Ale tu właśnie wkroczył doktor William Sheffield, który przed godziną zrobił mu zastrzyk z beta blokera propranololu, wywołującego czasowe zaburzenie pracy serca, któremu mogło przeciwdziałać tylko podanie pięciu miligramów atropiny. To był pierwszy akt. Teraz nadeszła pora na akt drugi, bo przepracowana pielęgniarka znowu wyszła z pokoju.
To przez te cięcia budżetowe, pomyślał William tępo. To przez te głupie pielęgniarki, które nie bronią swoich podopiecznych przed kimś takim, jak on. To wina samych kandydatów, tych paranoików, którym się wydaje, że mogą się bezkarnie obżerać pizzą pepperoni i czosnkowym chlebem.
To oni są winni, nie on. On jest tylko samotnym, opuszczonym dzieckiem, które usiłuje się utrzymać na powierzchni. Wszyscy inni mają lepiej.
Chwycił kroplówkę i wsadził drugą igłę.
Tętno kandydata spadło poniżej trzydziestu uderzeń na minutę. Monitor zaczął przeraźliwie piszczeć.
William śmignął do drzwi. Był już prawie przy nich, kiedy zobaczył pielęgniarkę pędzącą korytarzem. Druga biegła tuż za nią.
Cholera, zaraz go zobaczą. Jak ma wytłumaczyć swoją obecność? Co robić?
Chować się. Rzucił się na podłogę i potoczył za stertę brudnych prześcieradeł. W chwilę potem do pokoju wpadła pielęgniarka.
– O nie, o nie – jęknęła. – Nie rób mi tego znowu. Pojawiła się druga.
– Jest tętno.
– Jeszcze oddycha. Co z ciśnieniem?
Chrypienie ciśnieniomierza. Przekleństwa. Pisk alarmu – serce kandydata uparcie nie chciało przyspieszyć.
– Atropina! – krzyknęła pierwsza pielęgniarka. – Drugi raz tej nocy. Zlituj się, Harry, co ty wyprawiasz? Wszyscy cię lubimy, słowo.
Wybiegła z pokoju, po chwili wróciła. William słyszał, jak stuka w igłę, żeby usunąć z niej pęcherzyki powietrza.
Atropina, pomyślał. Boże, niech tylko nie upuści tej igły, niech się po nią nie schyla.
– No, no, no! – mruczała pielęgniarka. Nagle pisk aparatury ucichł. Atropina z powodzeniem przywróciła sercu normalne tempo.
– Jest stabilny – oznajmiła pielęgniarka i westchnęła.
– Dzwoniłaś do doktor Garson-Miller?
– Jeszcze nie, ale teraz zadzwonię. To drugi atak w ciągu trzech godzin. Niedobrze.
– Jestem ci jeszcze potrzebna?
– Nie, wszystko mam. Dzięki, Sally.
– Nie ma za co. Czyli w M amp;M o czwartej?
– Jasne.
Sally wyszła. Druga pielęgniarka podniosła słuchawka i zadzwoniła do dyżurnej kardiolog.
Wszystko toczyło się zgodnie z planem.
Harper wyjaśnił mu to przed dwoma laty.
„Na czym polega słabość szpitali? Na tym, że bazują na rutynie. Mają przepisy na wszystkie okazje. Wszystko jest zaplanowane i przewidywalne. Okazuje się, że medycyna jest maszynką czego lekarze nie lubią przyznawać. A my to możemy wykorzystać”.
– Dwa razy miał bradykardię – mówiła pielęgniarka do doktor Garson-Miller, którą bez wątpienia wyrwała ze snu w innym pustym szpitalnym pokoju. – Za każdym razem podałam atropinę.
William dobrze wiedział, jak brzmi odpowiedź lekarki. „Dwa razy? Czuwaj nad nim. Rano jego lekarz prowadzący musi go zbadać. Zadzwońcie do doktora Stokesa w sprawie konsultacji. Zerknij na jego grafik, dobrze? Dobranoc”.
Trzask odkładanej słuchawki. William bardzo ostrożnie wypuścił wstrzymywany oddech. Ciągle czuł się bliski histerii, choć nie rozumiał dlaczego. Przecież wszystko poszło jak po maśle. Teraz kardiolog zaleci założenie rozrusznika, doktor Harper Stokes potwierdzi diagnozę i gotowe.
Dlaczego ta pielęgniarka jeszcze nie wychodzi? Powinna już iść.
Na korytarzu rozległy się kroki. Głośne, ciężkie kroki. W polu jego widzenia pojawiły się męskie buty. Brązowe zamszowe mokasyny.
– Przepraszam, ale nie można wchodzić na OIOM – powiedziała pielęgniarka natychmiast.
– Eee… wiem… tylko rodzina… – odezwał się mężczyzna.
