– Nie, proszę pani.
– To prywatna klinika. Niespełna dwa miesiące temu zakończył tam czwartą kurację. Niestety, nie zerwał z nałogiem. Kiedy jesteś na studiach albo przed trzydziestką, możesz z tego wyjść. Jeżeli jesteś gwiazdą i ludzie przejmują się tobą, może ci się upiec. Billy Lee nie był dość dobry, żeby zostać gwiazdorem. Nie miał nikogo, kto by go ratował. Tylko mnie. A mnie brakuje siły.
Myron przełknął ślinę.
– Nie wie pani, w jakiej sprawie Clu odwiedził Billy'ego Lee?
– Pewnie przez wzgląd na starą przyjaźń. Wyszli razem. Może na kilka piw, może na podryw. Doprawdy nie wiem.
– Czy Clu często odwiedzał Billy'ego Lee?
– No cóż, Clu nie było w Nowym Jorku – odparła, nieco zbyt obronnym tonem. – Wrócił w nasze strony zaledwie przed kilkoma miesiącami. Ale o tym pan z pewnością wie.
– Czyli że to raczej przygodna wizyta?
– Wtedy tak myślałam.
– A teraz?
– Teraz mój syn gdzieś przepadł, a Clu nie żyje.
– Dokąd zwykle ucieka? – spytał Myron po chwili namysłu.
– Gdziekolwiek. Nosi go. Wyjeżdża, strasznie sobie szkodzi, a kiedy sięga dna, wraca tutaj.
– A więc nie ma pani pojęcia, gdzie jest?
– Właśnie.
– Najmniejszego?
– Tak.
– Ma jakieś ulubione miejsca?
– Nie.
– A dziewczynę?
– Ja w każdym razie o żadnej nie wiem.
– To może przyjaciół, u których mógłby się zatrzymać?
– Nie – odparła z wolna. – Takich nie ma.
– Mogłaby mnie pani z łaski swojej zawiadomić, gdyby się odezwał?
Myron wręczył pani Palms wizytówkę. Studiowała ją w zamyśleniu, gdy wyszli z pokoju i schodzili po schodach.
– Był pan koszykarzem – przemówiła, zanim otworzyła drzwi wejściowe.
– Tak.
– Tym, który rozwalił sobie kolano.
W pierwszym meczu przed sezonem NBA. Jako zawodowy gracz, zakontraktowany z pierwszego naboru przez Boston Celtics. Fatalne zderzenie z przeciwnikiem i po karierze. Skończonej znienacka, zanim na dobre się zaczęła.
– Zdołał się pan z tym pogodzić – powiedziała. – Ułożył pan sobie życie, szczęśliwie i owocnie. – Uniosła głowę. – Dlaczego nie udało się Billy'emu Lee?
Myron nie miał na to odpowiedzi – także dlatego, że nie był pewien, czy rzeczywiście ułożył sobie życie. Pożegnał się i zostawił panią Palms z duchami przeszłości.
Sprawdził godzinę. Pora obiadu. Oczekiwali go tata z mamą. Kiedy wjechał na Garden State Parkway, odezwała się komórka.
– Jesteś w samochodzie? – spytał Win, uprzejmy jak zawsze.
– Tak.
– Nastaw jeden zero jeden zero WINS. Zadzwonię. Myron nastawił nowojorską stację na okrągło nadającą wiadomości. Reporter w helikopterze kończący raport o sytuacji na drogach oddał głos spikerce w studiu.
– Za sześćdziesiąt sekund najświeższe rewelacje w sprawie zamordowania baseballisty Clu Haida – zapowiedziała.
Było to długie sześćdziesiąt sekund. Myron musiał znieść wyjątkowo irytującą reklamę pączków z dziurką, a potem jakiś rozentuzjazmowany przygłup zdradził, jak pięć tysięcy dolarów rozmnożyć w dwadzieścia, choć zaraz ciszej i szybciej dorzucił, że ten patent nie zawsze się sprawdza i możesz też stracić pieniądze, co cię najprawdopodobniej czeka, gdyż trzeba być patentowanym durniem, żeby słuchać finansowych rad z radiowych reklam. Wreszcie na antenę powróciła spikerka. Przedstawiła się słuchaczom – tak jakby kogokolwiek to obchodziło – wymieniła nazwisko męskiego partnera i przeczytała:
– ABC donosi na podstawie anonimowego źródła w prokuraturze okręgowej powiatu Bergen, że na miejscu przestępstwa znaleziono włosy i, cytuję, „inne dowody fizjologiczne”, koniec cytatu, odpowiadające próbkom pobranym od podejrzanej o morderstwo Esperanzy Diaz. Według tego samego źródła, trwają badania DNA, ale wstępne testy obciążają panią Diaz. źródło to mówi również, że włosy, w tym krótkie, znaleziono w różnych miejscach w całym domu. Myronowi zatrzepotało serce. Krótkie włosy! Eufemizm zamiast „łonowe”.
