Darwin chciał wysiąść, nie mógł jednak otworzyć pogiętych drzwiczek od strony kierowcy, a te od strony pasażera blokował wielki kamień. Wybił więc przednią szybę i w końcu się przez nią wygramolił. W tym samym momencie tuż przy nim zahamował mustang kalifornijskiej policji drogowej i przegrzane monte carlo szeryfa. Z obu aut wypadli funkcjonariusze i wycelowali w niego z pistoletów, wykrzykując odpowiednie rozkazy.
Dar oparł się o acurę, rozstawił nogi, jak mu polecono, zgodnie z wywrzeszczanymi sugestiami położył sobie splecione dłonie na karku i próbował oddychać spokojnie, starając się odeprzeć atak napływających mdłości. Fala adrenalinowego gniewu cofała się w nim niczym jakiś szalony odpływ, pozostawiając po sobie osobliwe szczątki emocji.
Policjanci CHP byli młodzi i mieli wysokie numery seryjne na odznakach, którymi mu zamachali za plecami, toteż dostrzegł je jedynie kątem oka, popatrując przez ramię. Nigdy przedtem z nimi nie współpracował. Po ich krzykach, rozdrażnieniu i nerwowości domyślił się, że jeśli wykona choćby jeden niewłaściwy ruch, bez wahania go zastrzelą. Znieruchomiał więc. Jeden ze stanowych funkcjonariuszy i szeryf wciąż mierzyli do niego z broni, a trzeci mężczyzna – starszy z dwóch przedstawicieli CHP, przedwcześnie posiwiały „weteran”, który wyglądał najwyżej na dwadzieścia trzy lata, zbliżył się do niego i obszukał go szybko, po czym ostro szarpnął mu ręce w dół, do wysokości bioder i nałożył na nadgarstki kajdanki.
Dwóch harleyowców podeszło do nich z puszkami piwa w rękach. Ten z dłuższą brodą uśmiechał się szeroko, błyskając żółtymi zębami.
– Hej, facet, to była, cholera, najfajniejsza akcja, jaką kiedykolwiek widziałem. Człowieku, prawie zdjąłeś z nieba pieprzony Kanał 5. Ekstra historia.
Zastępca szeryfa kazał motocyklistom wracać do restauracji. Kilku innych podeszło i wyjaśniło, że nigdy nie byli w środku cholernej restauracji, zawsze przesiadywali wyłącznie na tarasie. Dodali: „To wolny kraj, stary”. Zadali też retoryczne pytanie: „W jakim innym państwie, człowieku, można zobaczyć nowiutkiego mercedesa spadającego z dwustumetrowego stoku i kręcący tę scenkę helikopter z telewizyjnych»Wiadomości«?”.
– Ważniak Eddie będzie musiał zmienić nazwę swojego pieprzonego baru – oświadczył motocyklista z ogoloną głową i tatuażem czaszki na gołej piersi. – Z cholernego Lookout na cholerne Lotnisko, stary.
Minor był nawet zadowolony, kiedy dwaj patrolowi zaprowadzili go wreszcie do mustanga CHP i wepchnęli na tylne siedzenie.
– Wiecie, zawieźcie go do Riverside – odezwał się szeryf. Nadal trzymał w ręce kolta z długą lufą.
– Wiemy, wiemy – odparł starszy z dwóch młodych policjantów stanowych. – Może pan albo pański zastępca wezwiecie tu przez radio pomoc? Powiedzcie, że potrzebujemy zespołu techników… Pospieszcie się, zanim dojdzie do pieprzonych rozruchów. Okej?
Szeryf popatrzył na kręcących się wokół harleyowców, którzy zaczęli właśnie szacować szkody w swoich maszynach i przeklinali coraz głośniej, pokiwał głową, wyjął pistolet i wrócił do chevroleta.
Jego zastępca podszedł do zniszczonego, rozchybotanego tarasu, stanął na krawędzi i niespokojnie zerknął przez szeroką szczelinę w poręczy w dół, ku Lake Elsinore, gdzie zniknął mercedes. Gdzieś pod nim rozległo się brzęczenie helikoptera kanału informacyjnego.
Dar obliczał w myślach czas, jaki zajął mercedesowi swobodny lot, nie przestawał się nad tym zastanawiać, nawet gdy policjanci stanowi wpychali go na tylne siedzenie mustanga. Niezłe wideo nakręciły sobie cholerne „Wiadomości”.
Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał przed odjazdem, były ciche, wielokrotnie powtarzane przez stojącego na krawędzi urwiska zastępcy szeryfa dwa słowa:
– Cholera jasna, cholera jasna, cholera jasna.
