– Szybciej! – syknął Dennis.
Czy może być coś gorszego od ślepoty?
– Dobrze – jęknęła.
Niezgrabnie się pochyliła. Dennis wciąż trzymał ją za włosy, przystawiając nóż do twarzy. Podkasała drżącymi rękoma sukienkę i ściągnęła kupione w K-Mart białe bawełniane figi. Kiedy opadły jej na stopy, Dennis wydał głęboki gardłowy dźwięk. Chociaż rozsądek podpowiadał jej, że nie ma w tym ani trochę jej winy, czuła głęboki wstyd. Wygładziła szybko sukienkę, okrywając nagość, a potem podniosła jedną i drugą nogę i cisnęła majtki jak najdalej od siebie.
Czuła się potwornie bezbronna.
Dennis puścił ją, złapał majtki, przycisnął je do twarzy i zaczął wdychać ich zapach, przymykając oczy w ekstazie.
Jeannie nie mogła oderwać od niego wzroku.
Chociaż jej nie dotykał, trzęsła się z obrzydzenia.
Co zrobi teraz?
Za plecami usłyszała głośne plaśnięcie. Odwróciła się i zobaczyła, że Robinson trafił w końcu szczura. Pałka zmiażdżyła mu grzbiet i na podłodze widniała czerwona plama. Szczur nie mógł już uciekać, ale wciąż żył. Miał otwarte oczy i jego ciało unosiło się w spazmatycznym oddechu. Robinson uderzył ponownie, tym razem prosto w głowę. Szczur przestał się poruszać i z rozbitej czaszki wypłynął szary mózg.
Jeannie spojrzała z powrotem na Dennisa. Ku jej zdziwieniu siedział spokojnie przy stole, udając niewiniątko. Nóż i jej majtki zniknęły.
Czy nic jej nie groziło? Czy było już po wszystkim?
Robinson dyszał ciężko ze zmęczenia.
– Czy to nie ty puściłeś tu tego szczura, Pinker? – zapytał, spoglądając spode łba na Dennisa.
– Nie, proszę pana – odparł bez namysłu więzień.
Tak, to jego sprawka, miała ochotę krzyknąć Jeannie. Ale z jakiegoś powodu milczała.
– Bo gdybyś kiedykolwiek zrobił coś takiego, wyrwałbym ci… – Robinson zerknął kątem oka na Jeannie i doszedł do wniosku, że nie powie, co takiego wyrwałby Dennisowi. – Wiesz chyba, że gorzko byś tego pożałował.
– Wiem, proszę pana.
Jeannie zdała sobie sprawę, że jest bezpieczna. Lecz zamiast ulgi poczuła gniew. Wpatrywała się oburzona w Dennisa. Czy miał zamiar udawać, że nic się nie stało?
– Dostaniesz wiadro z wodą i wymyjesz podłogę – oświadczył Robinson.
– Oczywiście, proszę pana.
– To znaczy, jeśli doktor Ferrami już z tobą skończyła.
Kiedy uganiałeś się za tym szczurem, gamoniu, Dennis ukradł mi majtki, chciała powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. To było takie żałosne. I wyobrażała sobie konsekwencje złożenia podobnej skargi. Będzie musiała sterczeć tu przez godzinę albo dłużej, do czasu zakończenia śledztwa. Dennis zostanie przeszukany, majtki odnalezione. Pokażą je dyrektorowi. Wyobrażała sobie, jak Temoigne bada dowód rzeczowy, macając majtki i przewracając je na drugą stronę z dziwnym wyrazem twarzy.
Nie. Nie powie niczego.
Poczuła ukłucie winy. Zawsze miała za złe kobietom, które zostały poszkodowane i nie wnosiły skargi pozwalając, żeby sprawcy uszło to na sucho. Teraz robiła to samo.
Zdała sobie sprawę, że Dennis dokładnie na to liczył. Przewidział, jak będzie się czuła, i zgadł, że nie poniesie żadnych konsekwencji. Ta myśl tak ją rozwścieczyła, że przez moment zastanawiała się, czy nie narazić się na wszystkie nieprzyjemności po to tylko, by pokrzyżować mu plany. A potem wyobraziła sobie Temoigne'a, Robinsona i wszystkich innych mężczyzn w tym więzieniu, spoglądających na nią i myślących: „Ta babka nie ma na sobie majtek” – i zrozumiała, że nie ma zamiaru zgodzić się na takie upokorzenie.
Dennis był wyjątkowo sprytny – tak samo sprytny jak mężczyzna, który podłożył ogień w szatni i zgwałcił Lisę, tak samo sprytny jak Steve…
– Jest pani trochę roztrzęsiona – powiedział Robinson. – Domyślam się, że nie znosi pani szczurów tak samo jak ja.
