Stewart wyprostował się i rozejrzał wokół. Po policzkach i czole spływały mu wielkie krople potu, skapując na koszulę safari. Mężczyzna nieznacznie kiwnął głową ku szybie baru.
– Widzisz tamtego faceta na trzecim stołku…? Nie, nie, psiakrew, odwróć dyskretnie głowę!
Dar zerknął więc na wskazane długie okno, nie odwracając twarzy od Lawrence’a.
– Mały gościu w hawajskiej koszuli? Dopiero co skończył… Hm… Co takiego?… Jajecznicę?
– Właśnie ten – przyznał Lawrence. – To Bromley.
– Ach tak.
Minor wiedział, że Lawrence i Trudy od czterech miesięcy pracowali nad sprawą kradzieży samochodów. Ginęły jedynie nowe samochody wynajmowane przez firmę, stanowiącą jednego z ich klientów – konkretnie chodziło o Avis. Ktoś kradł im auta, pokrywał nowym lakierem w innym kolorze, transportował przez cały stan i w końcu sprzedawał. Charlesa „Chuckiego” Bromleya małżonkowie inwigilowali od kilku tygodni, uważali go bowiem za przywódcę jednej z grup gangu złodziei samochodów. Dotychczas Darwin nie miał z tą sprawą nic wspólnego.
– Przyjechał tym purpurowym fordem expedition, o tam, tym wynajętym, widać po tablicach – wyrzucił z siebie Lawrence, nadal przyciskając ramieniem telefon do ucha. Minor słyszał piski dochodzące z telefonu, do którego Stewart powiedział: – Chwileczkę, kochanie, Dar jest tutaj.
– To Trudy? – spytał Darwin. Stewart potoczył oczyma.
– Do kogo innego zwracałbym się per „kochanie”?
Dar rozłożył ręce.
– Hej, nie wnikam w twoje życie osobiste, Larry. – Mówiąc to, uśmiechnął się, ponieważ nie znał żadnej innej pary tak bardzo sobie oddanej i tak bardzo od siebie zależnej jak Lawrence i Trudy. Choć oficjalnie firma należała do Trudy, oboje pracowali tygodniowo po sześćdziesiąt, osiemdziesiąt godzin, dosłownie żyjąc sprawami ubezpieczeń i wypadków, oddychając nimi i stale o nich rozmawiając. Najprawdopodobniej myśleli niemal wyłącznie o nich.
– Weź telefon – polecił Lawrence.
Minor wyciągnął komórkę spomiędzy spoconego policzka swojego szefa a zgięcia ramienia.
– Witaj, Trudy – rzucił do słuchawki, Lawrence’owi zaś powiedział: – Nie wiedziałem, że Avis wynajmuje purpurowe fordy expedition.
Zazwyczaj Trudy Stewart rozmawiała ze wszystkimi szybko, lecz grzecznie i rzeczowo. Teraz wydawała się straszliwie roztargniona i ogromnie poirytowana.
– Potrafisz uwolnić tego idiotę?
– Mogę spróbować – odparł Darwin, powoli zaczynając rozumieć, o co chodzi.
– Oddzwoń do mnie, jeśli potrzebna będzie amputacja – warknęła kobieta i rozłączyła się.
– Cholera – mruknął Lawrence, zerkając ku barowi. Kelnerka zabierała talerz Bromleya, a sam podejrzany dopijał kawę. – Za chwilę wyjdzie.
– W jaki sposób tak utknąłeś? – spytał Dar, kiwając głową ku prawej ręce Stewarta wciśniętej w oprawkę światła.
– Zacząłem śledzić Bromleya jeszcze przed świtem.
I nagle uświadomiłem sobie, że świeci mi się tylko jeden reflektor – wyjaśnił Lawrence.
– Niedobrze – zgodził się Minor. – W nocy ludzie łatwo dostrzegają jednookie samochody w swoich lusterkach.
– Nie o to chodzi – odburknął Stewart, ciągnąc jedną ręką przegub drugiej. Na nic jednak zdawały się jego wysiłki. – Wiem, na czym polega problem. Te reflektory są kiepsko połączone i stale coś w nich nie styka. Można je naprawić jedynie od zewnątrz. W tym Trudy grzebała niedawno, najwyraźniej znowu się poluzował.
Darwin pokiwał głową.
– Tyle że Trudy ma mniejsze dłonie. Lawrence obrzucił piorunującym spojrzeniem swojego specjalistę od rekonstrukcji wypadków.
– Właśnie – wypluł, wyraźnie wybierając najmniej dosadną i gwałtowną z nasuwających mu się odpowiedzi.
