– Dlaczego? – zaciekawił się Dawid. – O co panu chodzi?
– Przestępczość, panie Webb. Przywódcy Republiki Ludowej mają obsesję na punkcie przestępczości. Z raportów wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat wykonano ponad sto tysięcy egzekucji na ludziach, którzy dopuścili się nie tylko poważnych przestępstw kryminalnych, lecz także drobnych wykroczeń. Jest to typowe dla tego reżimu i stanowi jego podstawy. Wszystkie rewolucje głoszą hasło czystości; czystość sprawy liczy się przede wszystkim. Pekin jest gotów nagiąć się ideologicznie, aby czerpać korzyści z zachodniego rynku, nie pójdzie jednak na żadne ustępstwa, jeżeli pojawi się choćby cień podejrzenia o zorganizowaną przestępczość.
– Mówi pan o nich, jakby stanowili zgromadzenie paranoików – wtrącił Panov.
– Bo nimi są. Nie mogą sobie pozwolić na to, by nimi nie być.
– Ze względów ideologicznych? – zapytał psychiatra z niedowierzaniem.
– Chodzi o liczebność, doktorze. Czystość rewolucji to tylko parawan, ale tym, co ich przeraża, jest liczebność. Olbrzymi, niezmiernie zaludniony kraj z ogromnymi bogactwami… mój Boże, gdyby rozwinęła się tam zorganizowana przestępczość, to z miliardem ludzi w jego granicach – niech pan ani przez chwilę nie myśli, że elity rządzące nie są przerażone tą perspektywą – kraj ten mógłby się stać krajem triad. Wioski, miasteczka i miasta mogłyby zostać podzielone na terytoria kontrolowane przez „rodziny”, które czerpałyby zyski z napływu zachodniego kapitału i technologii. Nastąpiłby gwałtowny wzrost nielegalnego eksportu, co spowodowałoby zalew światowych rynków towarem z przemytu. Narkotyki uprawiane na stokach niezliczonych wzgórz i na polach, najprawdopodobniej poza wszelką kontrolą, broń z nielegalnych fabryk zakładanych za łapówki, wyroby tekstylne z setek podziemnych zakładów, które wykorzystują kradzione maszyny i pracę wieśniaków, paraliżując w ten sposób tę gałąź przemysłu na zachodzie. Przestępczość.
– To ogromny skok w przyszłość, którego nikt nie mógł tu wykonać przez ostatnie czterdzieści lat – rzekł Conklin.
– Kto by się odważył? – zapytał McAllister. – Jeżeli człowiek może zostać skazany na śmierć za kradzież pięćdziesięciu juanów, to kto wyciągnie rękę po sto tysięcy? Wymaga to protekcji, organizacji, ludzi na wysokich stanowiskach. Tego właśnie Pekin się obawia i dlatego jest to paranoidalne. Przywódcy panicznie boją się skorumpowanych dygnitarzy. Cała struktura polityczna mogłaby się zachwiać. Liderzy mogliby stracić kontrolę nad sytuacją, a tego nie zaryzykują. Ich obawy są paranoidalne, ale dla nich są one absolutnie realne. Jakakolwiek wzmianka o tym, że potężne ugrupowania przestępcze w zmowie z uczestnikami spisku próbują opanować gospodarkę, byłaby wystarczającym powodem do zerwania porozumień i wysłania wojsk do Hongkongu.
– Pański wniosek jest oczywisty – odezwała się Marie. – Ale gdzie tu logika? Jak mogłoby do tego dojść?
– Właśnie do tego doszło, pani Webb – odrzekł ambasador Havilland. – Dlatego potrzebowaliśmy Jasona Bourne'a.
– Lepiej, żeby ktoś zaczął od samego początku – powiedział Dawid.
Uczynił to dyplomata.
– Wszystko zaczęło się ponad trzydzieści lat temu, kiedy to zdolny, młody człowiek został odesłany z Tajwanu do kraju rodzinnego swojego ojca, gdzie nadano mu nowe nazwisko i znaleziono nową rodzinę. Był to plan dalekosiężny, zrodzony z fanatyzmu i chęci odwetu…
Webb wysłuchał nieprawdopodobnej historii Sheng Chouyanga, opowiedzianej dokładnie, z podaniem faktów, które były niewątpliwie prawdziwe, ponieważ nie istniał już żaden powód, by kłamać. Dwadzieścia siedem minut później, skończywszy opowieść, Havilland wziął do ręki kartonową teczkę z czarną obwódką. Otworzył ją pokazując plik ponad siedemdziesięciu spiętych ze sobą kartek, po czym ponownie ją zamknął i położył przed Dawidem.
