– Po pierwsze, ta rozmowa w ogóle się nie odbyła.
– To brzmi już ciekawiej.
– Po drugie, może cię dziwić, dlaczego w ogóle daję ci ten cynk, ale nigdy o to nie zapytasz.
– Coraz lepiej – stwierdził Hank, najwyraźniej jednak nie zamierzał mu niczego obiecywać.
Berrington zdecydował, że nie będzie go cisnął.
– Na wydziale psychologii Uniwersytetu Jonesa Fallsa pracuje młoda doktor. Nazywa się Jean Ferrami. Szukając odpowiednich osób do swoich badań, korzysta z wielkich medycznych baz danych bez zgody ludzi, których dotyczą te informacje.
Hank pociągnął się za swój czerwony nos.
– Czy to jest historia o komputerach czy o etyce naukowca?
– Nie wiem. To ty jesteś dziennikarzem.
Na twarzy Hanka nie widać było entuzjazmu.
– To niezbyt wiele.
Nie próbuj grać ze mną w ciuciubabkę, ty sukinsynu. Berrington wziął Hanka przyjaznym gestem pod ramię.
– Zrób mi tę grzeczność i trochę się popytaj – powiedział. – Zadzwoń do rektora, nazywa się Maurice Obeli. Zadzwoń do doktor Ferrami. Powiedz im, że to będzie ważny artykuł, i sprawdź ich reakcję. Jestem przekonany, że cię zainteresuje.
– Sam nie wiem.
– Zaręczam ci, Hank, że to nie będzie stracony czas.
Powiedz „tak”, ty skurwysynu, powiedz „tak”!
– Dobrze, nadam temu bieg – odparł po krótkim wahaniu Hank.
Berrington próbował ukryć satysfakcję pod maską powagi, ale nie zdołał powstrzymać uśmiechu triumfu.
Hank spostrzegł go i popatrzył na niego podejrzliwie.
– Nie próbujesz mnie przypadkiem wykorzystać, Berry? Na przykład, żeby kogoś postraszyć?
Berrington uśmiechnął się i objął ramieniem dziennikarza.
– Zaufaj mi, Hank – powiedział.
Jeannie kupiła paczkę z trzema parami majtek w sklepie Walgreena w centrum handlowym zaraz za Richmond. Włożyła jedne z nich w damskiej toalecie w pobliskim Burger Kingu i od razu poczuła się lepiej.
Dziwne, jak bardzo była bezbronna bez bielizny. Nie potrafiła prawie myśleć o niczym innym. A przecież dawniej, gdy była zakochana w Willu Temple'u, lubiła chodzić bez majtek. Czuła się wtedy taka seksowna. Siedząc w bibliotece, pracując w laboratorium lub spacerując po prostu po ulicy, wyobrażała sobie, że pojawi się nagle roznamiętniony Will. „Nie mamy wiele czasu, ale muszę się z tobą pokochać natychmiast, w tym miejscu”, powie, a ona będzie gotowa na jego przyjęcie. Teraz jednak, kiedy w jej życiu zabrakło mężczyzny, potrzebowała bielizny, tak jak potrzebuje się butów.
Ubrana z powrotem, jak trzeba, wróciła do samochodu. Pojechały na lotnisko Richmond-Williamsburg, oddały wynajęty samochód i odleciały z powrotem do Baltimore.
Siedząc w samolocie, Jeannie uprzytomniła sobie, że klucz do rozwiązania zagadki musi znajdować się w szpitalu, gdzie urodzili się Dennis i Steven. Jednojajowe bliźnięta oddano różnym matkom. Scenariusz wydawał się rodem z bajki, ale nie można było tego inaczej wytłumaczyć.
Przejrzała papiery i porównała daty urodzenia obu badanych. Steven urodził się dwudziestego piątego sierpnia. Z przerażeniem odkryła, że Dennis urodził się siódmego września: prawie dwa tygodnie później.
To jakiś błąd. Nie wiem, dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej – mruknęła, pokazując Lisie sprzeczne dokumenty.
– Możemy to jeszcze raz sprawdzić – stwierdziła Lisa.
– Czy w naszych kwestionariuszach pytałyśmy o to, w którym szpitalu urodził się badany?
Lisa roześmiała się.
– To chyba jedyna rzecz, o którą zapomniałyśmy zapytać.
– W tym wypadku w grę wchodzi chyba szpital wojskowy. Pułkownik Logan jest zawodowym wojskowym, a „major” pewnie też służył w wojsku, kiedy urodził się Dennis.
– Dowiemy się.
