– Będę cię osłaniał, doktorze. Brutus też. Dopóki sprawa się nie skończy.
Już miałem powiedzieć coś w rodzaju „nie mogę cię o to prosić” lub „masz swoje życie”, ale kiedy się nad tym zastanowić, mogli pomagać mi albo handlować prochami. Tyrese chciał – a może nawet musiał – mi pomóc i jeśli spojrzeć prawdzie w oczy, był mi potrzebny. Mogłem go ostrzec, przypomnieć mu, że to niebezpieczne, ale na tych sprawach znał się znacznie lepiej niż ja. Tak więc w końcu tylko zaakceptowałem to skinieniem głowy.
Carlson dostał odpowiedź z National Tracing Center prędzej, niż się spodziewał.
– Udało nam się szybko to sprawdzić – powiedziała Donna.
– Jakim cudem?
– Słyszałeś o IBIS-ie?
– Taak, trochę.
Wiedział, że IBIS to skrót od Integrated Ballistic Identification System – nowy program komputerowy wykorzystywany przez Bureau of Alcohol, Tobacco and Firearms do magazynowania zdjęć pocisków i łusek. Część nowego projektu o kryptonimie „Ceasefire”.
– Teraz już nie potrzebujemy oryginalnego pocisku – ciągnęła. – Przysyłają nam tylko zeskanowane obrazy. Możemy przeprowadzać analizę cyfrową i porównywać na ekranie.
– No i?
– Miałeś rację, Nick – powiedziała. – Są identyczne.
Carlson zakończył rozmowę i zadzwonił pod inny numer.
Usłyszał męski głos.
– Gdzie jest doktor Beck? – zapytał.
Brutus podjechał samochodem i zabrał nas z chodnika. Powiedziałem „dzień dobry”. Nie odpowiedział. Jeszcze nie słyszałem, żeby odezwał się choć słowem. Usiadłem na tylnym siedzeniu. Tyrese zajął miejsce obok mnie i uśmiechnął się. Zeszłej nocy zabił człowieka. To prawda, że zrobił to, broniąc mojego życia, lecz widząc jego obojętną minę, zastanawiałem się, czy w ogóle pamięta, że pociągnął za spust. Ja lepiej niż ktokolwiek powinienem rozumieć takie podejście, a mimo to przychodziło mi to z trudem. Nie jestem ekspertem od moralności. Dostrzegam różne odcienie zła. Dokonuję wyborów. Elizabeth kierowała się w życiu surowszymi regułami. Byłaby przerażona tym, że ktoś stracił życie. Nie miałoby dla niej znaczenia, że ten człowiek porwał mnie, torturował i prawdopodobnie zamierzał mnie zabić. A może by miało. Teraz już nie byłem pewien. Zrozumiałem przykrą prawdę, że nie wiedziałem o niej wszystkiego. A ona nie wiedziała wszystkiego o mnie. Jako lekarz nie powinienem dokonywać takich trudnych wyborów. To jak z regułą selekcji rannych. Najciężej rannymi trzeba zająć się najpierw. Nieważne, kim są i co zrobili. Zajmujesz się najciężej poszkodowanymi. To ładna teoria i rozumiem konieczność takiego podejścia. Gdyby jednak, powiedzmy, przywieziono mojego siostrzeńca Marka z raną kłutą oraz notorycznego pedofila, który go zranił, a potem otrzymał ciężki postrzał w głowę, no, cóż… sami wiecie. W takich sytuacjach musisz dokonać wyboru i w głębi serca dobrze wiesz, że nie będzie on trudny.
Możecie spierać się i twierdzić, że wkraczam na śliski grunt. Zgodzę się z tym, chociaż mógłbym odpowiedzieć, że w życiu przeważnie tak bywa. Chodzi o to, że kompromisy rodzą konsekwencje – nie tylko teoretyczne, które brukają duszę, ale praktycznie osłabiające fundamenty moralne i powodujące trudne do przewidzenia skutki. Zastanawiałem się, co by się stało, gdybym od razu powiedział prawdę. Ta myśl diabelnie mnie przestraszyła.
– Cichyś dzisiaj, doktorze.
– Taak – mruknąłem.
Brutus wysadził mnie na Riverside Drive, gdzie mieszkała Linda i Shauna.
– Będziemy niedaleko – rzekł Tyrese. – Gdybyś czegoś potrzebował, znasz mój numer.
– Jasne.
– Masz glocka?
– Tak.
Tyrese położył dłoń na moim ramieniu.
– Oni lub ty, doktorze – przypomniał. – Wystarczy naciskać spust.
