– Już oceniła.
– Słucham?
– Clu odwiedził także nas, kochanie. – Mama ściszyła głos. – Powiedział twojemu ojcu i mnie to samo co Jessice.
Myron nie drążył tematu. Jeśli Clu powiedział im to samo co Jessice, jeśli powtórzył groźne ostrzeżenia w chwili, gdy nie mieli pojęcia, gdzie jest syn…
– Zadzwoniłem do Wina – rzekł tata, jakby czytając w jego myślach. – Powiedział, że jesteś bezpieczny.
– A powiedział, gdzie jestem?
– Nie spytaliśmy o to – odparła mama. Zamilkli. Położyła rękę na ramieniu Myrona.
– Dużo przeszedłeś, Myron. Tata i ja to wiemy. Oboje obrzucili go głęboko zatroskanymi spojrzeniami.
Rzeczywiście słyszeli co nieco o jego zerwaniu z Jessicą, o Brendzie. Lecz nie znali całej prawdy.
– Hester Crimstein wie, co robi – zakończyła mama. – Nie przeszkadzaj jej w tym. Znów zamilkli.
– Al?
– O co chodzi?
– Odłóż słuchawkę. Może lepiej pójdziemy coś zjeść. Myron sprawdził godzinę.
– Byle szybko – rzekł. – Muszę wrócić do miasta.
– O! – Mama uniosła brew. – Tak szybko masz randkę? Pomyślał o barze Zgadnij z opisu Wielkiej Cyndi.
– Skądże – odparł. – Ale nigdy nic nie wiadomo.
Z zewnątrz bar wyglądał na zwyczajną manhattańską knajpkę, do której wpadasz na podryw. Budynek był z cegły, okna wyciemnione, żeby uwydatnić neonowe reklamy piwa, a nad wejściem spłowiały napis: Zgadnij. Tylko tyle. Żadnych „Przyprowadź z sobą zboczenia”. Żadnych „Im perwersyjniej, tym lepiej”. Żadnych „Polub niespodzianki”. Nic z tych rzeczy. Mógł się tu zaplątać urzędas po pracy, wejść do środka, odłożyć aktówkę, dojrzeć atrakcyjny towar, postawić drinka, odgrzać kilka pseudobłyskotliwych zagrywek podłapanych na studenckich prywatkach, zabrać na chatę i… Niespodzianka, niespodzianka!
Wielka Cyndi spotkała się z Myronem przy wejściu, ubrana nie jak jeden z członków zespołu Earth, Wind and Fire, ale jak cała ta grupa.
– Gotów?
Myron zawahał się, skinął głową.
Kiedy pchnęła drzwi, wstrzymał oddech i dał nura za nią. Wnętrze też wyobrażał sobie inaczej. Oczekiwał czegoś… jawnie szurniętego, zbliżonego do sceny w barze z Gwiezdnych wojen. A tymczasem w Zgadnij panował taki sam neorozpaczliwy nastrój, jak w milionie innych barów dla singli w piątkową noc. Zaledwie kilku klientów nosiło kolorowe stroje, przeważały stonowane beże i garnitury. Była też garstka ekstrawaganckich przebierańców, entuzjastów skór, oraz cizia wbita w winylowy kostium kotki, lecz obecnie na Manhattanie z trudem znajdziesz nocny lokal, w którym nie ma żadnej takiej. Niektórzy paradowali, rzecz jasna, w przebraniach, ale kto na dobrą sprawę wchodzi do baru dla samotnych bez kamuflażu.
To dopiero głębokie spostrzeżenie.
Głowy i oczy obróciły się w ich stronę. Przez chwilę Myron zastanawiał się dlaczego. Lecz tylko chwilę. Bądź co bądź towarzyszył Wielkiej Cyndi, dwumetrowej, ważącej sto czterdzieści kilo, pstrej olbrzymce, niecącej więcej błysków niż magiczny show Siegfrieda i Roya. Przyciągała wzrok. Najwyraźniej pochlebiało jej, że zwraca uwagę. Spuściła oczy, grając zawstydzenie, co jej wyszło jak Edowi Asnerowi rola kokieta.
– Znam tutejszego barmana – powiedziała. – Ma na imię Pat.
– To mężczyzna czy kobieta? Uśmiechnęła się i klepnęła w ramię.
– Nareszcie pan załapał – pochwaliła.
Z grającej szafy płynęła piosenka Police Every Little Thing is Magie. Myron próbował policzyć, ile razy Sting powtórzył słowa „every little”. Przy tysiącu stracił rachubę.