Lisa nie bardzo rozumiała, po co ten pośpiech. Dla niej był to tylko kolejny projekt badawczy. Dla Jeannie sprawa życia i śmierci.
– Chciałabym to od razu sprawdzić – powiedziała. – Czy na pokładzie samolotu jest telefon?
Lisa zmarszczyła brwi.
– Masz zamiar zadzwonić do matki Stevena?
Jeannie usłyszała w jej głosie dezaprobatę.
– Tak. Uważasz, że nie powinnam?
– Czy ona wie, że Steven jest w więzieniu?
– Racja. Nie mam pojęcia. Cholera. Nie chciałabym być zwiastunem złych wieści.
– Możliwe, że zadzwonił już do domu.
– Może odwiedzę go w areszcie. To nie jest zabronione, prawda?
– Chyba nie. Ale mogą mieć godziny odwiedzin jak w szpitalu.
– Pojadę tam i może mnie wpuszczą. Tak czy owak, mogę teraz zadzwonić do Pinkerów. – Jeannie dała znak przechodzącej stewardesie. – Czy na pokładzie jest telefon?
– Nie, przykro mi.
– Wielka szkoda.
Stewardesa uśmiechnęła się.
– Nie poznajesz mnie, Jeannie?
Jeannie spojrzała na nią po raz pierwszy i natychmiast rozpoznała.
– Penny Watermeadow! – zawołała. Penny studiowała anglistykę i doktoryzowała się podobnie jak ona na Uniwersytecie Minnesota. – Co u ciebie słychać?
– Wszystko w porządku. A u ciebie?
– Przeniosłam się na Uniwersytet Jonesa Fallsa. Prowadzę badania, z którymi mam ostatnio trochę kłopotów. Myślałam, że masz zamiar zostać na uczelni.
– Chciałam, ale nie dostałam etatu.
Fakt, że ona odniosła sukces, a koleżance się nie udało, wprawił Jeannie w zakłopotanie.
– To fatalnie.
– Jestem zadowolona. Podoba mi się ta praca i płacą tu lepiej niż w większości szkół wyższych.
Jeannie nie uwierzyła jej. Wstrząsnęło nią, że kobieta z doktoratem pracuje jako stewardesa.
– Zawsze myślałam, że będzie z ciebie dobra nauczycielka.
– Uczyłam przez jakiś czas w liceum. Dźgnął mnie nożem uczeń, który nie zgadzał się ze mną w ocenie postaci Makbeta. Zapytałam siebie, po co to robię. Po co ryzykuję życie, ucząc Szekspira szczeniaków, którzy nie mogą się doczekać, żeby wrócić na ulicę i kupić sobie kokainę.
Jeannie przypomniała sobie imię jej męża.
– Co porabia Danny?
– Świetnie sobie radzi, jest teraz kierownikiem działu sprzedaży. Musi dużo podróżować, ale przynajmniej dobrze zarabia.
– Cóż, miło cię było znowu widzieć. Mieszkasz w Baltimore?
– Nie, w Waszyngtonie.
– Daj mi swój numer telefonu. Przedzwonię do ciebie. Jeannie podała Penny długopis i ta zapisała swój telefon na jednej z tekturowych teczek z kwestionariuszami.
– Wybierzemy się razem na lunch – powiedziała. – Będzie fajnie.
– Na pewno.
Penny ruszyła do przodu.
– Sprawia wrażenie bystrej – zauważyła Lisa.
– To bardzo inteligentna dziewczyna. Jestem przerażona. Nie ma nic złego w tym, że ktoś jest stewardesą, ale w ten sposób na marne idzie dwadzieścia pięć lat nauki.
– Zadzwonisz do niej?
– W żadnym wypadku. Jest w fazie zaprzeczenia. Przypomniałam jej to wszystko, o czym marzyła. To byłaby udręka.
– Chyba tak. Trochę mi jej żal.
– Mnie też.
Zaraz po wylądowaniu Jeannie znalazła automat i zatelefonowała do Pinkerów w Richmond, ale linia była zajęta.
– Cholera – zaklęła pod nosem. Po pięciu minutach spróbowała ponownie, lecz w słuchawce brzmiał ten sam irytujący sygnał. – Charlotte obdzwania pewnie całą swoją porywczą rodzinę, żeby opowiedzieć im o naszej wizycie – mruknęła. – Zadzwonię później.
Lisa odwiozła ją do domu swoim samochodem.
– Czy mogę cię prosić o pewną przysługę? – zapytała Jeannie, zanim wysiadła.
– Jasne. Ale to jeszcze nie znaczy, że się zgodzę – odparła z uśmiechem Lisa.
Читать дальше