– Wyobrażam sobie, że twój komputer jest wielkości Empire State Building.
– Opracowałam metodę skrócenia procesu porównywania przez sprawdzanie wyłącznie małego fragmentu przetworzonego cyfrowo obrazu. Pomyśl tylko: żeby poznać przyjaciela, nie potrzebujesz przyglądać się całej postaci… wystarczy ci jego twarz. Samochodowi entuzjaści potrafią zidentyfikować najbardziej znane marki na podstawie fotografii przedniej lampy. Moja siostra rozpoznaje wszystkie przeboje Madonny po wysłuchaniu dziesięciu sekund nagrania.
– Ale to stwarza możliwość błędu. Jeannie wzruszyła ramionami.
– To prawda, nie przeglądając całości obrazu, ryzykujemy pominięcie pewnych par. Z drugiej strony, cały proces udaje się jednak w radykalny sposób przyspieszyć, a margines błędu jest bardzo niewielki. To kwestia statystyki i rachunku prawdopodobieństwa.
Mógł się tego spodziewać: wszyscy psychologowie studiują statystykę.
– Ale jak ten sam software może skanować rentgeny, elektrokardiogramy i linie papilarne?
– Program rozpoznaje obraz w formie elektronicznej. Nie obchodzi go konkretny graficzny kształt.
– I wszystko to działa?
– Na to wygląda. Pozwolono mi wypróbować program na banku danych stomatologicznych, należącym do dużej firmy ubezpieczeń medycznych. Uzyskałam kilkaset par. Lecz interesują mnie oczywiście tylko bliźniaki wychowywane osobno.
– Jak ich wyłuskujesz?
– Wyeliminowałam wszystkie pary o tych samych nazwiskach i wszystkie zamężne kobiety, ponieważ większość z nich przybiera nazwisko męża. Zostały mi bliźniaki, które bez widocznego powodu noszą różne nazwiska.
Genialne, pomyślał Berrington. Nie wiedział, czy podziwiać Jeannie, czy bać się tego, co jeszcze uda jej się odkryć.
– Ile par ci zostało? – zapytał.
Trzy. Trochę mnie to rozczarowało. Spodziewałam się więcej. Jeden z bliźniaków zmienił nazwisko na arabskie, bo nawrócił się na islam. Druga para zniknęła bez śladu. Na szczęście trzecia para stanowi dokładny przykład tego, czego szukam: Steven Logan jest praworządnym obywatelem, a Dennis Pinker mordercą.
Berrington dobrze o tym wiedział. Przed kilkunastoma miesiącami Dennis Pinker wyłączył późnym wieczorem prąd w kinie w czasie seansu, a następnie korzystając z paniki dobrał się do kilku kobiet. Jedna z dziewcząt próbowała się najwyraźniej bronić i Dennis zabił ją.
A więc Jeannie odnalazła Dennisa. Chryste, ona jest naprawdę niebezpieczna. Może wszystko zniszczyć: przejęcie firmy, karierę polityczną Jima, Genetico, nawet reputację naukową Berringtona. Strach sprawił, że ogarnął go gniew; jak to możliwe, żeby wszystko, nad czym pracował, zostało narażone na szwank przez jego własną protegowaną? Nie potrafił jednak tego w żaden sposób przewidzieć.
To, że znalazła się na Uniwersytecie Jonesa Fallsa, stanowiło zresztą szczęście w nieszczęściu: dzięki temu dowiedział się w ogóle, co im grozi. Nie miał jednak pojęcia, jak pokrzyżować jej szyki. Gdyby tylko jej archiwum mogło spłonąć w pożarze, a ona sama zginąć w wypadku. Ale to były tylko fantazje.
Może zdoła podważyć jej wiarę w skuteczność programu?
– Czy Steven Logan wie, że został adoptowany? – zapytał.
– Nie. – Na twarzy Jeannie ukazało się zakłopotanie. – Wiemy, że rodzice często ukrywają przed dziećmi fakt adopcji, ale on uważa, że jego matka powiedziałaby mu prawdę. Istnieje jednak wiele innych wytłumaczeń. Przypuśćmy, że z jakiegoś powodu nie mogli adoptować dziecka normalnymi kanałami i kupili je. Wtedy mogliby go okłamywać.
– Albo twój program nie jest taki niezawodny – mruknął Berrington. – Z faktu, że dwaj chłopcy mają identyczne zęby, nie wynika jeszcze, że są bliźniakami.
