Kathy Reichs - Dzień Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Kathy Reichs - Dzień Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dzień Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Andrew Ryan, detektyw z Wydziału Zabójstw, znowu może pomóc w rozwikłaniu zagadki Tempe, a przy okazji i…sobie! Bo prywatnie samotność doskwiera przecież obojgu…

Dzień Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Obłęd!

Skierowałam strumień na płomienie i po minucie ogień był ugaszony. Alarm nadal wył, wciskając się w uszy i w mózg.

Otworzyłam tylne drzwi i okno nad zlewem, podeszłam do stołu. Nie musiałam otwierać okna nad nim. Szyby zostały zbite, a szkło i drewniane drzazgi leżały na parapecie i podłodze. Delikatne podmuchy wiatru poruszały zasłonami w obie strony.

Okrążając stos na podłodze włączyłam wentylator na suficie, chwyciłam ręcznik i zaczęłam nim machać, by przewietrzyć pomieszczenie. Powietrze powoli się oczyszczało.

Wytarłam oczy i skoncentrowałam się na kontrolowaniu oddechu.

Trzeba przewietrzyć!

Alarm ciągle wył.

Przerwałam machanie ręcznikiem i rozejrzałam się. Pod stołem leżała kostka miału węglowego, druga oparta była o szafkę pod zlewem. Między nimi znajdowały się zwęglone pozostałości stosu. Woń dymu i benzyny wypełniała kuchnię. Była jeszcze jedna, znajoma.

Nogi mi drżały, kiedy podchodziłam do tlącego się stosu. Wpatrywałam się w niego nic nie rozumiejąc; właśnie wtedy alarm ucichł. Cisza była aż nienaturalna.

Zadzwoń pod 911.

Nie musiałam. Sięgając po telefon usłyszałam gdzieś daleko wyjące syreny. Były coraz głośniejsze, bardzo głośne, nagle cisza. Chwilę później w drzwiach stanął strażak.

– Nic pani nie jest?

Pokręciłam głową i objęłam się rękami, świadoma swojego niekompletnego ubioru.

– Pani sąsiadka nas zawiadomiła. – Jego pasek pod brodą kołysał się.

– Aha. – Zapomniałam o mojej koszuli. Znowu byłam w St-Jovite.

– Opanowała pani ogień?

Skinięcie głową. St-Jovite. Jak impuls.

– Czy mogę sprawdzić?

Odsunęłam się.

Załatwił to jednym spojrzeniem.

– Paskudny psikus. Domyśla się pani, kto to mógł tutaj przywlec?

Potrząsnęłam głową.

– Wydaje mi się, że zbili szybę wrzucając te kostki, a potem to tu wrzucili. – Podszedł do tlącego się stosu. – Musieli to zamoczyć w benzynie, podpalić i wrzucić.

Słyszałam, co do mnie mówi, ale nie mogłam wykrztusić słowa. Nie potrafiłam wyartykułować tego, co mój umysł próbował sprecyzować: niewyraźnej myśli czającej się w mózgu.

Strażak wyjął zza pasa łopatkę, otworzył ją i wetknął w stertę na podłodze. Czarne drobinki uniosły się w górę i osiadły z powrotem na stosie. Podsunął łopatkę pod całość, podrzucił i odchylił.

– Wygląda jak worek z juty. Nie wiem, co może być w środku. Poskrobał przedmiot końcem łopatki i znowu kawałeczki poszybowały do góry. Szturchnął mocniej. St-Jovite. Pokój do autopsji numer trzy. Przypomniałam sobie coś i zrobiło mi się zimno.

Trzęsącymi się rękami otworzyłam szufladę i wyjęłam nożyczki. Nie przejmując się już moim strojem, przykucnęłam i rozcięłam worek.

Zwłoki były małe, plecy wygięte w łuk, nogi skurczone pod wpływem temperatury płomieni. Zobaczyłam jedno wyschnięte oko i małą szczękę z poczerniałymi zębami. Przeczucie, że zawartość worka wywoła przerażenie, sprawiło, że zrobiło mi się słabo.

Nie! Proszę, nie!

Odsunęłam się, nie mogąc znieść zapachu spalonego ciała i sierści. Między tylnymi nogami zobaczyłam zakręcony i poczerniały ogon z prześwitującymi kręgami kręgosłupa.

Cięłam dalej, a łzy ciekły mi po policzkach. Tuż przy węźle dostrzegłamj włosy, spalone, ale miejscami białe.

Do połowy opróżnione miski,

– Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!

Słyszałam głos, ale nie zdawałam sobie sprawy, że jest mój.

– Nie! Nie! Nie! Birdie. Proszę, Boże, nie!

Poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach, potem na rękach, ktoś zabrał mi nożyczki, delikatnie pomógł mi wstać. Głosy.

Nagle znalazłam się w salonie, przykryta kołdrą. Płakałam, trzęsłam się, bolało mnie całe ciało.

