Kątem oka zauważył patrolowy samochód kalifornijskiej policji drogowej, nadjeżdżający najbardziej zachodnim ze skierowanych na północ pasów ruchu i zerknął w lusterko w momencie, gdy czarnobiały pojazd CHP przecinał pas zieleni; kiedy auto zmieniło kierunek i ruszyło w pogoń, kogut zaczął się obracać i błyskać światłem. Jeśli funkcjonariusze włączyli również syrenę, jej odgłos utonął w hałasie wichury i Dar jej nie usłyszał.
Miał szczęście, że samochód kalifornijskiej policji drogowej był jednym z ich pościgowych mustangów – na pierwszy rzut oka modelem z roku 1994 – wyposażonym w silnik 302 V-8. Minor obrzucił szybkim spojrzeniem kierowcę i jego partnera. Obaj byli młodzi, a sądząc po prędkości, jaką osiągali, także nadgorliwi i napaleni.
„Po prostu mam szczęście” – pomyślał, skupiając się na pędzącym przed nim mercedesie.
Podczas całego tego padania i pełzania jakoś zdołał utrzymać na nosie okulary do jazdy marki Serengeti, które teraz chroniły mu oczy przed straszliwym pędem powietrza. Bez nich niewiele by widział i na pewno nie mógłby jechać z taką szybkością. Na szczęście miał je, a mercedes znajdował się w tej chwili zaledwie o dwadzieścia długości auta przed nim. Kierowca zwolnił mniej więcej do stu czterdziestu kilometrów na godzinę, ale chyba właśnie zerknął w lusterko i dostrzegł acurę bądź migacze radiowozu patrolowego (a może jedno i drugie), ponieważ nagle zmienił pas ruchu i znowu przyspieszył, wspinając się następnym długim odcinkiem górzystej międzystanowej. Mercedes mijał pojazdy zarówno po lewej, jak i po prawej stronie, używając wszystkich pięciu pasów ruchu, polując na otwarte przestrzenie i znów gnając przed siebie. Dar podążał za nim, przeskakując z jednego pasa na drugi. Wiedział, że zwyczajny mercedes E 340 ma elektroniczną blokadę prędkości ustawioną na poziomie dwustu dziesięciu kilometrów na godzinę. Ten wszakże nie tylko wyposażono w zaciemnione okna, spojlery i grube opony, lecz zastosowano w nim także inne modyfikacje, toteż kierowca mimo gęstniejącego ruchu wyciągał teraz przynajmniej dwieście pięćdziesiąt.
„Cholera” – zaklął w myślach Minor. Lewą ręką domontował już do nikona długi, dwustumilimetrowy obiektyw, prowadząc wyłącznie prawą i śmigając między otaczającymi go po obu stronach autami. Niestety, mercedes wciąż znajdował się czterysta metrów przed nim, a zatem był zbyt daleko na dobre zdjęcie tablicy rejestracyjnej. Zresztą Darwin, nawet gdyby się zbliżył, i tak nie zdołałby prawdopodobnie utrzymać aparatu w stabilnej pozycji, która pozwoliłaby na uchwycenie napisu na tablicy. Właściwie nie dbał o to. Opuścił nikona na kolana, w obie dłonie chwycił idealną kierownicę acury i gwałtownie skręcił ze skrajnego prawego pasa na skrajny lewy, którym pędził mercedes. Jego szybkościomierz pokazywał już dwieście siedemdziesiąt dwa kilometry na godzinę; wskazówka znajdowała się za czerwoną linią. Dar bardzo nie chciał spalić silnika, który stanowił niemal dzieło sztuki ręcznie zmontowane przez jednego pracownika japońskiej fabryki. Gdzieś na tej przeważnie aluminiowej obudowie silnika było nawet wygrawerowane japońskimi literami nazwisko tego człowieka. W epoce sprężarek, turbosprężarek i różnych sztucznych dopalaczy acurę wyposażono w silnik wolnossący, sześciocylindrowy, doskonały. Spalenie go równałoby się profanacji. Niemniej jednak Minor dociskał perforowany pedał do dechy, czy też raczej prawie do dechy – ze względu na blokadę producenta (czyli zamontowaną ponad luksusowym czarnym dywanikiem wyściełaną czarną gumą podkładkę) – pozwalał wskazówce prędkościomierza przesuwać się dalej po czerwonym polu. Mały sześciocylindrowiec zawył niebezpiecznie.
„A jeśli zwolnią i po prostu znów zaczną strzelać do acury?” – spytała wciąż rozsądna część umysłu Darwina. Nie miał w aucie żadnej broni. Nie miał jej też w domu. Nienawidził broni. „A jeśli ja zwolnię i zastrzelą mnie policjanci?” – odparowała druga, napędzana adrenaliną część jego mózgu. „Równie dobrze mogę najpierw sam złapać tych gnojków”.
