– Pięknie wyglądasz, LuAnn – rzekł Davis. – Nie pamiętam równie atrakcyjnej zwyciężczyni, naprawdę. – Usiadł obok niej tak blisko, że zetknęły się ich uda.
LuAnn posłała mu uśmiech, odsunęła się i spojrzała na Lisę.
– Nie chcę zabierać tam Lisy. Śmiertelnie się przestraszy tych tłumów i świateł.
– Nie ma sprawy. Niech tu zostanie. Zaraz znajdę kogoś, kto jej popilnuje. Będzie bezpieczna. – Zawiesił głos i po raz kolejny obmacał wzrokiem zgrabną figurę LuAnn. – Ale powiemy, że masz córeczkę. To uatrakcyjni twój wizerunek. Wielkie pieniądze dla młodej matki i jej córki. Musisz być teraz bardzo szczęśliwa. – Poklepał ją po kolanie, a potem, nie śpiesząc się z cofnięciem dłoni, uścisnął je. Ponownie przemknęło jej przez myśl pytanie, czy ten facet nie jest czasem w to zamieszany. Czy wie, że wygrała tę fortunę w wyniku oszustwa. Wyglądał na takiego. Na człowieka, który dla pieniędzy gotów jest na wszystko. Na pewno dobrze by mu zapłacono za pomoc w wykręceniu podobnego numeru.
– Za ile wychodzimy? – zapytała.
– Za jakieś dziesięć minut. – Uśmiechnął się do niej znowu i siląc się na swobodny ton, dorzucił: – Aha, nie określiłaś jeszcze precyzyjnie swojego stanu cywilnego. Czy twój mąż…
– Nie jestem zamężna – wpadła mu w słowo Lu Ann.
– Ach tak… no dobrze, czy ojciec dziecka będzie na sali? – Poprawił się szybko. – Musimy to wiedzieć ze względów organizacyjnych.
LuAnn spojrzała mu w oczy.
– Nie, nie będzie go.
David uśmiechnął się wymownie i przysunął troszkę bliżej.
– Rozumiem. Hmmm. – Złączył czubki palców, przytknął je na chwilę do warg, a potem niedbałym gestem zarzucił rękę na oparcie sofy. – Słuchaj, LuAnn, nie wiem, jakie masz teraz plany, ale jeśli potrzebujesz przewodnika, który oprowadziłby cię po mieście, to jestem do twojej dyspozycji. Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zdaję sobie sprawę, że ciebie, wychowaną w małym miasteczku, ta wielka metropolia… – tu David teatralnym gestem wyrzucił w górę rękę – musi przytłaczać. Ale ja znam ją jak własną kieszeń. Najlepsze restauracje, kina, sklepy. Moglibyśmy się nieźle zabawić. – Przysunął się jeszcze bliżej, pieszcząc wzrokiem krągłości ciała dziewczyny i niby to od niechcenia wodząc palcami po jej ramieniu.
– Przykro mi, panie Davis, ale to chyba nie najlepszy pomysł. Ojca Lisy nie będzie, co prawda, na konferencji prasowej, ale jesteśmy z nim umówione zaraz po niej. Musiał zaczekać na przepustkę.
– Przepustkę?
– Służy w marynarce. Jest płetwonurkiem w formacji SEAL. – Kręcąc głową, zapatrzyła się w przestrzeń, jakby przypomniała sobie właśnie coś wstrząsającego. – Przyznam się panu, że Frank mnie czasami przeraża. Jest okropnie zazdrosny. Raz, w barze, pobił do nieprzytomności sześciu facetów tylko dlatego, że na mnie zerkali. Myślałam, że ich pozabija. Na szczęście przyjechała policja. Ale im też się porządnie oberwało, zanim go obezwładnili.
Davidowi zrzedła mina. Czym prędzej odsunął się od LuAnn.
– Co ty powiesz!
– Ale niech pan nie wspomina o tym na konferencji, panie Davis. Frank zajmuje się w wojsku bardzo tajnymi rzeczami i mógłby się wkurzyć, gdyby się panu coś wyrwało. Bardzo się wkurzyć! – Posłała mu błagalne spojrzenie, z rozbawieniem obserwując fale strachu przebiegające przez jego przystojną twarz.
David zerwał się z sofy.
– Oczywiście, ani mru-mru. Przysięgam. – Oblizał nerwowo wargi i przesunął drżącą dłonią po powleczonych żelem włosach. – Idę zobaczyć, czy wszystko gotowe, LuAnn. – Zdobył się na niepewny uśmiech i pokazał jej oba kciuki.
Odwzajemniła się tym samym gestem.
– Wielkie dzięki za zrozumienie, panie Davis. – Kiedy wyszedł, odwróciła się do Lisy. – Ty nigdy nie będziesz zmuszona do czegoś takiego, maleńka. Twoja mama wkrótce też nie. – Wzięła Lisę na ręce i zapatrzyła się na ścienny zegar odmierzający czas.