Znaleźli dwa wolne stołki przy barze. Wielka Cyndi rozejrzała się za Patem. Myron omiótł wzrokiem lokal jak prawdziwy detektyw. Odwrócił się tyłem do baru i oparł łokcie na kontuarze, podrygując w rytm muzyki. Bywalec za dychę. Jego uwagę przyciągnęła ciziula w czarnym kocim kostiumie. Wśliznęła się na sąsiedni stołek i zwinęła na nim. Myron powrócił wspomnieniem do Julie Newmar, Kocicy z telewizyjnego Batmana z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku, co nie zdarzało mu się często. Jego sąsiadka była wprawdzie ciemną blondynką, lecz poza tym tak niepokojąco podobną do aktorki w sugestywnym kocim kostiumie, że Myron gotów był uwierzyć w telekinezę.
– Cześć – powiedziała głosem, który obudził w nim pożeracza serc.
– Nawzajem.
Wolnym ruchem sięgnęła do szyi i zaczęła się bawić zamkiem błyskawicznym kociego wdzianka. Myronowi udało się mimo to utrzymać język w okolicy ust. Zerknął na Wielką Cyndi.
– Niech pan nie będzie taki pewny – ostrzegła. Myron zmarszczył brwi. Tam do licha, kociak miał dekolt jak się patrzy. Z naukowej ciekawości zaryzykował następny rzut oka. Dekolt, bez dwóch zdań! W dodatku obfity. Znów spojrzał na Wielką Cyndi.
– Piersi – rzekł szeptem. – Dwie. Wzruszyła ramionami.
– Jestem Rozkosz – wymruczała kocica.
– A ja Myron.
– Myron – powtórzyła, zataczając językiem kółko, jakby smakowała jego imię. – Podoba mi się. Bardzo męskie.
– Chyba… dziękuję.
– Tobie się nie podoba?
– Przyznam, że od początku. – Spojrzał na nią gość pełną gębą, unosząc brew niczym model Fabio wpadający w przepaść zamyślenia. – Skoro jednak podoba się tobie, to może zmienię zdanie. Wielka Cyndi zareagowała na to kaszlem łosia wypluwającego skorupę żółwia.
Rozkosz obdarzyła Myrona kolejnym uwodzicielskim spojrzeniem, uniosła szklankę i zrobiła coś, co można by z grubsza nazwać „łykiem”, choć wątpliwe, czy amerykańskie Stowarzyszenie Producentów Filmowych pozwoliłoby obejrzeć ów „łyk” osobom poniżej lat siedemnastu.
– Opowiedz mi o sobie, Myron.
Wdali się w pogawędkę, a ponieważ barman Pat miał przerwę, rozmawiali dobry kwadrans. Myron, choć nie kwapił się do tego przyznać, dobrze się bawił. Rozkosz usiadła twarzą do niego i przysunęła się bliżej. Znów poszukał wzrokiem zdradzieckich oznak płci. Ślady zarostu? Żadnych. Biust? Trwał w najlepsze. Doświadczony detektyw nie da się oszukać.
Rozkosz dotknęła jego uda. Przez dżinsy poczuł gorąco. Krótko przyjrzał się jej dłoni. Była dziwnie duża? Duża jak na dłoń kobiecą, mała jak na męską? Zawirowało mu w głowie.
– Nie chcę być niegrzeczny… czy jesteś kobietą? – spytał wreszcie.
Odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się. Myron poszukał wzrokiem jabłka Adama. Nic z tego – szyję miała przewiązaną czarną wstążką. Jej śmiech był cokolwiek chrapliwy, ale… wolne żarty. To nie mógł być mężczyzna. Z takim biustem? Zwłaszcza że koci kostium mocno obciskał… niższe partie ciała.
– Co za różnica? – odparła.
– Słucham?
– Przecież ci się podobam.
– Z wyglądu.
– No więc? Myron uniósł ręce.
– Powiem wprost: gdyby w chwili uniesienia okazało się, że w pokoju jest drugi penis, to… co do mnie, nastrój by prysł.
Zaśmiała się.
– Żadnych konkurencyjnych penisów?
– Właśnie. Tylko mój. Taki ze mnie dziwak.
– Znasz Woody'ego Allena?
– No pewnie.
– Pozwól zatem, że go zacytuję.
Myron zastygł. Rozkosz miała zacytować Woody'ego. Jeśli była kobietą, był gotów się jej oświadczyć.
– Seks we dwoje to piękna sprawa. Seks w pięcioro fantastyczna.
– Ładny cytat.
– Wiesz z czego?
– Z dawnego występu w nocnym klubie. Kiedy w latach sześćdziesiątych Woody występował na stojaka.
Skinęła głową, zadowolona, że uczeń zdał egzamin.
Читать дальше