Abe wyglądał na urażonego. Odwrócił się do Squaresa, a potem znowu do mnie.
– Myślisz, że jesteśmy zwierzętami? Że nie mamy żadnych uczuć?
– Nie chciałem…
– Chodzi o morderstwo – przerwał mi. – Słyszeliśmy, co przydarzyło się tej biednej, ślicznej dziewczynie. To nie w porządku. – Rozłożył ręce. – A co miałem zrobić? Przecież nie mogę iść na policję. Rzecz w tym, że ufam Raquelowi i panu Squaresowi. To dobrzy ludzie. Kroczą w ciemnościach, ale rozjaśniają je. Tak jak Sadie i ja, prawda?
Drzwi piwnicy otworzyły się i Sadie do nas dołączyła.
– Zamknęłam – oznajmiła.
– Dobrze.
– Na czym stanąłeś? – zapytała męża.
– Wyjaśniałem mu, dlaczego o tym mówimy.
– W porządku.
– Pan Squares powiedział, że może w to być zamieszana również mała dziewczynka.
– Jej córka – wyjaśniłem. – Ma chyba dwanaście lat. Sadie cmoknęła z ubolewaniem.
– Nie wiesz, gdzie ona jest.
– Właśnie.
Abe pokręcił głową. Sadie przysunęła się do niego i ich ciała zetknęły się, dziwnie do siebie dopasowane. Zastanawiałem się, jak długo są małżeństwem, czy mają dzieci, skąd pochodzą, jak się tutaj znaleźli i dlaczego podjęli taką działalność.
– Chcesz coś usłyszeć? – spytała Sadie. Skinąłem głową.
– Pańska Sheila miała… – potrząsnęła rękami w powietrzu -…miała coś w sobie. Siłę ducha. Była piękna, oczywiście, ale nie tylko. Kiedy dowiedzieliśmy się, że umarła, poczuliśmy… czuliśmy się nieswojo. Przyszła do nas i była taka przestraszona. Może zawiodła ją tożsamość, którą jej daliśmy. Może przez to zginęła.
– Dlatego – dorzucił Abe – chcemy pomóc. – Napisał coś na kawałku papieru i podał mi go. – Daliśmy jej nazwisko Donna White. To jest numer ubezpieczenia. Nie wiem, czy to w czymś pomoże.
– A prawdziwa Donna White?
– Bezdomna narkomanka.
Spojrzałem na skrawek papieru. Sadie podeszła do mnie i położyła dłoń na moim policzku.
– Wyglądasz na miłego człowieka. Popatrzyłem na nią.
– Znajdź tę dziewczynkę.
Skinąłem głową, raz, a potem znowu, i obiecałem, że to zrobię.
Katy Miller wciąż się trzęsła, kiedy wróciła do domu. To niemożliwe, myślała. To pomyłka. Źle usłyszałam nazwisko.
– Katy? – zawołała matka.
– Taak.
– Jestem w kuchni.
– Przyjdę tam za chwilkę, mamo.
Katy skierowała się do drzwi piwnicy. Sięgnęła do klamki i się zawahała. Piwnica. Nienawidziła do niej schodzić.
Można by pomyśleć, że po tylu latach uodporni się na pasiastą kanapę i poplamiony dywan oraz telewizor, tak stary, że nawet nieprzystosowany do odbioru telewizji kablowej. Niestety. Jej zmysły reagowały tak, jakby ciało jej siostry wciąż tam leżało, wzdęte i rozkładające się, wydzielające okropny odór, który zapierał dech w piersi.
Jej rodzice rozumieli to. Katy nigdy nie musiała schodzić do pralni. Ojciec nie prosił, żeby przyniosła mu skrzynkę z narzędziami czy nową żarówkę z magazynka. Jeśli coś wymagało wyprawy w tę czeluść, matka lub ojciec odbywali ją za Katy.
Jednak nie tym razem. Teraz musiała to zrobić sama.
Na szczycie schodów zapaliła światło. Zaświeciła się jedna goła żarówka – szklany klosz został zbity w trakcie zabójstwa Katy powoli ruszyła w dół po stopniach. Starała się omijać wzrokiem kanapę, dywan i telewizor.
Dlaczego te sprzęty wciąż tu stały?
Uważała, że to bez sensu. Kiedy Jon Benet została zamordowana, Ramseyowie przenieśli się na drugi koniec kraju. Tylko że wszyscy myśleli, że to oni ją zabili. Ramseyowie pewnie uciekali nie tylko przed wspomnieniami o zmarłej córce, ale i przed podejrzeniami sąsiadów. Oczywiście z nimi było zupełnie inaczej.
