Robin Cook - Zaraza

Здесь есть возможность читать онлайн «Robin Cook - Zaraza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zaraza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zaraza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na stół sekcyjny Jacka Stapletona trafiają zwłoki pacjenta jednego z nowojorskich szpitali. Patolog ze zdumieniem konstatuje, że umarł on na…dżumę. Wkrótce podobne przypadki zaczynają się mnożyć, a choroby, z którymi styka się Stapleton, są coraz dziwniejsze. Wszystko wskazuje na celowe zarażenie. Zaniepokojony patolog wszczyna prywatne śledztwo. Wpada na trop iście makiawelicznej intrygi, w której istotną rolę odgrywa niezwykla, piękna kobieta…

Zaraza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zaraza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wychodząc, machnęła do niego ręką, a on odwzajemnił gest. Z zakłopotaniem wstał, wyrzucił tackę i poszedł na górę do siebie. W windzie zastanawiał się, co się z nim działo. Całe lata poświęcił na ustabilizowanie swego życia, a tymczasem czuł, iż szczelnie dotąd otaczający go kokon zaczyna pękać.

Wszedł do swego pokoju i usiadł za biurkiem. Pocierając intensywnie skronie, próbował się uspokoić. Znowu się wzruszył, a wiedział, że kiedy jest wzruszony, staje się impulsywny.

Gdy tylko odzyskał równowagę ducha i zdolność koncentracji, sięgnął po najbliższą teczkę i otworzył ją. Zabrał się do pracy.

Do szesnastej uporał się ze sporą częścią papierkowej roboty. Po wyjściu z biura skierował się znowu w stronę metra. Gdy usiadł w rozkołysanym wagonie obok innych cichych, podobnych do zombich pasażerów, doszedł do wniosku, że musi kupić nowy rower. Poruszanie się pod ziemią jak kret nie odpowiadało mu.

Do mieszkania biegł po dwa stopnie. Leżący na podeście pierwszego piętra pijany, bezdomny człowiek nie zwrócił jego uwagi. Jack przeszedł nad nim i biegł dalej. Potrzebował ruchu. Czuł, że im szybciej znajdzie się na boisku, tym lepiej.

Przed drzwiami na krótko się zawahał. Na pierwszy rzut oka wyglądały na nietknięte. Otworzył je i zajrzał do mieszkania. Wszystko wydawało się w porządku. Wiedziony jakimś przeczuciem poszedł najpierw do kuchni. Z ulgą stwierdził, że nikogo w niej nie ma.

W sypialni przebrał się w strój sportowy – za duże spodenki, koszulkę i sweter. Zawiązał wysokie buty sportowe, włożył na głowę opaskę, chwycił piłkę do koszykówki i już był z powrotem przy drzwiach.

Sobotnie popołudnie, jeśli pogoda dopisywała, było zawsze wielkim koszykarskim świętem. Zazwyczaj od dwudziestu do trzydziestu chłopaków gotowało się do gry i tym razem nie było inaczej. Poranny deszcz dawno ustał. Gdy stanął niedaleko boiska, naliczył czternastu chętnych do gry. Oznaczało to, że oprócz właśnie rozgrywanego meczu będzie najpewniej musiał przeczekać jeszcze ze dwa kolejne, zanim nadarzy się szansa wejścia do gry.

Z kilkoma znajomymi przywitał się lekkim skinieniem głowy. Etykieta nie pozwalała na okazywanie uczuć. Przez odpowiednio długą chwilę postał przy bocznej linii, po czym zapytał, kto wygrywa. Dowiedział się, że drużyna Davida. Znał Davida. Ostrożnie, aby nie dać do zrozumienia, jak bardzo chce grać, Jack przysunął się do Davida.

– Wygrywasz? – zagadnął pozornie obojętnym tonem.

– Taa, wygrywam – potwierdził nonszalancko zapytany. Dodał do tego kilka gestów i słów, które stanowiły typową oprawę w podobnych sytuacjach.

Przykre doświadczenia nauczyły Jacka, że nie należy ich naśladować.

– Masz piątkę? – zapytał.

David miał już drużynę, więc Jack spróbował tego samego z następnym, który tego dnia wygrał mecz. Chodziło o Spita, zawdzięczającego swój przydomek jednej z mniej miłych dla otoczenia manier [2]. Szczęśliwie Spit miał tylko czwórkę graczy, a pamiętając o tym, że Jack świetnie rzuca, zdecydował się włączyć go do zespołu.

Jack, pewny, że wejdzie do gry, podszedł do jednego z bocznych koszy i zaczął się rozgrzewać, ćwicząc rzuty. Bolała go trochę głowa i szczęka, ale poza tym czuł się lepiej, niż sądził. Bardziej obawiał się o brzuch, lecz i te obawy okazały się niepotrzebne. Trenował rzuty osobiste, kiedy zjawił się Warren. Po przejściu identycznej procedury jak Jack, żeby wejść do gry, zjawił się przy koszu treningowym Jacka.

– Cześć, doktorze, jak leci? – zapytał Warren. Wyrwał piłkę z rąk Jacka i rzucił tak celnie, że tylko siatka bzyknęła. Ruchy Warrena były nieprawdopodobnie szybkie.

– Po staremu – odpowiedział zgodnie z obowiązującą normą.

