miał pan rację: rzeczywiście szykowali podwodny atak po zmroku. Teraz odwołali tę akcję.

– No jasne – parsknął Drake. – Gdyby rzeczywiście chcieli to zrobić, nacisnąłbym guzik bez zastanawiania się, czy to samobójstwo czy nie. Po prostu nie miałbym już wyboru.

Za dziesięć dwunasta prezydent Matthews odłożył słuchawkę telefonu, który przez ostatnie piętnaście minut łączył Biały Dom z rezydencją premiera w Londynie, i popatrzył pytająco na swoich trzech doradców.

– A więc tak – powiedział. – Brytyjczycy zrezygnowali z ataku. Jeszcze jedną naszą szansę diabli wzięli. Nie zostaje już chyba nic innego, jak rozwalić statek… zanim tamci to zrobią. Czy ten okręt jest już na miejscu?

– Jest na swojej pozycji. Działa załadowane i zaprogramowane – potwierdził Poklewski.

– Chyba że ten Munro ma jakiś dobry pomysł – wtrącił Benson. – Przyjmie go pan, panie prezydencie?

– Bob, przyjąłbym samego diabła, gdyby powiedział, że potrafi mnie z tego wyciągnąć.

– Jednego przynajmniej możemy już być pewni – odezwał się Lawrence. – Maksym Rudin nie zwariował. Postąpił tak, jak musiał postąpić w tej sytuacji. W grze przeciwko Wiszniajewowi on również nie ma już mocnych kart. A swoją drogą ciekaw jestem, jak, u diabła, tym dwóm chłopakom udało się zastrzelić samego Iwanienkę?

– Z pewnością pomógł im ten, który teraz dowodzi tą bandą na “Freyi” – Benson miał gotową odpowiedź. – Chętnie dostałbym tego Swobodę w swoje ręce.

– Niewątpliwie zatłukłby go pan na miejscu – skrzywił się z niesmakiem Lawrence.

– Nic podobnego. Zwerbowałbym go. Jest twardy, pomysłowy i bezlitosny. I potrafi grać tak, że dziesięć rządów europejskich tańczy wokół niego jak marionetki.

W Waszyngtonie było południe, w Londynie już piąta, kiedy rejsowy Concorde oderwał swe bocianie nogi od betonu lotniska Heathrow, wyprostował żałośnie dotąd zwisający dziób ku niebu i przekroczywszy barierę dźwięku pognał za zachodzącym słońcem. Naruszono tym samym – na polecenie Downing Street – zwykłe zasady, nie dopuszczające tworzenia fali uderzeniowej nad terenami zamieszkanymi. Niemal natychmiast po starcie potężne silniki Olympus osiągnęły pełną siłę ciągu – 150 tysięcy funtów – i cisnęły smukłą, srebrzystą strzałę wprost do stratosfery.

Kapitan oceniał przelot do Waszyngtonu na trzy godziny – dwie godziny szybciej od słońca. W połowie drogi nad Atlantykiem poinformował swoich pasażerów (wszyscy mieli bilety do Bostonu), że “po drodze” będzie musiał, niestety, wylądować na chwilę na lotnisku im. Dullesa w Waszyngtonie. Wytłumaczył to, jak zwykle w takich przypadkach, zagadkowymi “względami technicznymi”.

W zachodniej Europie była siódma, ale w Moskwie już dziewiąta, kiedy Jefrem Wiszniajew doczekał się wreszcie osobistego – i niewątpliwie niezwykłego, zważywszy choćby na porę – spotkania z Maksymem Rudinem, spotkania, którego z uporem domagał się już od rana. Stary dyktator zgodził się przyjąć głównego ideologa Partii w sali obrad Biura Politycznego, na trzecim piętrze budynku Arsenału. Wiszniajew przyjechał z nie zapowiedzianą obstawą: był z nim marszałek Nikołaj Kierenski. Ale i Rudin nie był sam: w sali obrad czekali już Dymitr Ryków i Wasyl Pietrow.

– Widzę, że mało kto rozkoszuje się piękną wiosenną pogodą na wsi – stwierdził z przekąsem Wiszniajew.

Rudin wzruszył lekceważąco ramionami.

– Właśnie podejmowałem kolacją dwu przyjaciół. A co was, towarzysze, sprowadza na Kreml o tak późnej godzinie?

W sali obrad nie było tym razem ani sekretarek, ani strażników. Było tylko pięciu bossów mafii rządzącej supermocarstwem. Ich gniewne spojrzenia krzyżowały się pod zawieszonymi wysoko kulistymi lampami.

– Zdrada! – warknął Wiszniajew. – Zdrada, towarzyszu sekretarzu generalny!

Zapadła cisza, złowieszcza i groźna.