– Oprawka ma kształt lejka. Z łatwością wsunąłem w nią rękę i nawet udało mi się poprawić pieprzone styki. Tylko teraz nie mogę wyciągnąć… po prostu nie puszcza…
– Uwolnić cię? – podsunął Dar, spoglądając ku barowi. – Bromley prosi o rachunek.
– Cholera, cholera, cholera – odparował Stewart.
– Nie mogłem wejść do baru niezauważony, bo to za mały lokal. Tankowałem więc benzynę najwolniej, jak potrafiłem. W końcu pomyślałem, że jeśli zajmę się na chwilę tym reflektorem, nie będę swoim wyglądem wzbudzał podejrzeń…
– Wyglądasz jak człowiek, któremu ręka uwięzia w oprawce przedniego światła – zażartował Darwin.
Stewart obnażył zęby w grymasie, którego zdecydowanie nie można by nazwać przyjaznym uśmiechem.
– A wnętrze oprawki jest ostre niczym brzytwa – syknął przez zaciśnięte i nadal obnażone zęby. – W dodatku zdaje mi się, że podczas półgodzinnej szarpaniny ręka mi spuchła i teraz jeszcze trudniej będzie mi ją wyjąć.
– Nie mogłeś dostać się do reflektora spod maski? – spytał Minor, gotów zwinąć szmatkę i podnieść maskę.
Grymas Lawrence’a nie zniknął.
– Reflektory w isuzu są specjalnie plombowane. Gdybym mógł dosięgnąć z góry, nie wtykałbym w nie ręki, nie sądzisz?!
Dar wiedział, że Stewart jest facetem miłym, skorym do żartów i życzliwym, lecz także, że bywa raptowny i dość łatwo wpada w gniew. Patrząc na buraczanie zarumienioną twarz Lawrence’a, pot skapujący mu z nosa i wąsów oraz słysząc morderczą intensywność jego głosu, domyślił się, że nie pora na żarty.
– Co mam zrobić? Załatwić jakieś mydło albo tłuszcz od mechaników z garażu?
– Nie chciałbym ściągać tu tłumów… – zaczął Stewart, przerwał, po czym dorzucił: – O cholera! – Z garażu ku nim szło czterech mechaników i jakaś nastolatka. Bromley zapłacił już rachunek i gdzieś zniknął – albo poszedł do toalety, albo zmierzał do drzwi. Lawrence wychylił się w stronę Darwina. – Jeszcze dziś rano, gdzieś na pustyni, Chuckie spotyka się ze swoim szefem i kilkoma innymi przywódcami złodziejskich grup – poinformował go szeptem. – Gdybym mógł sfotografować to zebranie, miałbym ich w ręku. – Znów szarpnął prawą dłoń, niestety isuzu trooper trzymał ją w uścisku.
Dar kiwnął głową.
– Chcesz, żebym za nim pojechał?
Stewart skrzywił się.
– Nie bądź idiotą. Chcesz jechać po pustynnych drogach tym czymś?! – Skłonił głowę ku czarnej acurze. – Z takimi oponami szybko zagrzebałbyś się w piachu.
Darwin wzruszył ramionami.
– Nie planowałem dzisiaj zjeżdżać z głównej drogi. Mam wziąć twoje auto?
Lawrence wyprostował się; ręka niestety tkwiła mocno. Mechanicy i nastolatka zbliżyli się i stanęli w półkręgu.
– Jak miałbyś wziąć moje auto, skoro stanowię w tej chwili jego część? – syknął.
Minor potarł podbródek.
– Przywiązać cię na masce jak jelenia? – zasugerował.
Chuckie Bromley wyszedł z baru, zerknął ku małemu tłumkowi wokół Stewarta, po czym niezdarnie wtłoczył się na siedzenie purpurowego forda.
– Hej – zagaił jeden z młodszych mechaników, wycierając czarne ręce w jeszcze czarniejszą szmatę. – Utknąłeś pan?
Pod wpływem bazyliszkowego spojrzenia Lawrence’a młokos cofnął się o krok.
– Mamy trochę smaru – dodał drugi mechanik.
– Nie potrzebujesz smaru – wtrącił starszy z mechaników, facet bez przednich zębów. – Wystarczy wpryskać tam trochę WD-40… Stracisz pan oczywiście trochę skóry. Może nawet kciuk.
– A ja myślę, że trzeba zdjąć kratę chłodnicy – dorzucił ostatni mechanik. – Wtedy można odkręcić całą pieprzoną konstrukcję przedniego światła. Niech mi pan wierzy, że to jedyny sposób wyciągnięcia pańskiej ręki z oprawki bez zrywania więzadeł. Mój kuzyn dokładnie tak samo utknął w swoim isuzu…
Читать дальше