On nie uznawał żadnych kompromisów.
Wysiadłem z samochodu. Obok mnie przechodziły mamusie i nianie, pchając skomplikowane dziecinne wózki, które składają się, rozciągają, kołyszą, grają melodyjki, pochylają do przodu lub do tyłu i mogą pomieścić więcej niż jednego dzieciaka oraz zapas pieluch, ściereczek, soczków Gerbera, kartoników z napojami (dla starszego potomstwa), zapasowe ubranka, butelki, a nawet samochodową apteczkę. Wiedziałem to wszystko z praktyki lekarskiej (gdyż to, że ktoś korzysta z pomocy społecznej, wcale nie oznacza, że nie stać go na najmodniejszy wózek Peg Perega) i ten uderzający przejaw normalności w otaczającym mnie oceanie szaleństwa był dla mnie jak eliksir.
Odwróciłem się i poszedłem w kierunku budynku. Linda i Shauna wybiegły mi na spotkanie. Linda dopadła mnie pierwsza. Objęła mnie. Uściskałem ją. Było mi przyjemnie.
– Dobrze się czujesz? – spytała Linda.
– Doskonale – odparłem.
To nie powstrzymało Lindy od powtórzenia tego pytania jeszcze kilkakrotnie, na kilka różnych sposobów. Shauna przystanęła parę kroków od nas. Spojrzałem na nią nad ramieniem siostry. Otarła łzy. Uśmiechnąłem się do niej.
Ściskaliśmy się i całowali, jadąc windą na górę. Shauna była mniej wylewna niż zwykle i trzymała się trochę na uboczu. Ktoś, kto jej nie znał, mógłby uznać, że to normalne i że daje rodzeństwu czas na czułe przywitanie. Tak mógłby pomyśleć tylko ktoś, kto nie odróżniłby Shauny od Cher. Shauna była cudownie konsekwentna. Jednocześnie wrażliwa, wymagająca, zabawna, wielkoduszna i niewiarygodnie lojalna. Nigdy niczego i nikogo nie udawała. Jeśli w waszym słowniku jest dział antonimów i odszukacie w nim zwrot „żywe srebro”, to stanie wam przed oczami jak żywa. Shauna zawsze stawiała czoło życiu. I nie cofnęłaby się ani o krok, gdyby nawet ktoś zdzielił ją w łeb gazrurką.
Znów poczułem dreszcz niepokoju.
Kiedy dotarliśmy do mieszkania, Linda i Shauna popatrzyły po sobie. Linda puściła mnie.
– Shauna pragnie porozmawiać z tobą pierwsza – powiedziała. – Będę w kuchni. Chcesz kanapkę?
– Dzięki – odparłem.
Linda jeszcze raz ucałowała mnie i uściskała, jakby upewniając się, że nie jestem przywidzeniem. Potem pospiesznie wyszła z pokoju. Spojrzałem na Shaunę. W dalszym ciągu trzymała się z daleka. Pytająco rozłożyłem ręce.
– Dlaczego uciekłeś? – zapytała.
– Dostałem następny e-mail – odparłem.
– Na to konto w Bigfoot?
– Tak.
– Dlaczego wiadomość przyszła tak późno?
– Użyła szyfru – powiedziałem. – Potrwało chwilę, zanim na to wpadłem.
– Jakiego szyfru?
Wyjaśniłem jej, o co chodziło z Bat Lady i Teenage Sex Poodles. Kiedy skończyłem, zapytała:
– To dlatego korzystałeś z komputera w Kinko? Wpadłeś na to na spacerze z Chloe?
– Tak.
– Co to dokładnie była za wiadomość?
Nie miałem pojęcia, dlaczego Shauna zadaje te wszystkie pytania. Oprócz tych cech, które już wymieniłem, Shauna miała syntetyczny umysł. Nie interesowały jej szczegóły; według niej zaciemniały i komplikowały obraz.
– Chciała spotkać się ze mną wczoraj o piątej w parku przy Washington Square – powiedziałem. – Ostrzegła mnie, że będę śledzony. I że kocha mnie, obojętnie co.
– I dlatego uciekłeś? – zapytała. – Żeby pójść na to spotkanie?
Kiwnąłem głową.
– Hester powiedziała, że nie zdoła wyciągnąć mnie za kaucją wcześniej niż o pomocy.
– Dotarłeś na czas do parku?
– Tak.
Shauna patrzyła na mnie wyczekująco.
– I co?
– Nie pokazała się.
– I mimo to jesteś przekonany, że to Elizabeth przysłała ci tę wiadomość?
Читать дальше