Charlie, rozglądając się w koło, przepychał się przez zatłoczone audytorium w kierunku podwyższenia. Wybrał miejsce, z którego dobrze widać było scenę, i zatrzymał się. Najchętniej towarzyszyłby LuAnn, udzielając jej wsparcia moralnego, którego z pewnością teraz potrzebowała. Ale to nie wchodziło w rachubę. Musiał do końca pozostawać w cieniu. Wzbudzanie podejrzeń nie wchodziło w zakres jego obowiązków. Spotka się z LuAnn po konferencji. Będzie jej musiał powiedzieć, czy z nią jedzie, czy nie. Sęk w tym, że jeszcze się nie zdecydował. Chciał już sięgnąć po papierosa, ale przypomniał sobie, że w tym budynku nie wolno palić. Szkoda, bo bardzo tęsknił za kojącym działaniem nikotyny. Wyskoczyłby na małego dymka przed budynek, ale na to nie było już czasu.
Westchnął z rezygnacją i przygarbił się. Większość życia tułał się z miejsca na miejsce bez określonego planu, bez żadnych przemyślanych długofalowych celów. Uwielbiał dzieci, lecz własnych nie miał. Zarabiał dobrze, ale pieniądze, choć zapewniały niezły standard życia, szczęścia mu jakoś nie przyniosły. Miał już swoje lata i podejrzewał, że na żadną odmianę nie może już raczej liczyć. Podążał wciąż drogą, którą wybrał w młodości. Aż do teraz. LuAnn Tyler zaproponowała mu sposób na wyrwanie się z tego zaklętego kręgu. Nie łudził się, by była zainteresowana seksualnie, zresztą wcale tego by nie chciał. Pragnął jej przyjaźni, jej dobroci – dwóch rzeczy, których zawsze mu w życiu brakowało. No więc jak? Jechać czy nie jechać? Nie miał wątpliwości, że przyjmując propozycję, czułby się w towarzystwie LuAnn i Lisy znakomicie, a do tego zastępowałby małej ojca. W każdym razie przez kilka lat. A co potem? Nie spał pół nocy, usiłując sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała sytuacja za tych kilka lat.
Tylko patrzeć, jak o rękę pięknej, bogatej teraz i odmienionej dzięki temu bogactwu LuAnn zaczną się ubiegać najatrakcyjniejsi mężczyźni świata. Jest bardzo młoda, ma jedno dziecko i z pewnością zapragnie następnych. Wyjdzie za któregoś z tych zalotników. A ten przyjmie na siebie obowiązki ojca Lisy, i tak być powinno. Stanie się przecież mężem LuAnn. A gdzie wtedy znajdzie się miejsce dla niego, dla Charliego? Przecisnął się między dwoma kamerzystami z CNN bliżej sceny. Tak, w końcu nadejdzie taki dzień, że uzna, iż musi odejść. Niezręcznie byłoby zostać. Nie stanie się przecież członkiem rodziny, i w ogóle. I będzie to bolesne, bardziej bolesne niż użyczanie w młodości swego ciała na worek treningowy. Spędził z LuAnn i Lisa zaledwie kilka dni, a już czuł, że łączy go z nimi więź, jakiej nie udało mu się zadzierzgnąć z byłą żoną przez dziesięć lat małżeństwa. A jak to zniesie po przeżyciu z nimi trzech albo czterech lat? Czy rozstanie z Lisa i jej matką nie złamie mu serca, nie podkopie psychicznie? Pokręcił głową. Ale z niego twardziel, wyłazi szydło z worka. Ledwie poznał tych prostych ludzi z Południa, a już musi podejmować brzemienną w skutki decyzję, której konsekwencje mogą zaważyć na całej jego przyszłości.
Czuł się rozdarty. Z jednej strony machnąłby na wszystko ręką, pojechał i dobrze się bawił. Co mu tam, skąd wiadomo, czy w przyszłym roku szlag go nie trafi? Jednak z drugiej strony bał się, wahał. Wiedział, że mógłby być przyjacielem LuAnn do grobowej deski, ale nie był pewien, czy potrafiłby żyć przy niej ze świadomością, że wszystko może się nagle skończyć.
– Cholera – zaklął cicho. Spójrz prawdzie w oczy, przecież to zwyczajna zazdrość. Gdybyś tak był dwadzieścia – wzruszył ramionami – no, trzydzieści lat młodszy. Zazdrościł mężczyźnie, który w końcu ją zdobędzie. Zdobędzie jej miłość. Miłość, przynajmniej z jej strony, dozgonną. I niech Bóg ma w opiece faceta, któremu przyszłoby do głowy ją zdradzić. Widać na pierwszy rzut oka, że drzemie w niej jędza. Jędza o złotym sercu, a przez to jeszcze bardziej pociągająca. Rzadko się spotyka takie przeciwstawne cechy w jednej cielesnej powłoce.
Читать дальше