Z tych wszystkich względów patrzył akurat w lewe lusterko, gdy mercedes przyspieszył, zamierzając wyprzedzić acurę z lewej. Autostrada na tym odcinku miała pięć pasów ruchu. Trzy z nich były puste, tym niemniej mercedes trzymał się acury tak blisko, jakby wchodzili właśnie w ostatnie okrążenie podczas wyścigów Daytona 500. Dar westchnął. Posiadanie takiego sportowego auta jak acura NSX łączyło się czasem ze sporymi niedogodnościami. Mercedes zrównał się z nim, po czym zwolnił, dostosowując prędkość. Minor zerknął w lewo. W ciemnym oknie dużego niemieckiego samochodu dostrzegł swoje dokładne odbicie, czyli twarz osobnika w okularach przeciwsłonecznych. Gdy czarne okno zaczęło się opuszczać, automatycznie się uchylił. Miał doskonały refleks i wyrobiony w ciągu ostatnich dwóch dekad instynkt. Przed oczyma mignęła mu lufa karabinu – niewielkiego, lecz groźnego i w pełni automatycznego (uzi albo mac-10). Sekundę później ktoś zaczął do niego strzelać. Lewe okno acury natychmiast eksplodowało, zasypując szkłem ucho i włosy Darwina. Kule szatkowały aluminium jego ukochanego auta.
C JAK CZWARTY BIEG
Minor miał wrażenie, iż ostrzał nigdy się nie skończy, chociaż nie trwał zapewne dłużej niż pięć sekund. Tyle że te sekundy ciągnęły się jak cała wieczność. Dar rzucił się płasko na podłogę i na umieszczony pośrodku drążek skrzyni biegów. Głowę ukrył pod obitym czarną skórą siedzeniem pasażera. Drobiny szkła wypełniły powietrze niczym konfetti. Równocześnie nie zdejmował lewej ręki z dolnej części kierownicy, a prawej nogi z hamulca, mocno przyciskając go obcasem. Na szczęście, na tym odcinku drogi nie było żadnego innego auta poza acurą i mercedesem. Lewą stopą wdusił sprzęgło, a trzymaną nad głową lewą ręką zmienił bieg z piątego na trzeci. Kule uderzające w aluminium drzwiczek i przodu acury spowalniały auto. Zwielokrotniony odgłos brzmiał strasznie. Acura zatrzymała się w miejscu, które Dar z nadzieją uważał, modląc się o to, za pobocze autostrady. Tak pozostał, nie podnosząc głowy, aby sprawdzić swoje położenie; trzymał ją nisko w dole, póki ostrzał się nie skończył. Później lekko się podniósł znad pokrytego szkłem drążka skrzyni biegów i siedzenia, słysząc i czując, jak drobinki szyby spadają mu z głowy i pleców. Ustawił drążek na bieg jałowy, zaciągnął ręczny hamulec, po czym wypełzł przez resztki drzwiczek od strony pasażera. Padł na chodnik i leżąc na brzuchu, rozejrzał się pod nisko zawieszonym podwoziem swojego sportowego samochodu. Starał się ustalić, czy mercedes zatrzymał się obok niego. Gdyby tu stał, Darwin nie miałby szans. Znajdował się niecałe trzydzieści metrów od płotu, stanowiącego granicę drogi międzystanowej i w pobliżu nie rosły żadne drzewa ani nie stało nic, co mogłoby dać schronienie. Na szczęście nie widział żadnych kół. Usłyszał ryk przyspieszającego mercedesa, dlatego podpełzł na łokciach do prawego przedniego koła acury. Pędzący szary mercedes tylko mu mignął.
Wstał drżąco, czując szalejącą w ciele adrenalinę i walcząc z napływającymi wymiotami. Zastanowił się, czy został ranny. Dotknął lewego ucha i podniósł okrwawione palce, po chwili jednak uświadomił sobie, że to tylko przecięcie kawałkiem szkła. Poza kilkoma innymi podobnie niewielkimi obrażeniami był cały. Dość wolno minęła acurę honda civic. Kierowca – mężczyzna o okrągłej twarzy – wpatrzył się szeroko otwartymi oczyma w Dara i jego auto.
