– No tak. Wally, Herb i Don nadal grali… W większość piątkowych nocy przesiadują tu przynajmniej do północy… A paru innych, wie pan, starszych, poszło już wcześniej. Więc o jedenastej wychodziliśmy jedynie Bud i ja.
– I ten walec nadal stał na drodze – wtrącił Dar.
– Oczywiście – odparł Henry. Teraz z kolei niecierpliwiła go powolność rozmówcy. – Myśli pan, że jeden z tych głupich roboli wpadł do roboty o dwudziestej drugiej i przestawił dla nas maszynę?! No w każdym razie Bud podjechał pardem do krawężnika, w miejscu, gdzie go przedtem podnieśliśmy, niestety krawężnik wydawał się… wie pan… zbyt stromy.
– Więc co zrobiliście? – Darwin potrafił sobie wyobrazić, co było dalej.
Stary otarł policzek i usta.
– No cóż, powiedziałem: „Podjedź do narożnika… to tylko jakieś dziewięć metrów…”. Myślałem, że tam krawężnik jest niższy. Bud się zgodził i odjechał od bezużytecznej rampy ku… Chodźmy, pokażę panu. – Minor towarzyszył Henry’emu do narożnika. Dostrzegł przy okazji, że obok przejścia dla pieszych unoszą się sodowe opary jednej z niskociśnieniowych lamp ulicznych. Krawężnik w żadnym miejscu nie był ścięty. Dar został na chodniku, tymczasem starzec zszedł na ulicę. Głos mu się ożywił, machał też i gestykulował sękatymi rękoma.
– No więc dotarliśmy tu. Krawężnik nie wygląda na dużo niższy. No bo nie jest. Wtedy jednak panowały ciemności i wydało nam się, że dostrzegamy pewną różnicę. Zasugerowałem Budowi, że stoczymy przednie koło parda z krawężnika, ponieważ tu nie jest taki wysoki. Tak nam się w każdym razie wydawało w tym mroku.
Henry zamilkł.
– Więc Bud zjechał przednim kołem z krawężnika? – spytał cicho Minor.
Starzec ponownie się skupił. Patrzył teraz na krawężnik, jakby widział go po raz pierwszy.
– Och, tak. Nie było problemu. Chwyciłem prawą część kierownicy, a Bud zjechał przednim kołem z krawężnika. Wszystko wyglądało klawo. Koło zjechało, a ja nie poczułem, żeby szczególnie twardo uderzyło. Zatem mieliśmy jedno przednie koło małego parda na jezdni. Bud spojrzał wtedy na mnie i pamiętam, że mu powiedziałem: „W porządku, stary. Trzymam kierownicę z prawej. Będę ją trzymał mocno”. – Pokazał dłońmi, jak zaciskał obie dłonie na kierownicy. – Bud usiłował uruchomić prawą ręką silnik, ale dał za mało gazu, więc mu powtórzyłem: „Jest okej, stary, sprowadzimy najpierw lewe z krawężnika, a ja nie puszczę… patrz, mam obie ręce na kierownicy… potem po prostu ruszysz przed siebie i prawe tylne też zjedzie. Znajdziesz się na ulicy i popędzisz prosto do domu”. – Darwin stał bez ruchu i czekał. Henry ponownie przeżywał tę tragiczną chwilę i na moment oczy mu się zamgliły. – No i wtedy pojazd ruszył. Trzymałem koniec prawej rączki kierownicy… Kiedyś byłem naprawdę silny, panie Minor, pracowałem dwadzieścia sześć lat, ładując pudła w Chicago Merchandise Mart, niemal do dnia, w którym przeprowadziliśmy się tutaj… Ale ostatnie dwa lata walczę z przeklętą białaczką… Tak czy owak, lewe koło zjechało z krawężnika i cholerny wózek zaczął się przewracać na lewy bok. Bud popatrzył na mnie. Nie mógł ruszyć ani lewą ręką, ani lewą nogą. A ja mówię: „Jest okej, Bud, trzymam ją w obu rękach…”, ale pojazd dalej się przechylał. Był ciężki. Naprawdę ciężki. Myślałem o pochwyceniu Buda, ale był… wie pan… zapięty pasami w pardzie, tak jak trzeba. Zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby powstrzymać pojazd przed upadkiem. Miałem obie ręce na kierownicy. Niestety czułem, że pard nie przestaje się przechylać… to ciężki pojazd z baterią, silnikiem i tak dalej… Dłonie mi się pociły… Później pomyślałem, że powinienem był skrzyknąć kumpli, którzy nadal grali w bezika, jednak w