– Nie sądzę, żeby mój program miał jakieś wady – odparła z werwą Jeannie. – Niepokoi mnie jednak to, iż będę musiała mówić dziesiątkom ludzi, że być może zostali zaadoptowani. Nie jestem nawet pewna, czy mam prawo ingerować w ten sposób w ich życie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z wagi tego problemu.
Berrington spojrzał na zegarek.
– Nie mam w tej chwili czasu, ale chętnie porozmawiałbym z tobą dłużej na ten temat. Czy masz wolny wieczór?
– Dzisiaj?
– Tak.
Widział, że się waha. Jedli już raz wspólnie kolację na Międzynarodowym Kongresie Studiów nad Bliźniakami, gdzie się poznali. Po jej przyjeździe na JFU zaprosił ją raz na drinka do mieszczącego się na terenie uczelni klubu pracowników naukowych. Którejś soboty spotkali się przypadkowo podczas zakupów w Charles Village i Berrington oprowadził ją po baltimorskim muzeum sztuki. Nie była w nim zakochana, w żadnym wypadku, ale widział, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Poza tym był jej mentorem; niełatwo było mu odmówić.
– Jasne – odparła.
– Może pójdziemy do Hamptons, w Harbour Court Hotel? Moim zdaniem to najlepsza restauracja w mieście. – W każdym razie najmodniejsza.
– Doskonale – powiedziała wstając z krzesła.
– Podjadę po ciebie o ósmej?
– Dobrze.
Kiedy się od niego odwracała, Berrington wyobraził sobie nagle jej nagie gładkie plecy, nagi tyłek i długie aż do samej ziemi nogi. Przez chwilę zaschło mu w gardle z pożądania. A potem zamknęły się za nią drzwi.
Potrząsnął głową, żeby pozbyć się lubieżnych fantazji, i zadzwonił ponownie do Prestona.
– Jest gorzej, niż myślałem – oznajmił bez zbędnych wstępów. – Napisała program komputerowy, który przeczesuje banki danych i szuka pasujących do siebie par. Przy pierwszym podejściu odnalazła Stevena i Dennisa.
– Cholera.
– Musimy powiedzieć Jimowi.
– Powinniśmy się wszyscy trzej spotkać i zastanowić, co robić dalej. Może dziś wieczorem?
– Dzisiaj zabieram Jeannie na kolację.
– Myślisz, że to rozwiąże sytuację?
– W każdym razie nie pogorszy jej.
– Wciąż boję się, że w rezultacie będziemy musieli się wycofać z transakcji z Landsmannem.
– Nie zgadzam się. Jest sprytna jak mało kto, ale jednej dziewczynie nie uda się odkryć w ciągu tygodnia całej historii – odparł Berrington, lecz potem, kiedy odłożył słuchawkę, pomyślał, że nie powinien być tego taki pewien.
Słuchający wykładu studenci wiercili się w ławkach i widać było, że trudno jest im się skupić. Jeannie też czuła się podenerwowana. Powodem był pożar i gwałt. Ich przytulny akademicki świat legł w gruzach. Wszyscy wracali pamięcią do tego, co się wydarzyło.
– Zaobserwowane różnice w poziomie inteligencji istot ludzkich można wyjaśnić trzema rodzajami czynników – mówiła. – Po pierwsze odmiennymi genami. Po drugie odmiennym środowiskiem. Po trzecie błędem pomiaru. – Przerwała na chwilę. Wszyscy notowali pilnie w zeszytach.
Zauważyła już wcześniej ten mechanizm. Za każdym razem, gdy podawała jakąś informację w punktach, natychmiast ją zapisywali. Gdyby powiedziała po prostu „odmienne geny, odmienne środowisko, błąd pomiaru”, większość nic by nie zanotowała. Od czasu kiedy zaobserwowała ten syndrom, starała się zawrzeć jak najwięcej treści wykładu w formie punktów.
Była dobrą nauczycielką – trochę ku własnemu zaskoczeniu. Nie uważała na ogół swoich studentów za zbyt zdolnych. Była niecierpliwa, czasami nawet opryskliwa, tak jak tego ranka z sierżant Delaware. Ale miała dar klarownego i precyzyjnego przekazywania wiedzy i uwielbiała wyjaśniać różne rzeczy. Nic nie mogło się równać z nagłym błyskiem zrozumienia w oczach studenta.
Читать дальше