Darwin obejrzał samochód. Zabójcy strzelali wysoko i zużyli sporo amunicji. Lewe i prawe okna zniknęły, w ramie lewych drzwiczek tkwiła kula – aluminium wokół otworu było zniekształcone i jaśniejsze – w drzwiach od strony kierowcy dostrzegł aż trzy otwory. Jedna z kul na pewno zabiłaby Dara, gdyby nie odbił jej stalowy element wzmacniający bocznych drzwi, a dwa inne pociski uderzyły w tylną część drzwiczek, w pobliżu klamki. Przód acury również przyjął z pół tuzina kul podczas hamowania, ale szybki ogląd wykazał, że żaden z pocisków nie dosięgnął kół – skazy biegły po niskiej, pochyłej masce, wchodziły między któreś z kół i część pasażera lub między koło i przedni zderzak. Gdyby acura NSX miała silnik z przodu, jej uszkodzenia wyglądałyby dramatycznie. Na szczęście, tak jak większość sportowych aut miała silnik w części środkowej, tuż za siedzeniem kierowcy i samochód nadal pracował na wolnych obrotach z typowym dla siebie warkotem. Podsumowując, działał silnik, koła pozostały nietknięte, a Dar nie dostrzegł ani szkód konstrukcyjnych, ani w zawieszeniu.
Zdarł z siebie koszulę i użył jej do odgarnięcia rozbitego szkła z siedzenia kierowcy, po czym wsiadł, wrzucił bieg i pospiesznie zjechał z pobocza. Szary mercedes właśnie zniknął za stokiem na międzystanowej może trzy kilometry przed Minorem. Samochód poruszał się szybko, wyprzedził już kilka innych pojazdów, a zatem co najmniej o czterdzieści do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę przekroczył limit prędkości, który wynosił tu sto dziesięć kilometrów.
Darwin osiągnął sto sześćdziesiąt na trzecim biegu, jadąc prawym pasem międzystanowej. Przemknął obok hondy civic, której pucołowaty kierowca znów się na niego gapił. „To szaleństwo” – pomyślał i przełączył na czwarty bieg, słysząc ryk umieszczonego tuż za jego siedzeniem wolnossącego silnika sześciocylindrowego. Zaryzykował i zwiększył obroty aż do 7800 na minutę. Wskazówka obrotomierza weszła na czerwoną linię. Minor był rozgniewany, bardzo rozgniewany. Od dawna nie czuł w sobie takiej wściekłości. Wrzucił piąty bieg i docisnął gaz do dechy.
Minął dwa samochody i pojazd z naczepą po lewej. Jechał tak szybko, że pojazdy jedynie przez ułamek sekundy pojawiały się za oknem, a jego uszy atakował wizg mijania. Gdy pokonał wzniesienie, dostrzegł szarego mercedesa mniej więcej pięć kilometrów przed sobą. Auto pędziło międzystanową sto sześćdziesiąt, wspinając się na kolejne wzgórze lewym pasem. Darwin sięgnął do kieszeni koszuli, zamierzając wyjąć z niej telefon komórkowy, przypomniał sobie jednak, że wcześniej zdjął koszulę, wytarł nią szkło i teraz leżała zwinięta w kłębek na siedzeniu pasażera. Poklepał kłębek, lecz w kieszeniach niczego nie wymacał. Najwyraźniej zgubił komórkę w którymś momencie podczas uchylania się, ślizgania, przesuwania, kucania, pełzania na łokciach… lub wymiatania drobin szkła. „Cholera!” – zaklął w myślach, próbując przez chwilę przekonać samego siebie, że fakt ten nie ma znaczenia, gdyż hałas spowodowany wyciem wiatru dmuchającego przez dwa roztrzaskane boczne okna i tak uniemożliwiłby mu rozmowę z policją. Dobrze chociaż, że przednia szyba pozostała niemal nietknięta – z wyjątkiem jednego pięciocentymetrowego otworu w górnym lewym rogu, tuż przy ramie, gdzie uderzył pocisk. Nie spuszczając wzroku z drogi i tyłu mercedesa, Dar zerknął na szybkościomierz. Jechał dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Jeszcze przyspieszył, pochylając się nad podłogą od strony pasażera i podnosząc torbę ze sprzętem fotograficznym.
„Boże, proszę – jęknął w myślach – ktokolwiek wymyślił tę akcję, nie pozwól, aby zniszczył mi aparaty”.
Dzięki połączeniu szybkich klepnięć i jeszcze szybszych spojrzeń Dar stwierdził, że torba nie została trafiona. Otworzył ją i bezceremonialnie wysypał zawartość na siedzenie pasażera. Nie chciał w tej chwili cyfrówki, wolał nikona z teleobiektywem. Ścisnął aparat w udach, pomacał siedzenie obok, znalazł obiektyw i zabrał się za jego montaż, równocześnie kierując acurą wspinającą się na następne wzgórze z prędkością dwustu sześćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę. Zwykle zmieniał obiektyw obiema rękoma – jedną trzeba było wcisnąć guzik i uwolnić poprzedni obiektyw, drugą przykręcić nowy – jednak zdarzyło mu się już dokonywać zmiany jedną ręką. Choć nigdy podczas jazdy z taką prędkością!
Читать дальше