Robin Cook - Zaraza

Здесь есть возможность читать онлайн «Robin Cook - Zaraza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zaraza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zaraza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na stół sekcyjny Jacka Stapletona trafiają zwłoki pacjenta jednego z nowojorskich szpitali. Patolog ze zdumieniem konstatuje, że umarł on na…dżumę. Wkrótce podobne przypadki zaczynają się mnożyć, a choroby, z którymi styka się Stapleton, są coraz dziwniejsze. Wszystko wskazuje na celowe zarażenie. Zaniepokojony patolog wszczyna prywatne śledztwo. Wpada na trop iście makiawelicznej intrygi, w której istotną rolę odgrywa niezwykla, piękna kobieta…

Zaraza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zaraza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Odgłos kroków na pierwszych schodach nagle ucichł.

Jack wiedział, że bandyta dotarał na taras. Zaczął coraz szybciej brnąć w ciemnościach w stronę kolejnych schodów. Ku swemu przerażeniu zderzył się z metalowym pojemnikiem na śmieci. Hałas bezbłędnie wskazał miejsce, w którym się ukrył. Niemal natychmiast rozległ się strzał. Kula wpadła między arkady i twardo odbiła się od granitowej skały. Jack padł plackiem i założył ręce na głowę.

Wstał, kiedy ostatni odprysk ze ściany z jękiem opadł na ziemię. Znowu ruszył do przodu, tym razem jednak wolniej. Dotarł do narożnika. Natrafił w tym miejscu na więcej różnych przedmiotów – butelki, puszki po piwie leżały tak porozrzucane, że nie sposób było je ominąć.

Za każdym razem, kiedy rozlegał się kolejny hałas odbijający się echem pod arkadami, Jack truchlał ze strachu. Nie mógł jednak się zatrzymać. Tuż, tuż połyskujące refleksy wskazywały rozpoczynające się kolejne schody. Dopadł ich wreszcie i ruszył co sił w górę. Teraz więcej światła oświetlało drogę, mógł więc bezpieczniej biec.

Prawie dotarł do szczytu, gdy ciszę przerwała ostra, nie znoszącym sprzeciwu tonem wypowiedziana komenda:

– Ty, facet, stój albo zginiesz!

Po głosie zorientował się, że wołający za nim mężczyzna znajduje się u podstawy schodów. Jack stał na linii strzału i nie miał wyjścia. Zatrzymał się.

– Odwróć się!

Zrobił, co mu kazano. Od razu zobaczył, że napastnik mierzy do niego z olbrzymiego pistoletu.

– Pamiętasz mnie? Nazywam się Reginald.

– Pamiętam.

– Złaź na dół! Nie zamierzam wdrapywać się dla ciebie na górę. Absolutnie.

Jack powoli zaczął schodzić. Na trzecim stopniu zatrzymał się. Dalekie światła miasta dawały nikłą poświatę, w której Jack ledwo mógł rozpoznać rysy mężczyzny. Jego oczy wydawały się studniami bez dna.

– Masz facet jaja. No, kondycję też. Trzeba ci to przyznać -stwierdził z uznaniem Reginald.

– Czego chcesz ode mnie?

– Co ty, niczego nie chcę. Zresztą mogę ci powiedzieć, że niewiele masz. Szczególnie w tych ciuchach, a w twojej chacie już byłem i widziałem. Pusto. Szczerze powiedziawszy, to mam cię załatwić. Nie wziąłeś sobie do serca rady Twina.

– Zapłacę ci. Bez względu na sumę, jaką ci zaoferowano, zapłacę więcej.

– Brzmi interesująco, ale nie wchodzę w układy. Poza tym odpowiadam przed Twinem, a ty nie masz tyle forsy, żebym zaryzykował i wlazł w takie gówno. Absolutnie.

– To powiedz mi chociaż, kto ci płaci. Tak tylko, żebym wiedział.

– No, prawdę mówiąc, to nie mam pojęcia. Wiem tylko, że forsa jest w porządku. Za przegonienie cię po parku przez piętnaście minut dostanę pięć stów. Nieźle.

– Dam tysiąc – zaoferował Jack. Z całych sił pragnął podtrzymać rozmowę.

– Przykro mi, ale nasza mała pogawędka dobiegła końca, bo właśnie wyłączyli twój numer. – Podczas rozmowy Reginald powoli opuszczał pistolet, teraz szybko go uniósł.

Jack nie mógł uwierzyć, że może zostać tak wprost zastrzelony przez kogoś, kogo nie zna i dla kogo on też jest zupełnie obcy. To było niedorzeczne. Wiedział, że musi rozmawiać, ale choć mógł uchodzić za niezwykle wygadanego, nic mu teraz nie przychodziło do głowy. Dar udzielania ciętych odpowiedzi opuścił go, gdy patrzył w lufę wycelowanej w siebie broni.

– Biorę to – powiedział Reginald.

Jack doskonale zrozumiał. Często gracze na boisku mówili tak, kiedy chcieli powiedzieć, że biorą na siebie całą odpowiedzialność za to, co zrobili czy zrobią.

Broń wypaliła i Jack odruchowo się skurczył. Nawet oczy zamknęły mu się same. Ale niczego nie poczuł. Zrozumiał, że Reginald bawi się z nim jak kot z zapędzoną do kąta myszą. Otworzył oczy. Choć czuł się kompletnie sparaliżowany strachem, postanowił nie dawać satysfakcji bandycie. Ale to, co ujrzał, zaszokowało go. Reginald zniknął.

