– Masz rację – przyznała Colleen. – To przemówi do każdego. Jeśli to nie poprawi notowań National Health na rynku, to nic tego nie uczyni.
– Mam już nawet slogan reklamowy. Posłuchaj: "Zasługujemy na twoje zaufanie. Zdrowie to nasze drugie imię".
– Świetnie, podoba mi się. Skoro świt zagonię cały zespół do pracy.
Taksówka zajechała pod dom Teresy. Zanim wysiadła, obie panie uścisnęły sobie dłonie, czując, że wieczór był udany i owocny.
Teresa wysiadła, lecz cofnęła się jeszcze i powiedziała:
– Dziękuję, że mnie zabrałaś ze sobą. To był dobry pomysł, i to z wielu powodów.
– Nie ma za co – odpowiedziała Colleen, unosząc kciuk w geście zadowolenia.
Czwartek, godzina 7.25, 21 marca 1996 roku
Jak przystało na człowieka z przyzwyczajeniami, Jack zjawiał się codziennie w pracy o tej samej porze, plus minus pięć minut. Tego szczególnego ranka spóźnił się aż dziesięć minut, a to z powodu kaca, z którym się obudził. Od tak dawna nie cierpiał na kaca, że zupełnie zapomniał, jak bardzo potrafi być dokuczliwy. W efekcie stał pod prysznicem kilka minut dłużej niż zwykle, no i slalom w dół Drugiej Avenue odbył się w bardziej umiarkowanym tempie.
Przecinając Pierwszą Avenue, ujrzał coś, czego nigdy o tej porze dnia nie widział. Przed zakładem medycyny sądowej stał duży wóz transmisyjny telewizji z rozłożoną na dachu anteną.
Zmieniając nieco kierunek jazdy, objechał wóz, ale nikogo w środku nie zauważył. Spojrzał w stronę głównego wejścia i tam dostrzegł grupę reporterów stłoczonych na progu.
Ciekawy, co się dzieje, przepchnął się do wejścia, rower zostawił tam gdzie zwykle i niezwłocznie udał się do strefy zastrzeżonej dla personelu.
Laurie i Vinnie byli u siebie. Jack rzucił w ich stronę krótkie "cześć", ale poszedł dalej. Chciał się dostać do hallu. Panował w nim taki tłok, jakiego jeszcze nie widział.
– Co tu się wyprawia? – zapytał, zwracając się do Laurie.
– Ty powinieneś wiedzieć najlepiej – odpowiedziała. Zajęta była opracowywaniem dziennego grafiku. – Wszystko z powodu epidemii dżumy!
– Epidemii? – zapytał Jack. – Były kolejne przypadki?
– Nie słyszałeś? Nie oglądałeś porannych wiadomości?
– Nie mam telewizora – wyznał. – Tam, gdzie mieszkam, posiadanie telewizora oznacza kłopoty.
– No tak, dwie ofiary zjawiły się u nas w nocy – poinformowała Laurie. – Jedna ma dżumę na sto procent albo stan poprzedzający, gdyż w szpitalu wykonano badanie fluorescencyjne i wynik jest pozytywny. U drugiej podejrzewamy chorobę, gdyż ma kliniczne objawy, ale wynik badania był negatywny. A w dodatku, o ile zdołałam się zorientować, kilku pacjentów z wysoką gorączką poddano kwarantannie.
– Czy to wszystko zdarzyło się w Manhattan General? -zapytał.
– Tak.
– Czy chorzy mieli bezpośredni kontakt z Nodelmanem?
– Nie wiem, nie miałam czasu tego ustalić. Interesuje cię to? Jeśli tak, postaram się sprawdzić.
– Oczywiście, że interesuje. U kogo stwierdzono wczesne stadium rozwoju choroby?
– Katherine Mueller – odpowiedziała Laurie i podała Jackowi kartotekę chorej.
Usiadł na brzegu biurka, przy którym pracowała Laurie, i zaczął przeglądać dokumenty. Przerzucał papiery, aż dotarł do raportu dochodzeniowego. Wyjął go z teczki i zaczął czytać. Dowiedział się, że kobieta została przywieziona do izby przyjęć Manhattan General o godzinie szesnastej poważnie chora na, jak stwierdzano w diagnozie, ostrą postać dżumy. Dziewięć godzin później, pomimo zaaplikowanej natychmiast silnej dawki antybiotyków, pacjentka zmarła.
Sprawdził miejsce zatrudnienia kobiety i nie był zaskoczony tym, co odkrył. Pracowała w Manhattan General. Wywnioskował, że musiała mieć bezpośredni kontakt z Nodelmanem. Niestety raport nie wspominał, w jakim charakterze była zatrudniona. Zgadywał, że była albo pielęgniarką, albo laborantką.
