– Jest już Laurie? – zapytał.
– Przyszła tuż przed tobą. Była u mnie i prosiła o kilka teczek, ale powiedziałem, że jeszcze nie zrobiłem grafiku.
– Gdzie ją znajdę?
– Myślę, że jest u siebie. Naprawdę nie wiem.
– Przydziel jej Holderness i Winthrope'a – powiedział Jack. Wstał. Bał się, że znowu poczuje się źle, ale nic takiego się nie stało.
– Dlaczego? – zapytał George.
– George, po prostu zrób to – odpowiedział Jack.
– W porządku, nie wściekaj się.
– Przepraszam. Nie jestem wściekły. Raczej zatroskany.
Jack wyszedł z biura i poszedł korytarzem. Minął pokój Janice, jak zwykle zajętej pracą. Nie zamierzał jej niepokoić. Zbyt był zaabsorbowany własnymi myślami. Śmierć Beth Holderness wytrąciła go z równowagi. Przeczucie, że zawinił i przez niego straciła pracę, było dostatecznie przygnębiające. Myśl, że przez niego straciła również życie, stała się nie do zniesienia.
Nacisnął przycisk windy i czekał. Zamach na jego życie podjęty wczorajszego wieczoru poważnie wzmacniał podejrzenia. Ktoś próbował go zabić, po tym jak nie przejął się ostrzeżeniem. Tego samego wieczoru zamordowana została Beth Holderness. Stało się tak w wyniku przypadkowego napadu rabunkowego czy może z jego powodu, a jeśli tak, jakie wnioski można było wyciągnąć na temat Martina Cheveau? Nie wiedział. Ale wiedział, że nie wolno mu już nikogo więcej angażować w tę historię, jeśli nie chce sprowadzić kolejnego nieszczęścia. Od tej chwili postanowił wszystko zachowywać w tajemnicy.
Tak jak przypuszczał George, Laurie siedziała u siebie. Czekając na przydział zajęć, wykorzystała wolny czas na uzupełnienie dokumentacji wcześniejszych przypadków. Zerknęła na Jacka i aż się wzdrygnęła. Podał jej to samo usprawiedliwienie dla swego wyglądu co George'owi, ale nie wiedział, czy ją przekonał.
– Słyszałaś, że Bingham jest w sali? – zapytał, chcąc zmienić temat i nie wracać do wydarzeń poprzedniego wieczoru.
– Tak. Zdziwiłam się. Nie sądziłam, że coś mogłoby go sprowadzić do biura przed ósmą, a tym bardziej do stołu w sali autopsyjnej.
– Wiesz coś o tym przypadku?
– Tylko tyle, że to nietypowe zapalenie płuc. Rozmawiałam z Janice. Powiedziała, że początkowo podejrzewali grypę.
– Ho, ho! – zdziwił się Jack.
– Wiem, o czym myślisz – powiedziała Laurie, grożąc mu palcem. – Powiedziałeś, że grypa byłaby jedną z tych chorób, którymi posłużyłbyś się, żeby wywołać epidemię. Powinieneś jednak przyznać, zanim uznasz ofiary z nocy za dowód swojej teorii, że mamy właśnie środek sezonu na grypę.
– Pierwotne nietypowe zapalenie płuc po grypie nie jest zbyt powszechne – zauważył Jack, starając się zachować spokój. Słowo "grypa" znowu przyspieszyło bicie jego serca.
– Co roku mamy z tym do czynienia – uznała Laurie.
– Możliwe, jednak poproszę cię o coś. Może zadzwoniłabyś do tej twojej znajomej internistki i zapytała, czy mają więcej przypadków?
– Teraz? – spytała, spoglądając na zegarek.
– To taka sama dobra pora jak każda inna. Będzie pewnie robiła obchód, może więc skorzystać z komputera w punkcie informacyjnym na piętrze.
Laurie wzruszyła ramionami i chwyciła słuchawkę telefonu. Chwilę później rozmawiała z przyjaciółką. Zadała pytanie i czekając, spoglądała na Jacka. Martwiła się o niego. Na twarzy miał nie tylko zadrapania, pojawiły się także wypieki.
– Żadnych nowych przypadków – powtórzyła do słuchawki, gdy usłyszała odpowiedź od koleżanki. – Dziękuję, Sue. Bardzo mi pomogłaś. Do najbliższego spotkania. Cześć! – Odłożyła słuchawkę. – Zadowolony?
– Na razie. Posłuchaj. Poprosiłem George'a, aby przydzielił ci dwa szczególne przypadki z tego ranka: niejaka Holderness i mężczyzna nazwiskiem Winthrope.