Mercedes skręcił, przejeżdżając na skrajny prawy, przemknąwszy przed dwoma pojazdami. Jeden z nich – furgonetka ford windstar – zahamował zbyt szybko i obróciło go czterokrotnie, zanim się zatrzymał tyłem do przodu. Minor zauważył bladość na twarzach siedzących na przednich siedzeniach mężczyzny i kobiety, gdy mijał ich z prędkością dwustu sześćdziesięciu ośmiu kilometrów na godzinę.
„Zobacz, dupku, jak się kończą takie pościgi” – krzyknęła racjonalna część umysłu Dara na tę mniej rozsądną napędzaną adrenaliną. „W filmach te samochodowe pościgi zawsze wyglądają ekscytująco i obfitują w tak zwane bliskie spotkania pojazdów. W prawdziwym życiu jest inaczej, giną niewinni ludzie… całe rodziny”. A on nawet nie był policjantem i nie miał prawa nikogo ścigać.
Minor walczył sam z sobą. Teoretycznie przyznawał, że postępuje nieracjonalnie (zerknął w lusterko i dostrzegł błyskające światła mustanga CHP, który podskakiwał, przejeżdżając ponad wzniesieniem mniej niż półtora kilometra za acurą), nie potrafił jednak przerwać pościgu; był w nim jakiś gniew, znacznie silniejszy niż zwykle, którego nie czuł od lat… A mercedes znajdował się w tej chwili zaledwie niecałe sto metrów przed nim, ponownie pędząc po skrajnie lewym pasie. Wokół panował niewielki ruch. Darwin docisnął pedał gazu do dechy i położył nikona na rozszczepionym progu drzwiczek acury, trzymając teleobiektyw we wnętrzu auta, aby wiatr nie wyszarpnął mu z ręki drogiego aparatu. „Nie będzie to łatwe” – ocenił w myślach, decydując, że powinien zrobić zdjęcie przez przednią szybę, nie spuszczając rąk z kierownicy, a równocześnie utrzymywać nikona w stanie równowagi. W kierowaniu pomagał sobie dodatkowo lewym kolanem. Pstrykał fotki w pełnym trybie automatycznym, mając nadzieję, że choć jedno ze zdjęć będzie wyraźne.
Mercedes zahamował, a jednocześnie przeciął pięć pasów w jednym długim, kontrolowanym poślizgu, ledwie unikając zderzenia z samochodem dostawczym i umykając w samą porę, po czym zjechał z autostrady niczym wylatujący z lufy pocisk.
– Cholera – mruknął do siebie Dar i wyhamował. Przez chwilę jechał za autobusem Greyhound, po czym jeszcze bardziej hamując, przeciął ostatnie trzy pasy ruchu ku zewnętrznej stronie autostrady. Tylne koła acury obróciły się na żwirze pobocza, Darwin dwukrotnie skorygował i przyspieszył. Zjeżdżając z autostrady, kątem oka złapał znak drogowy z napisem: LAKE STREET.
W porządku. Wiedział, w jakim miejscu opuszcza międzystanową. Jechał teraz za zwalniającym mercedesem drogą Lakeshore Drive, która prowadziła jedynie do niewielkiej podmiejskiej osady Lake Elsinore. Gdzieś tu w pobliżu znajdował się stary zjazd na Alberhill, pozostał jednak już chyba daleko za nimi. Przed sobą po lewej Minor dostrzegł dwa auta szeryfa hrabstwa – oba czarnobiałe chevrolety, jeden monte carlo, drugi impala; nadjeżdżały ze wschodu z wyraźnym zamiarem zatrzymania ich. Zanim radiowozy wjechały na Lakeshore Drive, zarówno acura, jak i mercedes przecięły skrzyżowanie, tym razem Darwin usłyszał syreny, gdy dwa chevrolety wpadły na jezdnię i znalazły się nagle zaledwie niecałe sto metrów za acurą. Mustang kalifornijskiej policji drogowej jechał tuż za nimi, próbując je wyminąć.
„Jeśli zbliżę się do merca – pomyślał Dar chłodno, jakby rozpracowywał jakiś drugorzędny problem szachowy – jadący nim zabójcy po prostu mnie zastrzelą”. Zerknął w lusterko. „Jeśli z kolei zwolnię, policjanci prawdopodobnie mnie nie zabiją, jest wszakże możliwe, że zatrzymując mnie, pozwolą umknąć mercedesowi”.
Читать дальше