– Nie ujawniono innych szczegółów, lecz prokuratura okręgowa najwyraźniej sądzi, że Clu Haida i Esperanzę Diaz łączył związek seksualny. Zostańcie państwo z jeden zero jeden zero WINS, radiem szczegółowych wiadomości.
Zadzwoniła komórka. Myron odebrał telefon.
– Chryste! – jęknął.
– Słabo powiedziane – rzekł Win.
– Zaraz oddzwonię.
Myron połączył się z kancelarią Hester Crimstein i od sekretarki usłyszał, że pani Crimstein jest w tej chwili niedostępna. Podkreślił, że dzwoni w pilnej sprawie. Nie wpłynęło to jednak na dostępność adwokatki. Kiedy spytał, czy pani Crimstein ma telefon komórkowy, sekretarka rozłączyła się. Wcisnął przycisk.
Telefon odebrał Win.
– Co o tym myślisz? – spytał go.
– Esperanza sypiała z Clu – odparł Win.
– Może nie sypiała.
– A jakże. Ktoś podrzucił na miejsce morderstwa jej włosy łonowe?
– Ten przeciek może być fałszywy.
– Niewykluczone.
– Mogła go odwiedzić w mieszkaniu w sprawach zawodowych.
– I przypadkiem zgubiła tam włosy łonowe?
– Może korzystała z łazienki. Może…
– Myron?
– Słucham?
– Nie wchodź dalej w szczegóły, dziękuję. Musimy uwzględnić jeszcze coś.
– Co?
– Dane z elektronicznej rogatki.
– Dobrze. Przejechała przez most Waszyngtona godzinę po morderstwie. To wiemy. Ale czy to nie pasuje do reszty? Po ostrej kłótni z Clu w garażu parkingowym Esperanza chce oczyścić atmosferę, więc jedzie do jego mieszkania.
– A kiedy tam przyjeżdża?
– Nie wiem. Może znajduje zwłoki i wpada w popłoch.
– A jakże. A potem wyrywa sobie kilka włosów łonowych i ucieka.
– Nie twierdzę, że nie była przedtem w tym mieszkaniu.
– Była.
– Skąd wiesz?
– Elektroniczna rogatka zarejestrowała przejazdy twojego forda taurusa. Z rachunku, który przyszedł w zeszłym tygodniu, wynika, że w minionym miesiącu przejechał on przez most Waszyngtona osiemnaście razy.
Myron zmarszczył brwi.
– Żartujesz.
– Aha, taki ze mnie figlarz. Pozwoliłem też sobie zbadać zeszły miesiąc. Przejazdów przez most było szesnaście.
– Może Esperanza jeździła do Północnego Jersey z innego powodu.
– A jakże. Centra handlowe w Paramus to prawdziwa atrakcja.
– Dobrze – uległ Myron. – Przyjmijmy, że miała romans.
– To najroztropniejszy domysł, zwłaszcza że pozwala sensownie wyjaśnić większość zdarzeń.
– Jak to?
– Takich jak milczenie Esperanzy.
– W jaki sposób?
– Kochankowie to z reguły wymarzeni podejrzani – odparł Win. – Na przykład, gdyby Esperanza i Clu tańczyli z sobą pościelowe mambo, głośną wymianę zdań w garażu można by uznać za sprzeczkę kochanków. W sumie taki fakt nie wróżyłby jej najlepiej. Pragnęłaby go ukryć.
– Przed nami? – zaripostował Myron.
– Tak.
– Dlaczego? Ona nam ufa.
– Na myśl przychodzi mi kilka powodów. Adwokatka zabroniła jej pewnie mówić cokolwiek.
– Esperanzy by to nie powstrzymało.
– Mogłoby. Lecz ważniejsze, że prawdopodobnie się wstydzi. Niedawno zrobiłeś ją wspólniczką. Odpowiadała za sprawę Clu. Wprawdzie uważasz, że jest za twarda, żeby przejmować się czymś takim, ale wątpię, czy ucieszyłaby ją twoja dezaprobata.
Myron przetrawił to sobie. Brzmiało sensownie, choć miał zastrzeżenia.
– Chyba jednak coś pominęliśmy – powiedział.
Читать дальше