tamtym momencie… no cóż, po prostu nie przyszło mi to do głowy. Wie pan, jak to jest. – Dar skinął głową. Wciąż trzymał dyktafon. Oczy Henry’ego nagle wypełniły się łzami, jakby wspomnienie zdarzenia uderzyło go pierwszy raz. – Czułem, że pojazd się przechyla, a palce ześlizgują mi się i nie mogę już dłużej utrzymać kierownicy. Chcę powiedzieć, że pojazd okazał się dla mnie po prostu zbyt ciężki. No i wtedy Bud popatrzył na mnie dobrym, prawym okiem i sądzę, że wiedział, co się zdarzy. Mimo to go pocieszałem: „Bud, Bud, będzie w porządku, nie puszczę, będę trzymał. Kurczowo. Mam cię”. – Starzec zapatrzył się w krawężnik i tak trwał przez minutę w zupełnym milczeniu. Policzki miał wilgotne od potu i łez. Gdy odezwał się ponownie, ożywienie kompletnie zniknęło z jego głosu. – I wtedy wóz przechylił się jeszcze bardziej i przewrócił na lewą stronę, a Bud nie mógł nic zrobić, ponieważ, jak wspomniałem, miał częściowy paraliż tej właśnie strony. No więc doszło do wypadku i rozległ się ten dźwięk… ten obrzydliwy dźwięk. – Odwrócił się i spojrzał Minorowi prosto w oczy. – I tak umarł Bud. – Tym razem zamilkł na długi moment. Stał nieruchomo, z wyciągniętymi rękoma, zapewne w identycznej pozycji jak w chwili, gdy wyślizgiwała mu się kierownica. – A przecież tylko próbowałem mu pomóc w powrocie do domu i powiedzeniu Rose dobranoc – szepnął na koniec.
Później, gdy Henry odszedł, Dar wyjął taśmę mierniczą, zamierzając obliczyć odległość upadku od miejsca, gdzie znajdowała się głowa Buda, siedzącego w pardzie, aż do chodnika. Wyszło metr i trzydzieści siedem centymetrów.
Przed odejściem starego Minor nic jednak nie powiedział i nic nie zrobił, tylko stał obok mężczyzny, którego zaciśnięte pięści powoli rozwierały się w zakrzywione palce. Trzęsły mu się dłonie. Henry znów zagapił się na chodnik.
– I tak umarł Bud.
***
Dar był zmęczony. Wsiadł do auta i ruszył w dół drogą numer 91. Gdy dojechał do piętnastki, skręcił na południe, zmierzając do swojego mieszkania na obrzeżach San Diego.
„Pieprzyć to” – myślał. Zaczął przecież dzień o czwartej rano. „Pieprzyć to wszystko”.
Spisze raport z dyktafonu i wręczy go Lawrence’owi i Trudy, ale niech go szlag, jeśli zajmie się tą sprawą. Znał tego typu przypadki. Bez wątpienia pozwą producenta elektrycznego pojazdu Buda. Pozwą też właściciela terenu. No i oczywiście przedsiębiorstwo drogowe, które zablokowało rampę. Ale czy Rose pozwie Henry’ego? W końcu najprawdopodobniej tak. Dar nie miał złudzeń. Trzydzieści lat przyjaźni. Stary próbował tylko odstawić przyjaciela do domu, ażeby tamten mógł przed snem cmoknąć żonę w policzek. Ale po kilku miesiącach dochodzenia… Być może zasugeruje to drugi prawnik…
„Pieprzyć to” – pomyślał jeszcze raz. Nie miał zamiaru więcej przesłuchiwać Henry’ego Goldsmitha. Odda sprawę Stewartom i nigdy już nie będzie oglądał tych papierów.
Ruch na drodze numer 15 był niewielki i między innymi dzięki temu Darwin zauważył mercedesa E 340, który mu towarzyszył, trzymając się tuż za nim po lewej stronie. W dodatku mercedes miał zaciemnione zarówno przednie, jak i boczne szyby, co było w Kalifornii nielegalne. Do wprowadzenia tego zakazu przyczynili się policjanci miejscowi i stanowi, gdyż żadnemu z nich nie uśmiechało się podchodzenie do samochodu z takimi szybami. Poza tym, mercedes był nowy i wyraźnie podrasowany, wyposażony w specjalne osiemnastocalowe koła i mały tylny spojler. Minor miał swoje zdanie na temat ludzi, którzy kupują luksusowe auta – nawet takie krążowniki szos jak ten merc – a następnie je podrasowują. Zaliczał takie osoby do grupy idiotów najgorszego typu: idiotów pretensjonalnych.
Читать дальше