Wzięła się w garść. Było już po wszystkim. Uszła z życiem i nie straciła nawet wzroku. Nie stało się w końcu nic złego, przekonywała sama siebie. Mogłam zostać okaleczona lub zgwałcona. Zamiast tego straciłam tylko parę majtek. Powinnam być wdzięczna losowi.
– Dziękuję, nic mi nie jest – odparła.
– W takim razie mogę panią odprowadzić do wyjścia.
Wyszli we troje z pokoju.
– Idź po szmatę, Pinker – rozkazał Robinson.
Dennis posłał Jeannie długi intymny uśmiech, tak jakby byli starymi kochankami i spędzili w łóżku całe popołudnie. A potem zniknął za rogiem korytarza. Jeannie patrzyła z olbrzymią ulgą, jak odchodzi, jednocześnie jednak płonęły jej policzki, ponieważ miał w kieszeni jej majtki. Czy będzie spał, przyciskając je do policzka, tak jak dziecko tuli do siebie pluszowego misia? Czy owinie je wokół penisa podczas masturbacji i będzie sobie wyobrażał, że ma z nią stosunek? Cokolwiek zamierzał zrobić, czuła, że będzie w tym uczestniczyć wbrew swojej woli. Naruszona została jej prywatność, jej wolność.
Robinson odprowadził ją do głównej bramy i podał na pożegnanie rękę. Jakie to szczęście, że już stąd wyjeżdżam, pomyślała, idąc przez parking do samochodu. Miała próbkę DNA Dennisa, to było najważniejsze.
Lisa siedziała za kierownicą. Klimatyzacja była włączona, żeby ochłodzić wnętrze forda. Jeannie opadła ciężko na fotel.
– Jesteś jakaś przybita – zauważyła Lisa, wyjeżdżając z parkingu.
– Zatrzymaj się przy pierwszym supermarkecie.
– Dobrze. Czego potrzebujesz?
– Mogę ci powiedzieć – odparła Jeannie – ale i tak mi nie uwierzysz.
Po lunchu Berrington zajrzał do spokojnego baru w pobliżu i zamówił martini.
Rzucona luźnym tonem przez Prousta propozycja morderstwa wstrząsnęła nim. Wiedział, że zrobił z siebie głupka, łapiąc Jima za klapy i drąc się na całe gardło, ale wcale tego nie żałował. Dał mu przynajmniej jasno do zrozumienia, co czuje.
Nie starli się po raz pierwszy. Pamiętał wielki kryzys w ich znajomości na początku lat siedemdziesiątych, kiedy wybuchł skandal Watergate. To były straszne czasy: konserwatyzm został zdyskredytowany, strzegący ładu i porządku politycy okazali się nieuczciwi i każda niejawna działalność, bez względu na to, jak szczytne przyświecały jej ideały, traktowana była nagle jako sprzeczna z konstytucją. Preston Barek był przerażony i chciał się z wszystkiego wycofać. Jim Proust wyzwał go od tchórzy, dowodził gniewnie, że nie ma żadnego zagrożenia i zaproponował, aby kontynuować działalność pod egidą CIA i wojska, zacieśniając tylko być może środki bezpieczeństwa. Nie ulegało wątpliwości, że gotów był pozbawić życia każdego wścibskiego dziennikarza, który próbowałby ujawnić ich działalność. To Berrington zasugerował wówczas założenie prywatnej firmy, aby w ten sposób zdystansowali się od rządu. Teraz ponownie miał ich wybawić z kłopotów.
W barze było ponuro i chłodno. W telewizji szedł jakiś serial, ale fonia była wyłączona. Zimny dżin uspokoił Berringtona. Stopniowo przeszła mu złość na Jima i skoncentrował się na osobie Jeannie Ferrami.
Strach skłonił go do złożenia nierozważnej obietnicy. Oświadczył Jimowi i Prestonowi, że sobie z nią poradzi. Teraz musiał dotrzymać słowa. Musiał coś zrobić, żeby Jeannie przestała się interesować Stevenem Loganem i Dennisem Pinkerem.
Było to irytująco trudne zadanie. Chociaż przyjął ją na etat i zapewnił pieniądze na badania, nie mógł tak po prostu wydawać poleceń naukowcom: zgodnie z tym, co powiedział Jimowi, uniwersytet nie był armią. Jeannie była zatrudniona przez Uniwersytet Jonesa Fallsa, a Genetico przekazało już fundusze na ten rok. W perspektywie uciszenie jej nie sprawiłoby mu oczywiście kłopotu, ale nie o to w tej chwili chodziło. Trzeba było ją powstrzymać jutro lub pojutrze, zanim dowie się dosyć, żeby doprowadzić ich do zguby.
Читать дальше