Czytając raport, w myślach chwalił pracę Janice Jaeger. Po rozmowie telefonicznej, którą z nią przeprowadził poprzedniego dnia, dodała informacje o podróżach, kontaktach ze zwierzętami i odwiedzinach. W przypadku Kathy Mueller wszystkie odpowiedzi były negatywne.
– Gdzie jest podejrzenie dżumy? – zapytał Laurie.
Podała mu kolejną kartotekę.
Otworzył ją i natychmiast poczuł się zaskoczony. Kobieta ani nie pracowała w Manhattan General, ani nie miała kontaktu z Nodelmanem. Nazywała się Susanne Hard. Podobnie jak Nodelman była pacjentem w Manhattan General, ale na innym oddziale. Hard leżała na oddziale ginekologiczno-położniczym po urodzeniu dziecka. Jack poczuł, że stoi przed trudną do rozwikłania zagadką.
Z dalszej lektury dowiedział się, że pani Hard przebywała w szpitalu od dwudziestu czterech godzin, zanim wystąpiła wysoka gorączka, bóle mięśniowe, bóle głowy, ogólne złe samopoczucie i nasilający się kaszel. Powyższe objawy pojawiły się w ciągu osiemnastu godzin po zabiegu cięcia cesarskiego i urodzeniu zdrowego dziecka. Osiem godzin po wystąpieniu objawów pacjentka zmarła.
Ze zwykłej ciekawości spojrzał na adres Susanne Hard, pamiętając, że Nodelman mieszkał w Bronx. Ale Hard nie mieszkała w Bronx. Mieszkała na Manhattanie na Sutton Place South, w okolicy niemal odizolowanej od reszty miasta.
Przeczytał także, że nigdzie nie wyjeżdżała, odkąd zaszła w ciążę. Miała starego, lecz zdrowego pudla. Co do gości, dom państwa Hardów odwiedził współpracownik jej męża, który przyjechał z Indii. Opisano go jako zdrowego.
– Czy Janice Jaeger jest jeszcze w biurze? – zapytał Jack.
– Piętnaście minut temu mijałam jej pokój i jeszcze była – odpowiedziała Laurie.
Jack znalazł Janice tam gdzie zwykle.
– Jesteś pełnym poświęcenia urzędnikiem – zaczął od progu.
Janice spojrzała na niego znad papierów rozłożonych na biurku. Oczy miała przekrwione ze zmęczenia.
– Zbyt wielu ludzi ostatnio zmarło. Jestem zawalona robotą. Ale powiedz szczerze, czy udzieliłam odpowiedzi na twoje pytania dotyczące przypadków z ostatniej nocy?
– Absolutnie. Byłem pod wrażeniem. Jest jednak jeszcze kilka spraw, o które chciałbym zapytać.
– Wal śmiało.
– Gdzie w stosunku do oddziału wewnętrznego znajduje się oddział położniczy?
– Na tym samym piętrze. Sąsiadują ze sobą.
– Nie żartuj.
– Czy to ma jakieś znaczenie?
– Nie mam najmniejszego pojęcia – przyznał Jack. – Czy pacjenci z obu oddziałów mogą się spotykać?
– Nie wiem, ale nie sądzę, aby na to pozwalano.
– Ani ja – zgodził się Jack.
Jeżeli nie mogli się bezpośrednio kontaktować, to jak, na miłość boską, Hard mogła się zarazić, zastanawiał się w myślach. Coś tu nie pasowało. Zastanawiał się bez przekonania, czy stado zakażonych szczurów mogłoby żyć w systemie wentylacyjnym.
– Masz jeszcze jakieś pytania? Chciałabym trochę pomieszkać, a mam do skończenia ostatni raport.
– Ostatnie – obiecał Jack. – Sprawdziłaś, że Katherine Mueller zatrudniona była w Manhattan General, ale nie napisałaś jako kto. Wiesz, czy była pielęgniarką, czy laborantką?
Janice przejrzała nocne notatki i natrafiła w końcu na kartkę z informacjami o Mueller. Przeleciała po nich wzrokiem i spojrzała na Jacka.
– Ani tu, ani tam. Pracowała w zaopatrzeniu.
– No nie, daj spokój! – Z tonu wynikało, że Jack nie jest usatysfakcjonowany.
– Przepraszam, ale tak mi powiedziano.
– Ależ nie mam pretensji do ciebie – odpowiedział, machając ręką. – Chciałbym jedynie odnaleźć w tym bałaganie jakiś logiczny porządek. Jak kobieta z działu zaopatrzenia może skontaktować się z chorym pacjentem z szóstego piętra? Gdzie mieści się dział zaopatrzenia?
Читать дальше