Jeannie pamiętała pewne wydarzenie z wczesnego dzieciństwa. Miała wtedy trzy lata i było to jej najwcześniejsze wspomnienie. Pochylała się nad łóżeczkiem, w którym leżała jej młodsza siostrzyczka. Patty ubrana była w różowe śpioszki z wyhaftowanymi na kołnierzyku jasnoniebieskimi kwiatkami. Jeannie jeszcze dziś czuła nienawiść, która ogarnęła ją, gdy przyglądała się małej twarzyczce. Patty ukradła jej tatusia i mamę. Chciała zabić tego intruza, który odebrał miłość i troskę, poprzednio przeznaczoną wyłącznie dla niej samej. „Kochasz swoją małą siostrzyczkę?” – zapytała ciotka Rosa i Jeannie odpowiedziała: „Nienawidzę jej, chciałabym, żeby umarła”. Ciotka Rosa dała jej klapsa i Jeannie poczuła się podwójnie skrzywdzona.
Jeannie dorosła podobnie jak Steven, ale Dennisowi nigdy się to nie udało. Dlaczego Steven różnił się od Dennisa? Czy zadecydowało o tym jego wychowanie? A może tylko wydawał się inny? Może jego prospołeczne cechy były jedynie maską, pod którą krył się psychopata?
Obserwując i słuchając, Jeannie zdała sobie sprawę, że jest jeszcze jedna różnica. Bała się Dennisa. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego, ale zagrożenie emanowało z całej jego osoby. Miała poczucie, że facet może zrobić wszystko, co mu przyjdzie do głowy, bez względu na konsekwencje. Steven ani przez chwilę nie robił na niej takiego wrażenia.
Sfotografowała Dennisa, robiąc między innymi zbliżenia obojga uszu. U jednojajowych bliźniąt uszy, a zwłaszcza ich płatki, są na ogół bardzo podobne.
Następnie Lisa, która przeszła w tej dziedzinie specjalne szkolenie, pobrała krew Dennisowi. Jeannie nie mogła się doczekać, żeby porównać ich DNA. Była pewna, że Steven i Dennis mają takie same geny. To wykaże ponad wszelką wątpliwość, że są jednojajowymi bliźniętami.
Lisa wprawnie zapieczętowała i oznaczyła probówkę, a potem wyszła, żeby umieścić ją w pojemniku z lodem, którą miały w bagażniku samochodu. Jeannie została, aby zakończyć wywiad.
Zadając ostatnie pytania, żałowała, że nie może ich mieć obu przez tydzień w laboratorium. Ale to mogło się okazać niemożliwe w kontakcie z wieloma parami. Studiując przestępców, napotykała liczne trudności wynikające z tego, że siedzieli w więzieniu. Bardziej skomplikowane badania, wymagające użycia specjalistycznego sprzętu, mogły zostać przeprowadzone dopiero po wyjściu Dennisa na wolność. Musiała się z tym pogodzić. Na szczęście miała do przeanalizowania dużo innych danych.
– Dziękuję, że zgodził się pan na tę rozmowę, panie Pinker – powiedziała, wypełniwszy ostatni kwestionariusz.
– Nie dałaś mi jeszcze swoich majtek – odparł zimno.
– Słuchaj, Pinker, byłeś grzeczny przez całe popołudnie, nie psuj tego – oświadczył Robinson.
Dennis popatrzył na niego z bezbrzeżną pogardą.
– Robinson boi się szczurów, wiedziała pani o tym, pani psycholog? – zapytał, zwracając się do Jeannie.
Ogarnął ją nagły niepokój. Działo się coś, czego nie rozumiała. Zaczęła szybko zbierać swoje papiery.
Robinson zrobił zakłopotaną minę.
– Nienawidzę szczurów, to prawda, ale wcale się ich nie boję.
– Nawet takiego dużego, jak ten szary w kącie? – zapytał Dennis, wskazując ręką.
Robinson odwrócił się do tyłu. W kącie nie było szczura, kiedy jednak strażnik odwrócony był plecami, Dennis sięgnął do kieszeni i wyciągnął ciasno opakowane zawiniątko. Zrobił to tak szybko, że Jeannie domyśliła się, co jest w środku o wiele za późno. Dennis rozwinął niebieską poplamioną chustkę. Schowany był w niej tłusty szary szczur z długim różowym ogonem. Jeannie zadrżała. Nie brzydziła się gryzoni, ale było coś głęboko wstrętnego w widoku szczura trzymanego w tych samych dłoniach, które udusiły kobietę.
