– Uważa pani, że mam bliźniaka, o którym nic nie wiem? – zapytał z niedowierzaniem.
– Nie potrafię przygotować pana stopniowo na tę wiadomość – odparła z wyraźnym smutkiem. – To prawda, tak uważamy.
– Rany boskie. – Poczuł zawrót głowy; ciężko było przyjąć to do wiadomości.
– Naprawdę bardzo mi przykro.
– Nie ma pani chyba za co przepraszać.
– Owszem, mam. Normalnie ludzie wiedzą, że są bliźniakami, zanim do nas przyjdą. Ostatnio jednak wprowadziłam nowy system pozyskiwania osób, które możemy poddać badaniom, i pan jest pierwszy. Właściwie to, że nie wie pan o istnieniu brata bliźniaka, potwierdza w istotny sposób trafność mojej metody. Nie przewidziałam tylko, że ludzie mogą doznać szoku, kiedy przekażemy im tę wiadomość.
– Zawsze chciałem mieć brata – szepnął Steve. Był jedynakiem i urodził się, kiedy rodzice zbliżali się do czterdziestki. – To brat, prawda?
– Tak. Jesteście identyczni.
– Identyczny brat bliźniak – wymamrotał Steve. – Ale jak to się stało, że nic o tym nie wiem?
Jeannie nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy.
– Niech pani zaczeka, sam zgadnę – powiedział. – Mogłem zostać adoptowany.
Jeannie pokiwała głową.
Ta możliwość jeszcze bardziej nim wstrząsnęła: mogło się okazać, że mama i tato nie są jego rodzicami.
– Albo adoptowano mojego brata. Tak.
– A może adoptowano nas obu, tak jak Benny'ego i Arnolda.
– Może adoptowano was obu – powtórzyła z powagą, wpatrując się w niego uważnie swoimi ciemnymi oczyma. Mimo osłupienia, w które wpadł, nie mógł nie spostrzec, że jest urocza. Chciał, żeby patrzyła tak na niego przez całą wieczność.
– Z mojego doświadczenia wynika – powiedziała – iż jeśli nawet badana osoba nie wie, że ma bliźniaka, zdaje sobie sprawę, że została adoptowana. Mimo to powinnam się była domyślić, iż w pana sytuacji będzie inaczej.
– Nie mogę uwierzyć, że mama i tato ukrywali przede mną fakt adopcji – stwierdził z bólem Steve. – To zupełnie nie w ich stylu.
– Proszę opowiedzieć mi coś o swoich rodzicach.
Wiedział, że Jeannie wyciąga go na zwierzenia, by szybciej doszedł do siebie, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Zebrał powoli myśli.
– Mama jest kimś wyjątkowym. Na pewno pani o niej słyszała, nazywa się Lorraine Logan.
– Autorka rubryki dla samotnych serc?
– Zgadza się. Jej teksty ukazują się w czterystu gazetach, napisała sześć książek o kobiecym zdrowiu. Jest bogata i sławna i zasłużyła sobie na to.
– Dlaczego pan tak uważa?
– Naprawdę obchodzą ją ludzie, którzy do niej piszą. Odpowiada na tysiące listów. Wie pani, jej respondenci chcą, żeby dokonała cudu: zlikwidowała nie chciane ciąże, zniechęciła ich dzieci do narkotyków, zmieniła damskich bokserów w miłych i pomocnych mężów. Mama zawsze daje im wszystkie potrzebne informacje i powtarza, że to do nich należy decyzja o tym, co mają robić, i że powinni zaufać swoim uczuciom i nie ulegać naciskowi innych. To dobra filozofia.
– A ojciec?
– Tato sprawia wrażenie całkiem zwyczajnego faceta. Jest pułkownikiem i pracuje w Pentagonie. Zajmuje się kontaktami z prasą, pisze przemówienia dla generałów, tego rodzaju rzeczy.
– Lubi dyscyplinę?
Steve uśmiechnął się.
– Ma silnie rozwinięte poczucie obowiązku. Ale nie jest gwałtownym człowiekiem. Widział różne rzeczy w Azji, zanim się urodziłem, ale nigdy o nich nie opowiadał.
– Czy trzeba było pana trzymać krótko?
Steve roześmiał się.
– Przez całą szkołę byłem najbardziej niesfornym uczniem. Wiecznie wpadałem w kłopoty.
– Z jakiego powodu?
– Nie przestrzegałem regulaminu. Biegałem po korytarzu. Nosiłem czerwone skarpetki. Żułem gumę w klasie. Kiedy miałem trzynaście lat, całowałem Wendy Prasker za regałem szkolnej biblioteki.
– Dlaczego?
– Bo była taka ładna.
Jeannie ponownie się roześmiała.
– Pytałam, dlaczego nie przestrzegał pan regulaminu?