Brzmiały jak prywatna mantra tego mężczyzny.
D JAK DICKWEED
Samochodowy pościg i aresztowanie Dara odbyły się we wtorkowe popołudnie. Tego samego dnia wieczorem wyszedł za kaucją a w środowy ranek uczestniczył już w spotkaniu, które odbywało się w biurze zastępcy prokuratora okręgowego w centrum San Diego.
Gdy go zatrzymano we wtorek, Darwin był bez koszuli, w trampkach oraz uwalanych ziemią i krwią dżinsach, które włożył tego dnia o czwartej rano. Z powodu zadrapań od osypującego się na niego szkła, nagiego torsu, dziko rozczochranych włosów, dwudniowego zarostu i spojrzenia, które jego kumple w Wietnamie dawno temu nazywali „pobitewnie nieskupionym”, na fotce pstrykniętej mu do akt policyjnych wyglądał przerażająco jak prawdziwy przestępca. Mógłby ją sobie wyobrazić wiszącą w jego mieszkaniu, tuż obok starego kolorowego zdjęcia, na którym stoi w todze, przyjmując z rąk dziekana zwój symbolizujący doktorat z fizyki.
W środę rano, o dziewiątej, siedział zaś przy długim stole z kilkunastoma innymi osobami, których mu jeszcze nie przedstawiono. Teraz był ogolony, po prysznicu i miał na sobie świeżą białą koszulę, pasiasty rypsowy krawat, marynarkę z błękitnego lnu, spodnie z szarego płótna i wypolerowane czarne buty marki Bally, tak miękkie jak baletki. Nie był całkiem pewien, czy jest na tym spotkaniu gościem, czy też pozostaje więźniem stanowym, lecz tak czy owak chciał się prezentować przyzwoicie.
Asystent asystenta zastępcy prokuratora okręgowego, nerwowy mały człowieczek, który wydawał się pod każdym względem stanowić ucieleśnienie homoseksualisty: od długiego ściskania wszystkim dłoni i nerwowych chichotów po ciągłą ruchliwość, stale oferował zgromadzonym amerykańskie pączki z dziurką i kawę. Przed Darwinem leżał na stole cały rząd policyjnych kapeluszy i czapek z daszkiem, należących do siedzących tam przynajmniej ośmiu policyjnych kapitanów i szeryfów. Po tej samej stronie stołu, ale w drugim końcu, miejsce nad aktówkami zajmowali dwaj funkcjonariusze w cywilu; jeden miał fryzurę przywodzącą na myśl agentów specjalnych FBI. Wszyscy zebrani – oprócz człowieka z Federalnego Biura Śledczego – przyjęli od asystenta asystenta zastępcy prokuratora okręgowego co najmniej po jednym pączku.
Po stronie Dara, oprócz Lawrence’a, Trudy i ich prawnika, osobnika nazwiskiem W.D.D. Du Bois, tkwił różnobarwny szereg urzędasów i adwokatów. Większość z nich była mężczyznami zgarbionymi, pomarszczonymi, zmiętoszonymi, o obwisłych policzkach… toteż stanowili smutny kontrast wobec wykrochmalonych, spokojnych, twardoskórych i świeżych policjantów zajmujących, przeciwległą stronę. Większość adwokatów i urzędników przyjęła jedynie kawę.
Minor wziął kubek styropianowy i podziękował, za co otrzymał od asystenta asystenta zastępcy prokuratora okręgowego słowa: „Och, bardzo cię proszę, bardzo proszę” i klepnięcie w plecy, po czym rozsiadł się wygodnie i czekał na dalszy rozwój wypadków.
Po chwili do pokoju wszedł ubrany w uniform urzędnika sądowego Murzyn, który obwieścił:
– Jesteśmy prawie gotowi. Zaraz możemy zaczynać. Dickweed jest w drodze, a Syd właśnie wychodzi z damskiej toalety.
***
Poprzedniego popołudnia zakutego w kajdanki Darwina zawieziono do więzienia w centrum Riverside. W samochodzie starszy ze stanowych policjantów wręcz słowo po słowie odczytał mu jego prawa z postrzępionej karteczki notesowej wielkości. Dar Minor miał zatem prawo zachować milczenie, ponieważ wszystko, co powie, może zostać i zostanie użyte przeciwko niemu w sądzie, miał prawo do adwokata, a jeśli nie było go na niego stać, otrzyma prawnika z urzędu. Czy zrozumiał?
Читать дальше