– W godzinach odwiedzin – dodała pielęgniarka. – Tylko w godzinach odwiedzin.
– No tak, wiem. Ale jestem z FBI… William zagryzł wargę.
– Jestem jego przyjacielem. To stary przyjaciel rodziny. Dowiedziałem się, że miał jakieś bóle w piersi i pojechał na pogotowie. Podobno to nic takiego, ale potem okazało się, że jest na OIOM-ie. Obiecałem ojcu, że do niego zajrzę. Oczywiście mam taką pracę, że normalne godziny odpadają. Chciałem tylko zajrzeć, ale ta pani w recepcji powiedziała, że były jakieś problemy. Czy może pani chociaż powiedzieć, co się dzieje?
Kłamał, oczywiście. Nawet dziecko poznałoby, że to same kłamstwa. Agent FBI pojawia się w szpitalu o trzeciej nad ranem, żeby odwiedzić przyjaciela?
Wtedy zrozumiał. To o to chodziło – dostajesz, na co zasługujesz. I organy, no tak, te zwierzęce organy to symbol tego, co robił razem z Harperem. Ktoś wiedział. Ktoś nasłał na niego FBI. Teraz agent za chwilę uda, że upadła mu broń, pochyli się i zastrzeli go!
Byłeś niegrzeczny, bardzo niegrzeczny. Niegrzeczny Billy.
– Ojejku – powiedziała pielęgniarka. – Naprawdę nie wolno tu panu być. Bardzo proszę, niech pan wyjdzie.
– Ale jak on się czuje?
– Niestety, pan Boer miał dość ciężką noc. Najprawdopodobniej rano czeka go operacja, ale lekarz prowadzący powie panu więcej.
– A, operacja na otwartym sercu? – W głosie agenta słychać było zdumienie i triumf.
– Tak, to możliwe.
Nogi zniknęły z jego pola widzenia. Pielęgniarka popychała agenta do wyjścia. Ale przy okazji wyjaśniała mu sytuację.
William trwał jak przymurowany.
Dostajesz to, na co zasługujesz.
Powoli sięgnął pod pachę i wyjął broń. Odciągnął bezpiecznik.
Jestem gotowy, zapowiedział sobie. Nie jestem już przestraszonym mięczakiem. W teksańskim sierocińcu nauczyłem się wielu rzeczy.
Pora zacząć myśleć, William. Pora zapanować nad sytuacją.
Dostajesz to, na co zasługujesz.
Podjął decyzję. Jeśli tak ma się to rozegrać, on w to wchodzi. Doktor Harper Stokes uważa go za mięczaka, może nawet za ofiarę, ale w końcu co on może wiedzieć?
W mrocznym gabinecie „Four Seasons”, dokładnie naprzeciwko domu Stokesów na Beacon Street, Jamie O’Donnell siedział na sofie z błękitnego aksamitu, trzymając w jednej ręce kieliszek koniaku, a w drugiej pilot telewizora.
Dlaczego stary idiota siedzi po nocy, skacząc z kanału na kanał? Powinien wyłączyć to pudło i iść do łóżka. Przytulić się do Annie, rozkoszować się jej słodkim oddechem. Piękna kobieta z tej Annie. Najwspanialszy dar losu dla niego.
I dalej siedział przed telewizorem, skacząc po kanałach.
Pod wieloma względami Jamie uważał się za prostego człowieka. Przez całe życie ciężko pracował. Wydźwignął się z biedy. Zabijał ludzi, widział ich śmierć. Robił rzeczy, z których był dumny, a także takie, o których wolał nie myśleć. Robił, co musiał.
Przyjechał do Teksasu w dojrzałym wieku trzynastu lat. Rok później pracował już przy szybie naftowym. Zanim skończył dwadzieścia lat, wyrobił sobie szerokie bary i byczy kark pracownika fizycznego. Twarz miał zwykle tak brudną, że białka tylko w niej błyskały. Nie był przystojny, ale nigdy mu to nie przeszkadzało.
Po zachodzie słońca schodził z szybu jako pierwszy, brał prysznic i szedł do miasta. Uwielbiał miasteczko akademickie. I tam właśnie spotkał Harpera Stokesa. Poznali się przez wspólnych przyjaciół i natychmiast się nawzajem ocenili. Sprytny Harper zorientował się, że Jamie nie pasuje do tego towarzystwa – ten wielki, ogorzały chłop nie mógł być studentem. Jamie także zrozumiał od pierwszej chwili, że Harper tu nie pasuje – ten wystrojony chuderlak nie mógł być prawdziwym arystokratą. Obaj byli obcy i od razu się wyczuli. Przez parę miesięcy rywalizowali w wyścigu do lepszego towarzystwa. Intrygowali przeciwko sobie, ośmieszali się nawzajem i jakimś cudem w trakcie tego wszystkiego zostali przyjaciółmi.
Читать дальше