– Jakiś specjalny powód? – Zauważyła, że Jack zawahał się.
– Zrób mi tę grzeczność.
– Jasne.
– Chciałbym, żebyś sprawdziła, czy na ciele Holderness nie znajdziesz jakichś włosów czy włókien. Następnie sprawdź to samo u Winthrope'a i jeśli coś znajdziesz, porównaj z DNA Winthorpe'a.
Laurie nie była w stanie nic powiedzieć. Po chwili odzyskała głos.
– Sądzisz, że Winthorpe zabił Holderness? – Jej ton zdradzał brak wiary w podobne przypuszczenie.
Jack spojrzał na nią, westchnął i odparł:
– Niewykluczone.
– Skąd wiesz?
– Nazwijmy to niepokojącym przeczuciem. – Chciałby powiedzieć Laurie coś więcej, lecz wobec dopiero co powziętego postanowienia nie zdradził żadnych szczegółów. Nie zamierzał nikogo więcej narażać na niebezpieczeństwo.
– Teraz dopiero pobudziłeś moją ciekawość – stwierdziła Laurie.
– Chciałbym cię prosić o jeszcze jedną przysługę. Wspomniałaś kiedyś, że byłaś blisko z detektywem policyjnym, który jest teraz twoim przyjacielem.
– Zgadza się.
– Mogłabyś do niego zadzwonić? Chciałbym z nim porozmawiać, ale prywatnie, bez protokołów i takich tam.
– Zaczynasz mnie przerażać. Wpadłeś w jakieś poważne tarapaty?
– Laurie, proszę cię, nie zadawaj mi więcej pytań. Im mniej teraz wiesz, tym lepiej dla ciebie. Jednak uważam, że powinienem porozmawiać z kimś, kto jest nieco wyżej usadowiony w wymiarze sprawiedliwości.
– Chcesz, żebym od razu zadzwoniła?
– Jeżeli możesz.
Laurie westchnęła, zacisnęła usta i wykręciła numer do Lou Soldano. Nie rozmawiała z nim od kilku tygodni, więc uznała, że telefonowanie w sprawie, o której sama prawie nic nie wie, jest nieco niezręczne. Jednak naprawdę martwiła się o Jacka i chciała mu pomóc.
Kiedy dyżurny oficer podniósł słuchawkę, Laurie poprosiła o połączenie z Lou. Niestety, okazało się, że nie jest w tej chwili osiągalny. Zostawiła więc wiadomość z prośbą o kontakt.
– Nie mogę nic więcej zrobić, jednak znając Lou, możesz być spokojny. Odezwie się tak szybko, jak będzie mógł -powiedziała Jackowi.
– Doceniam pomoc. – Ścisnął Laurie lekko za ramię. Miał przyjemne uczucie, że dziewczyna jest jego przyjaciółką.
Udał się do swego gabinetu. Chet, który dopiero co wszedł, spojrzał na twarz kolegi i gwizdnął.
– To jak muszą wyglądać tamci faceci – zażartował.
– Nie mam nastroju – odparł Jack. Zdjął kurtkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła.
– Mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z gangiem, który odwiedził cię w piątek?
Jack wyjaśnił wszystko tak jak George'owi i Laurie.
Chet uśmiechnął się krzywo, chowając swoją kurtkę w szafie.
– Jasne, ty przewróciłeś się w czasie biegania, a ja umówiłem na randkę z Julią Roberts. No ale, stary, nie musisz mi mówić, co się stało, w końcu jestem tylko twoim przyjacielem.
O to właśnie chodzi, pomyślał Jack. Sprawdził, czy nie ma dla niego jakichś wiadomości, i zaczął zbierać się do wyjścia.
– Przegapiłeś wczoraj miłą kolacyjkę. Teresa także przyszła. Trochę o tobie rozmawialiśmy. Ona cię lubi, wiesz, tak zresztą jak ja i tak samo martwi się tą manią w sprawie infekcji, która zaczęła cię prześladować.
Jack nawet nie zadał sobie trudu, żeby odpowiedzieć. Gdyby Chet albo Teresa wiedzieli, co się naprawdę zdarzyło zeszłego wieczoru, byliby więcej niż zaniepokojeni.
Jack wrócił na parter i zajrzał do pokoju Janice. Chciał się dowiedzieć czegoś o tym przypadku grypy, który badał Bingham. Niestety, nie zastał jej. Zszedł do kostnicy i przebrał się w swój kombinezon ochronny.
Читать дальше