– Nie potrafiłem po prostu być posłuszny – odparł, potrząsając głową. – Przepisy wydawały mi się głupie, nudziły mnie. Chcieli wywalić mnie ze szkoły, ale zawsze miałem dobre stopnie i byłem kapitanem jakiejś drużyny: futbolu, koszykówki, baseballu, lekkiej atletyki. Nie bardzo rozumiem sam siebie. Czy jestem szurnięty?
– Każdy jest na swój sposób szurnięty.
– Chyba tak. Dlaczego nosi pani kolczyk w nosie?
Podniosła ciemne brwi, jakby chciała powiedzieć: „To ja zadaję tutaj pytania”, lecz nie uchyliła się od odpowiedzi.
– W wieku czternastu lat zostałam punkową: zielone włosy, podarte pończochy i tak dalej. Przekłuty nos stanowił część tego wszystkiego.
– Ale gdyby pani nie wkładała potem kolczyka, otwór dawno by zarósł.
– Wiem. Zachowałam go, ponieważ uważam, że życie bez odrobiny szaleństwa jest śmiertelnie nudne.
Steve uśmiechnął się. Mój Boże, podoba mi się ta kobieta, pomyślał, jeśli nawet jest dla mnie za stara. A potem przypomniał sobie, czego się od niej przed chwilą dowiedział.
– Skąd pani jest taka pewna, że mam brata bliźniaka?
– Opracowałam program komputerowy, który wertuje archiwa medyczne i inne bazy danych w poszukiwaniu par. Jednojajowe bliźnięta mają takie same fale mózgowe, takie same elektrokardiogramy, takie same linie papilarne i zęby. Przeczesałam dane firmy ubezpieczeniowej, zawierające zdjęcia zębów i znalazłam mężczyznę, którego wymiary uzębienia są dokładnie takie same jak pańskie.
– Nie brzmi to zbyt przekonująco.
– Może i nie, chociaż nawet plomby ma w tych samych miejscach co pan.
– Co to za facet?
– Nazywa się Dennis Pinker.
– Gdzie teraz przebywa?
– W Richmond w stanie Wirginia.
– Widziała się z nim pani?
– Jutro jadę do Richmond, żeby się z nim spotkać. Poddam go tym samym badaniom i pobiorę próbkę krwi, żebyśmy mogli porównać jego DNA z pańskim. Wtedy będziemy wiedzieli na pewno.
Steve zmarszczył brwi.
– Czy w ramach genetyki jest jakaś dziedzina, którą się pani szczególnie interesuje?
Tak. Specjalizuję się w problemach przestępczości. Interesuje mnie, czy jest dziedziczna. Steve pokiwał głową.
– Rozumiem. Co on takiego przeskrobał?
– Słucham?
– Co takiego zrobił Dennis Pinker?
– Nie wiem, o co panu chodzi.
– Jedzie pani do niego zamiast poprosić go tutaj, więc domyślam się, że nie przebywa na wolności.
Jeannie zaczerwieniła się lekko, jakby złapał ją na oszustwie. Z zarumienionymi policzkami wyglądała jeszcze seksowniej.
Tak, ma pan rację.
– Za co go wsadzili?
– Za morderstwo – odparła po krótkim wahaniu.
– Jezu! – Odwrócił od niej wzrok, próbując to jakoś przyswoić. – Nie tylko mam identycznego brata bliźniaka, ale jest w dodatku mordercą. Jezu Chryste!
– Przykro mi. Źle to rozegrałam. Jest pan pierwszą osobą z tej grupy badanych.
– Rany boskie. Przyjechałem tutaj, mając nadzieję, że lepiej się poznam, lecz dowiedziałem się chyba więcej, niż chciałem. – Jeannie nie wiedziała i nie miała prawa się dowiedzieć, że o mało nie zabił Tipa Hendricksa.
– Jest pan dla mnie bardzo ważny.
– Jak to?
– Chodzi generalnie o to, czy skłonności przestępcze są dziedziczne. Opublikowałam artykuł, w którym twierdzę, że pewien typ osobowości, na który składa się impulsywność, śmiałość, agresywność i hiperaktywność, jest co prawda dziedziczny, ale to, czy obdarzony tymi cechami człowiek zostanie, czy też nie zostanie przestępcą, zależy od tego, jak postępują z nim rodzice. Żeby udowodnić moją teorię, muszę znaleźć parę identycznych bliźniaków, z których jeden jest kryminalistą, a drugi przestrzegającym prawa obywatelem. Pan i Dennis jesteście moją pierwszą parą: on siedzi za kratkami, a pan, proszę mi wybaczyć, jest żywym wcieleniem amerykańskiego ideału. Jeśli chce pan znać prawdę, jestem tak podniecona, że ledwie mogę usiedzieć na miejscu.
Читать дальше