Jack mrugnął kilka razy, jakby podejrzewając, że oczy płatają mu figla. Gdy przyjrzał się uważniej, dostrzegł ciało napastnika rozciągnięte na kamieniach przed schodami. Z głowy sączyła mu się krew, tworząc atramentową plamę.

Przełknął głośno ślinę, ale nie ruszył się z miejsca. Całkowicie go zamurowało. Z cienia arkad wyszedł mężczyzna. Na głowie miał założoną daszkiem do tyłu baseballową czapkę. W dłoni trzymał pistolet podobny do tego, który miał Reginald. Najpierw podszedł do broni leżącej około trzech metrów od ciała i podniósł ją. Dokładnie obejrzał zdobycz, po czym zatknął za pasek spodni. Teraz zbliżył się do zabitego i czubkiem buta obrócił jego głowę, by przyjrzeć się ranie. Zadowolony, pochylił się i tak długo obszukiwał ciało, aż znalazł portfel. Wyjął go, wsunął do własnej kieszeni i wstał.

– Chodźmy, doktorku – powiedział.

Jack zszedł z ostatnich trzech stopni. Kiedy znalazł się na tarasie, natychmiast rozpoznał swego wybawiciela. To był Spit!

– Co ty tu robisz? – zapytał szeptem Jack. Gardło mu wyschło i mówił z wysiłkiem.

– Nie czas na pogawędki, człowieku – odparł Spit i splunął, jak przystało na gościa z takim przydomkiem. – Musimy stąd pryskać. Jeden z tych oberwańców zza wzgórza został tylko ranny i zaraz pewnie sprowadzi tu całą armię glin.

Od chwili, kiedy Spit, ukryty między arkadami, strzelił, Jackowi myśli wirowały w głowie. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że Spit znalazł się tam w krytycznym momencie, ani dlaczego teraz wyganiał go z parku.

Spróbował zaprotestować. Wiedział przecież, że opuszczenie miejsca przestępstwa także jest przestępstwem, a w parku zamordowano niejednego, ale aż dwóch mężczyzn. Lecz Spitowi nie dało się niczego wyperswadować. Kiedy Jack zatrzymał się wreszcie i zaczął wyjaśniać, że nie wolno im uciekać, dostał po prostu w twarz. To nie było lekkie szturchnięcie, cios wymierzony został z odpowiednią siłą.

Jack przyłożył dłoń do policzka. Czuł, że skóra w miejscu uderzenia stała się cieplejsza.

– Co ty, do cholery, robisz? – zapytał Spita poirytowany.

– Próbuję ci wbić do łba trochę rozumu. Musimy zabrać stąd dupy i to szybko. Masz, poniesiesz gnata. – Mówiąc to, Spit wcisnął w dłoń Jacka pistolet, który zabrał Reginaldowi.

– I co ja mam z tym zrobić? – O ile się orientował, to nie powinien dotykać tej broni i oddać ją policji jako dowód rzeczowy.

– Wsadź go pod bluzę. No, dalej, idziemy.

– Spit, nie mogę w ten sposób stąd uciec. Jeśli musisz, to idź i zabieraj to ze sobą. – Jack wyciągnął rękę z pistoletem przed siebie.

Spit eksplodował. Wyrwał broń z ręki Jacka i natychmiast, nie zastanawiając się ani sekundy, przyłożył lufę do czoła Jacka.

– Wkurwiasz mnie facet. Coś ci dolega? Przecież tu gdzieś mogą być te kutasy z Black Kings. Powiem ci coś. Jeżeli nie weźmiesz się w garść, to cię zostawię. Rozumiesz? Nigdy bym nie ryzykował mojej czarnej dupy dla ciebie, gdyby nie kazał mi tego Warren.

– Warren? – powtórzył pytająco Jack. Sprawy zbyt się skomplikowały. Ale wierzył w ostrzeżenia Spita, więc nie pytał już o nic. Wiedział, że ma do czynienia z porywczym facetem. Nigdy nie chciałby z nim zadrzeć.

– To idziesz czy nie? – spytał Spit.

– Idę. Zdaję się na ciebie. Wiesz lepiej, co robić w takich sytuacjach.

– Cholerna racja – powiedział Spit i oddając pistolet Jackowi, pchnął go do przodu.

Zatrzymali się przy najbliższej budce telefonicznej. Spit dzwonił do kogoś, a Jack nerwowo rozglądał się dookoła. Nagle wszechobecne na ulicach syreny samochodowe nabrały dla niego nowego znaczenia. Uświadomił sobie, że został przestępcą. Przez lata myślał o sobie jako o ofiarze, a teraz, ni stąd, ni zowąd stał się kryminalistą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zaraza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zaraza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robin Cook - Foreign Body
Robin Cook
Robin Cook - Coma
Robin Cook
Robin Cook - Outbreak
Robin Cook
libcat.ru: книга без обложки
Robin Cook
Robin Cook - Vite in pericolo
Robin Cook
Robin Cook - Fever
Robin Cook
Robin Cook - Crisis
Robin Cook
Robin Cook - Critical
Robin Cook
Robin Cook - Acceptable Risk
Robin Cook
Robin Cook - Contagion
Robin Cook
Robin Cook - Chromosom 6
Robin Cook
Robin Cook - Cromosoma 6
Robin Cook
Отзывы о книге «Zaraza»

Обсуждение, отзывы о книге «Zaraza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x