Przez chwilę wykonywali rutynowe rzuty w milczeniu. Najpierw rzucał Warren, dopóki nie chybił, co nie zdarzało się często. Potem to samo robił Jack. Gdy jeden rzucał, drugi zbierał piłki pod koszem.

– Warren, pozwól, że cię o coś zapytam – zagaił Jack w czasie swojej serii. – Słyszałeś kiedykolwiek o gangu pod nazwą Black Kings?

– Taa, coś słyszałem – odparł zapytany. Podał Jackowi piłkę, najpierw celnie umieściwszy ją w koszu jednym z tych swoich popisowych rzutów z dystansu. – Zdaje się, że to recydywa z okolic Bowery. Po co pytasz?

– Ciekawość – odparł Jack. Znowu udało mu się trafić. Miał dobry dzień.

Warren złapał piłkę w powietrzu, lecz nie oddał jej Jackowi, ale podszedł do niego.

– Co to znaczy "ciekawość"? – zapytał. Mierzył w Jacka oczami jak lufą rewolweru. – Nigdy przedtem nie interesowałeś się gangami.

Warren był inteligentny. Gdyby los mu sprzyjał, mógł zostać lekarzem, prawnikiem albo kimś podobnym. Jack był o tym przekonany.

– Na przedramieniu pewnego faceta dostrzegłem przypadkowo taki tatuaż – wyjaśnił.

– Martwego faceta? – pytał dalej Warren. Wiedział, w jaki sposób Jack zarabia na życie.

– Jeszcze nie – odpowiedział Jack. Rzadko pozwalał sobie na ironiczne uwagi wobec znajomych z boiska, ale tym razem jakoś mu się wyrwało.

Warren przybrał groźną pozę i nadal nie wypuszczał piłki z rąk.

– Jaja sobie robisz czy co?

– Co ty, kurde, żadnych jaj. Mogę być biały, ale to nie znaczy, że jestem głupi.

Warren uśmiechnął się.

– Gdzieś się dorobił takiej szczęki?

Warren nie dał się zwieść.

– Nadziałem się na łokieć. No wiesz, stałem w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.

Warren podał mu piłkę.

– Pograjmy trochę jeden na jednego. Losujemy piłkę.

Warren wszedł na boisko wcześniej niż Jack, ale Jack w końcu także zaczął grać, i to dobrze. Drużyna Spita wydawała się tego dnia nie do pokonania, ku zmartwieniu Warrena, z którym przyszło im się zmierzyć kilka razy. Do osiemnastej Jack był wykończony i spływał cały potem.

Cieszył się, że może opuścić boisko wtedy, kiedy i inni zaczęli znikać na obiad albo cosobotnie wieczorne hulanki. Boisko będzie puste aż do następnego popołudnia.

Długi, pomeczowy prysznic stanowił wyjątkową przyjemność. Po kąpieli przebrał się w czyste ubranie, poszedł do kuchni i zajrzał do lodówki. Jej wnętrze przedstawiało smutny widok. Cały zapas piwa wypili nieproszeni goście. Z jedzenia pozostał mu kawałek cheddara i dwa jajka niewiadomego wieku. Zamknął lodówkę. Zresztą nie był głodny.

W pokoju dziennym usiadł na wytartej kanapie i wziął do ręki jedno z medycznych czasopism. Codzienną normą było czytanie czegoś do dwudziestej pierwszej trzydzieści lub dwudziestej drugiej. Później szedł spać. Tego wieczoru był ciągle pełen energii pomimo gry na boisku. Nie potrafił się skoncentrować.

Rzucił czasopismo i wpatrzył się w ścianę. Był samotny. I chociaż co wieczór był samotny, to dziś odczucie to przygnębiało go. Zaczął myśleć o Teresie i o tym, jak się nad nim ulitowała.

Pod wpływem impulsu zerwał się z kanapy, podszedł do biurka, wziął książkę telefoniczną i po chwili zadzwonił do Willow i Heath. Nie wiedział, czy po godzinach centrala telefoniczna będzie łączyć, ale ktoś odebrał. Po kilku wadliwych połączeniach wreszcie udało mu się skontaktować z Teresą.

Z sercem niespodziewanie dla niego mocno bijącym, ostrożnie napomknął, że myślał o zjedzeniu czegoś w mieście.

– Czy to jest zaproszenie? – zapytała Teresa.

– Cóż – odparł z wahaniem. – Może zechciałabyś pójść ze mną, jeżeli jeszcze nie jadłaś.

– To najbardziej wymijające zaproszenie, jakie otrzymałam, od czasu gdy Marty Berman poprosił mnie na bal maturalny – skwitowała ze śmiechem. – Wiesz, co zrobił? Użył trybu warunkowego: "Co byś powiedziała, gdybym cię zaprosił?"

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zaraza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zaraza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robin Cook - Foreign Body
Robin Cook
Robin Cook - Coma
Robin Cook
Robin Cook - Outbreak
Robin Cook
libcat.ru: книга без обложки
Robin Cook
Robin Cook - Vite in pericolo
Robin Cook
Robin Cook - Fever
Robin Cook
Robin Cook - Crisis
Robin Cook
Robin Cook - Critical
Robin Cook
Robin Cook - Acceptable Risk
Robin Cook
Robin Cook - Contagion
Robin Cook
Robin Cook - Chromosom 6
Robin Cook
Robin Cook - Cromosoma 6
Robin Cook
Отзывы о книге «Zaraza»

Обсуждение, отзывы о книге «Zaraza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x