Mimo wszystko to przedmieście miało coś w sobie. Jej rodzice zostali. Kleinowie także. I jedni, i drudzy nie chcieli się poddać. Co to oznaczało?
W kącie znalazła kufer Julie. Ojciec podłożył pod spód drewnianą paletę, na wypadek zalania. Nagle Katy przypomniała sobie, jak siostra pakowała się przed wyjazdem na studia. Pamiętała, że weszła do tego kufra, zanim Julie włożyła tam swoje rzeczy. Najpierw udawała, że ta skrzynka jest warownym fortem, a potem, że Julie zapakuje i ją, by razem mogły pojechać do college'u.
Na kufrze znajdowała się sterta pudeł. Katy zdjęła je i poustawiała w kącie. Obejrzała zamek kufra. Nie było klucza, ale potrzebowała tylko czegoś płaskiego. W spakowanych srebrach znalazła nożyk do masła. Wetknęła go w dziurkę i przekręciła. Zamek odskoczył. Rozpięła zaczepy i powoli, jak Van Helsing otwierający trumnę Draculi, podniosła wieko.
– Co robisz? – zaskoczył ją głos matki. Lucille Miller podeszła bliżej. – Czy to nie kufer Julie?
– Jezu, mamo, ale mnie przestraszyłaś. Lucille podeszła bliżej.
– Co robisz z kuferkiem Julie?
– Ja tylko… patrzę.
– Na co?
Katy wyprostowała się.
– Ona była moją siostrą.
Matka obrzuciła ją przeciągłym spojrzeniem.
– I dlatego tu zeszłaś?
Katy przytaknęła.
– Czy poza tym wszystko w porządku?
– Najlepszym.
– Nigdy nie miałaś ochoty wspominać, Katy.
– Nigdy mi na to nie pozwalaliście. Matka zastanowiła się.
– Chyba masz rację.
– Mamo?
– Tak?
– Dlaczego zostaliście?
Przez chwilę wydawało się, że matka, jak zwykle, zbędzie ją stwierdzeniem, że nie chce o tym mówić. Jednak niespodziewane pojawienie się Willa przed ich domem i odwaga, jaką wykazała, składając kondolencje rodzinie Kleinów, sprawiły, że był to niezwykły tydzień. Matka usiadła na jednej z paczek. Wygładziła spódnicę.
– Kiedy spada na ciebie taki tragiczny cios – zaczęła to jest jak koniec świata. Jakbyś znalazła się w głębinach oceanu podczas sztormu. Woda niesie cię, rzuca, przewala, możesz tylko starać się utrzymać na powierzchni. Jakaś cząstka twego umysłu – może nawet większa – nawet nie ma ochoty utrzymywać głowy nad wodą. Chciałabyś przestać walczyć i po prostu utonąć. Jednak nie możesz. Nie pozwala ci na to instynkt samozachowawczy, a może, w moim przypadku, świadomość, że masz jeszcze jedno dziecko, które musisz wychować. Tak czy inaczej, chcesz czy nie, utrzymujesz się na powierzchni.
Matka otarła palcem łzę z kącika oka. Przez moment siedziała w milczeniu, a potem powiedziała z wymuszonym uśmiechem:
– To niezbyt dobra analogia. Katy wzięła ją za rękę.
– Ja uważam, że bardzo dobra.
– Może – zgodziła się pani Miller. – Po jakimś czasie sztorm ustaje, i wtedy jest jeszcze gorzej. Można powiedzieć, że fale wyrzuciły cię na brzeg. Tylko że cała ta szamotanina i walka wyrządziła szkody nie do naprawienia. Jesteś cała obolała. A to jeszcze nie koniec, ponieważ stajesz przed okropną alternatywą.
Katy czekała, nadal trzymając matkę za rękę.
– Możesz starać się zignorować ból. Możesz próbować zapomnieć i żyć dalej. Jednak dla twojego ojca i dla mnie… Lucille Miller zamknęła oczy i stanowczo potrząsnęła głową -
…byłoby to zbyt okropne. Nie potrafiliśmy w ten sposób zdradzić twojej siostry. Cierpienie było przerażające, ale czy moglibyśmy dalej żyć, gdybyśmy zapomnieli o Julie? Ona istniała. Żyła naprawdę. Wiem, że to nie ma sensu.
Może jednak ma, pomyślała Katy.
Siedziały w milczeniu. W końcu Lucille Miller puściła rękę córki. Klepnęła dłonią w udo i wstała.
– Teraz zostawię cię samą.
Читать дальше