Nie wiem, jak długo płakałam, a kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam sąsiadkę. Podawała mi filiżankę z herbatą.

– Co to jest? – Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała.

– Mięta.

– Dziękuję. – Popiłam letni płyn. – Która jest godzina?

– Kilka minut po drugiej. – Miała na sobie kapcie i trencz, który nie zakrywał jej flanelowej koszuli. Ledwie ją znałam; machałyśmy sobie czasami przez trawnik albo wymieniałyśmy pozdrowienia na spacerze,

– Przykro mi, że musiała pani wstawać w środku nocy…

– Pani Brennan, proszę. Jesteśmy sąsiadkami. Na pewno zrobiłaby pani to samo dla mnie.

Wzięłam jeszcze jeden łyk. Moje ręce były nadal lodowate, choć już tak nie drżały.

– Czy strażacy jeszcze są?

– Wyszli już. Powiedzieli, że może pani wypełnić raport, kiedy poczuje się już lepiej.

– Czy zabrali… – Głos mi się załamał i oczy zaszły łzami.

– Zabrali. Czy mogę jeszcze coś dla pani zrobić?

– Nie, dziękuję. Już dobrze. Była pani dla mnie bardzo miła.

– Jest jeszcze trochę bałaganu. Przybiliśmy deskę do ramy okna. Nie wygląda elegancko, ale przynajmniej nie będzie wiało.

– Bardzo dziękuję. Ja…

– Proszę, niech się pani postara zasnąć. Rano będzie lepiej.

Pomyślałam o Birdiem i przestraszyłam się nadejścia poranka. W desperackiej nadziei podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer Pete'a. Nikt nie podnosił słuchawki.

– Da sobie pani radę? Może pomogę pani pójść na górę?

– Nie. Dziękuję. Poradzę sobie.

Kiedy wyszła, wczołgałam się do łóżka i płacz utulił mnie do snu.

Obudziłam się z przeczuciem, że coś było nie tak. Coś się zmieniło. Coś straciłam. Nagle oprzytomniałam i przypomniałam sobie o wszystkim.

To był ciepły, wiosenny poranek. Przez okno widziałam niebieskie niebo i słońce, powietrze przesycone było zapachem kwiatów. Ale urok dnia nie był w stanie wyciągnąć mnie z depresji.

Zadzwoniłam do straży pożarnej i powiedziano mi, że dowody zostały wysłane do laboratorium kryminalnego. Ociężała, zajęłam się zwykłymi porannymi czynnościami. Ubrałam się, nałożyłam makijaż, uczesałam włosy i pojechałam do miasta.

W worku był tylko kot. Bez obroży. Bez identyfikatora. Do jednej z kostek przyczepiono ręcznie wypisaną kartkę. Przeczytałam ją przez plastik woreczka.

Następnym razem to nie będzie kot.

– I co teraz? – zapytałam Rona Gilimana, dyrektora laboratorium kryminalnego. To był wysoki, przystojny mężczyzna o srebrnych włosach i z niefortunną szczerbą między górnymi jedynkami.

– Sprawdziliśmy już odciski. Nic, ani na kartce, ani na kostkach. Wyślemy do ciebie zespół, ale wiesz tak dobrze jak ja, że dużo nie znajdą. Okno kuchni znajduje się tak blisko ulicy, że sprawcy szybko je wybili, zapalili worek i wrzucili wszystko do środka z zewnątrz. Oczywiście, poszukamy śladów stóp i popytamy mieszkańców, ale mało prawdopodobne, żeby o wpół do drugiej nad ranem ktoś z sąsiadów nie spał.

– Szkoda, że nie mieszkam na Wilkinson Boulevard.

– Kłopoty cię lubią bez względu na to, gdzie mieszkasz.

Ron i ja od lat pracowaliśmy razem. Wiedział o seryjnym mordercy, który włamał się kiedyś do mojego mieszkania w Montrealu.

– Każę przeszukać twoją kuchnię, ale skoro tamci nie weszli do środka, nie będzie żadnych śladów. Zakładam, że nic nie dotykałaś.

– Nie. – Od zeszłej nocy nawet się do kuchni nie zbliżyłam. Nie mogłam znieść widoku misek Birdiego.

– Pracujesz nad czymś, co mogłoby kogoś zdenerwować? Opowiedziałam mu o morderstwach w Ouebecu i o zwłokach z wyspy Murtry.

– Jak sądzisz, jak dostali twojego kota?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dzień Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Seizure
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Bones Are Forever
Kathy Reichs
libcat.ru: книга без обложки
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Bones to Ashes
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Grave Secrets
Kathy Reichs
libcat.ru: книга без обложки
Kathy Reichs
libcat.ru: книга без обложки
KATHY REICHS
Kathy Reichs - Cross bones
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Informe Brennan
Kathy Reichs
Kathy Reichs - Zapach Śmierci
Kathy Reichs
Отзывы о книге «Dzień Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Dzień Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x