– Kto zdradził? – spytał spokojnie Rudin.

Wiszniajew przechylił się gwałtownie przez stół, tak że jego twarz znalazła się blisko twarzy Rudina.

– Ci dwaj parszywi Żydzi ze Lwowa – syknął. – Ci dwaj, którzy siedzą teraz w Berlinie. Ci sami, których uwolnienia domaga się banda morderców na Morzu Północnym. Miszkin i Łazariew!

– To prawda – zaczął ostrożnie Rudin – zabójstwo kapitana Rudenki z Aerofłotu stanowi niewątpliwie…

– A czy nie jest to prawdą – przerwał Wiszniajew tonem pogróżki – że ci sami dwaj mordercy zabili Jurija Iwanienkę?

Rudin chętnie popatrzyłby teraz na miny Rykowa i Piętrowa. Zrozumiał, że stało się coś złego: ktoś z ciasnego kręgu wtajemniczonych puścił farbę.

Pietrow zagryzł wargi. Również on, nadzorujący teraz KGB z pomocą generała Obrazcowa, dobrze wiedział, że grono ludzi znających prawdę jest w istocie bardzo, bardzo wąskie. Osobiście był już pewien, że tym, który sypnął, musiał być pułkownik Kukuszkin. Człowiek, który najpierw nie zdołał ochronić przed zamachem swego szefa, a później nie umiał zlikwidować jego morderców. Teraz próbował ratować swoją karierę, a może nawet życie – zmieniając obóz i stawiając na Wiszniajewa.

– Owszem, dopuszczamy taką możliwość – odpowiedział wreszcie Rudin – ale nie ma na to dowodów.

– A ja sądzę, że dowody są! – huknął Wiszniajew. – Są dowody, że to właśnie ci dwaj ludzie zamordowali naszego drogiego towarzysza, Jurija Iwanienkę. I za to ich ścigamy.

Rudin przypomniał sobie natychmiast niedawne czasy, kiedy Wiszniajew – gdyby tylko mógł – utopiłby “drogiego towarzysza Iwanienkę” w łyżce wody. Ale odpowiedział rzeczowo:

– To nie ma nic do rzeczy. Już zabójstwo kapitana Rudenki jest zbrodnią, którą musimy przykładnie ukarać, i zrobimy to, choćby w więzieniu w Berlinie.

– Wątpię – odparł Wiszniajew, dobrze symulując oburzenie. – Wygląda raczej na to, że Niemcy ich uwolnią i wyślą do Izraela. Zachód jest słaby i bojaźliwy, nie będzie się długo opierał terrorystom. A jeśli ci dwaj bandyci dotrą żywi do Izraela, zaczną mówić! I myślę… naprawdę tak myślę, kochani towarzysze… że wszyscy tu dobrze wiemy, co oni powiedzą.

– Czego właściwie chcecie? – spytał zimno Rudin. Wiszniajew wstał. Podniósł się również, idąc za jego przykładem, marszałek Kierenski.

– Domagam się – oświadczył pompatycznie Wiszniajew – zwołania nadzwyczajnego zebrania Biura. Tu, w tej sali, jutro wieczorem o dziewiątej. W sprawie najwyższej państwowej wagi. Mam do tego prawo, nieprawdaż, towarzyszu sekretarzu generalny?

Srebrna grzywa Rudina pochyliła się wolno do przodu. Popatrzył na Wiszniajewa spode łba.

– Tak – mruknął – macie takie prawo.

– A zatem do jutra, o tej samej porze – warknął po wojskowemu główny ideolog i sztywno, jakby kij połknął, wyszedł z sali. Za nim, jak cień, marszałek Kierenski.

Rudin odwrócił twarz do Piętrowa.

– Pułkownik Kukuszkin? – upewnił się.

– Na to wygląda. Tak czy inaczej, Wiszniajew już wie.

– Nie ma żadnej możliwości zlikwidowania tych dwóch w Moabicie? Pietrow pokręcił przecząco głową.

– W każdym razie nie do jutra. Nie zdążymy zmontować nowej akcji, z nowym wykonawcą. Może jest jakiś sposób skłonienia Zachodu, żeby ich w ogóle nie wypuszczać z więzienia?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabelska Alternatywa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Alternatywa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Frederick Forsyth - The Odessa File
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - The Kill List
Frederick Forsyth
libcat.ru: книга без обложки
Frederick Forsyth
libcat.ru: книга без обложки
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - Der Lotse
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - Der Schakal
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - The Shepherd
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - The Dogs Of War
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - The Negotiator
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - The Day of the Jackal
Frederick Forsyth
Frederick Forsyth - Avenger
Frederick Forsyth
Отзывы о книге «Diabelska Alternatywa»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Alternatywa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x