Zanim Robinson odwrócił się z powrotem, Dennis wypuścił szczura, który przebiegł przez pokój.
– Tam, Robinson, tam! – zawołał Dennis.
Strażnik obejrzał się, zobaczył szczura i pobladł.
– Cholera – mruknął, wyciągając pałkę.
Szczur biegł wzdłuż ściany, szukając miejsca, gdzie mógłby się ukryć. Robinson ruszył za nim w pogoń, waląc raz po raz pałką. Zostawił kilka czarnych śladów na ścianie, ale nie udało mu się trafić.
Jeannie obserwowała Robinsona z rosnącym niepokojem. Coś było tutaj nie w porządku, coś nie miało sensu. Wyglądało to na niewinny wygłup, ale Dennis nie był przecież żartownisiem. Był zboczeńcem i mordercą. To, co robił, zupełnie do niego nie pasowało. Chyba że chodziło mu wyłącznie o odwrócenie uwagi i miał jakiś inny zamiar…
Poczuła, jak coś dotyka jej włosów. Odwróciła się i zamarło jej serce.
Dennis wstał z krzesła i był teraz tuż obok. Przy jej twarzy trzymał coś, co wyglądało na własnoręcznie zrobiony nóż; była to blaszana łyżka ze spłaszczonym i zaostrzonym końcem.
Chciała krzyknąć, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła. Przed kilkoma sekundami uważała, że jest zupełnie bezpieczna; teraz zagrażał jej morderca z nożem. Jak mogło się to tak szybko zdarzyć? Krew odpłynęła jej z twarzy i miała trudności z zebraniem myśli.
Dennis złapał ją lewą ręką za włosy i przysunął ostrze tak blisko oka, że nie mogła go dobrze widzieć. Pochylił się do jej ucha i poczuła zapach jego potu i ciepły oddech na policzku.
– Rób, co każę, albo wydłubię ci oczy – mruknął tak cicho, że ledwie go usłyszała.
Sparaliżowało ją przerażenie.
– O Boże, nie oślepiaj mnie – jęknęła.
Usłyszała we własnym głosie zupełnie obcy poddańczy i błagalny ton i trochę to ją otrzeźwiło. Próbowała rozpaczliwie wziąć się w garść i coś wymyślić. Robinson wciąż ścigał szczura; nie miał pojęcia, co dzieje się za jego plecami. Nie była w stanie w to uwierzyć. Znajdowali się w środku stanowego więzienia, miała przy sobie uzbrojonego strażnika, a mimo to była zdana na łaskę Dennisa. Jak bardzo okazała się niemądra, wyobrażając sobie przed kilku godzinami, że nauczy go moresu, jeśli ją zaatakuje. Zaczęła trząść się ze strachu.
Dennis pociągnął ją boleśnie za włosy i poderwała się z krzesła.
– Proszę – wyszeptała. Gardziła sobą za to, że tak się płaszczy, ale nie mogła na to nic poradzić. – Zrobię wszystko!
Przysunął wargi do jej ucha.
– Zdejmuj majtki – mruknął.
Zamarła w bezruchu. Była gotowa zrobić wszystko, nawet najbardziej się upokorzyć, byle tylko ją puścił, lecz zdjęcie bielizny mogło okazać się równie niebezpieczne jak sprzeciw. Nie wiedziała, co robić. Próbowała zobaczyć, gdzie jest Robinson. Znajdował się poza polem jej widzenia i bała się obrócić głowę, żeby nóż nie wbił jej się w oko. Słyszała jednak, jak przeklina i wali w ścianę swoją pałką. Było oczywiste, że nie zdawał sobie sprawy, co jej grozi.
– Nie mam dużo czasu – mruknął Dennis głosem, który przypominał lodowaty wiatr. – Jeśli nie dostanę, czego chcę, nigdy już nie zobaczysz, jak świeci słońce.
Wierzyła w to, co mówił. Przed chwilą skończyła z nim trzygodzinny wywiad i zdawała sobie sprawę, do czego jest zdolny. Nie miał sumienia; nie wiedział, czym jest poczucie winy albo skrucha. Jeśli nie zaspokoi jego życzeń, bez wahania ją oślepi.
Ale co ją czeka, gdy zdejmie majtki? Czy będzie usatysfakcjonowany i odsunie ostrze od jej twarzy? Czy wydłubie jej oko, nie zważając na to, że go posłuchała? Czy może będzie chciał czegoś więcej?
Dlaczego Robinson nie potrafi zabić tego pieprzonego szczura?
Читать дальше