– To jest wszystko, co wiemy, wszystko, czego się dowiedzieliśmy – wszystkie szczegóły tego, co powiedziałem. Te materiały nie mogą opuścić tego pomieszczenia, chyba że jako popiół, ale pan może się z nimi zapoznać. Jeżeli będzie pan miał jakieś wątpliwości lub pytania, obiecuję poruszyć wszystkie źródła w rządzie Stanów Zjednoczonych – od Gabinetu Owalnego aż do Rady Bezpieczeństwa Narodowego – by pana zadowolić. Nie mógłbym tego nie zrobić. – Dyplomata przerwał, a jego wzrok zatrzymał się na Webbie. – Być może nie mamy prawa o to prosić, ale potrzebujemy pańskiej pomocy. Potrzebne są nam wszelkie informacje, których mógłby nam pan udzielić.
– Przecież możecie wysłać kogoś, żeby wykończył tego Sheng Chouyanga.
– Zasadniczo tak. Jest to jednak dużo bardziej skomplikowane. Musimy pozostać niewidoczni. Nie możemy wzbudzić nawet najmniejszych podejrzeń. Sheng zamaskował się doskonale. Pekin uważa go za wizjonera, wielkiego patriotę, który niewolniczo pracuje dla swojej chińskiej ojczyzny, niemalże za świętego. Zapewniono mu absolutne bezpieczeństwo. Ludzie, którzy go otaczają, jego doradcy i członkowie ochrony, stanowią jego osobiste oddziały szturmowe, podporządkowane wyłącznie jemu.
– To dlatego potrzebowaliście tego zabójcy – przerwała Marie. – Poprzez niego mogliście dotrzeć do Shenga.
– Wiedzieliśmy, że przyjmował od niego zlecenia. Sheng musiał – musi – wyeliminować swoich przeciwników, zarówno tych, którzy przeciwstawiają mu się ideologicznie, jak i tych, których zamierza wykluczyć ze swoich działań.
– W tej ostatniej grupie – wtrącił McAllister – znajdują się przywódcy rywalizujących triad, którym Sheng nie ufa i którym nie ufają fanatycy z Kuomintangu. Zdaje on sobie sprawę, że jeżeli poczują się odsunięci, może wybuchnąć destabilizująca wojna między gangami, a tego Sheng nie zamierza tolerować, podobnie jak Anglicy agresywnych poczynań Pekinu. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zabito siedmiu przywódców triad, paraliżując ich organizacje.
– Nowy Jason Bourne stanowił dla Shenga znakomite rozwiązanie – ciągnął ambasador. – Kosmopolityczny, najemny morderca bez żadnych politycznych powiązań. Chodziło bowiem przede wszystkim o to, by nie dało się wykryć, że rozkazy pochodzą z Chin.
– Ale on przecież pojechał do Pekinu – sprzeciwił się Webb. – Tam się właśnie na niego natknąłem. Nawet jeśli początkowo miała to być pułapka na mnie, a tak rzeczywiście było…
– Pułapka na pana? – wykrzyknął Havilland. – Oni w i e-d z i e l i o panu?
– Znalazłem się twarzą w twarz z moim „następcą” dwa dni temu na lotnisku. Obaj wiedzieliśmy, kim był ten drugi – niemożliwością było nie wiedzieć. On nie zamierzał robić z tego tajemnicy i narażać się na konsekwencje z powodu niewykonania zlecenia.
– A więc to był pan – przerwał mu McAllister. – Wiedziałem!
– Wiedział też Sheng i jego ludzie. Byłem tam intruzem i należało mnie powstrzymać, zlikwidować za wszelką cenę. Nie mogli ryzykować, że powiążę fakty w jedną całość. Pułapka była przygotowana i zastawiona tej samej nocy.
– Chryste! – krzyknął Conklin. – Czytałem o wydarzeniach na Kai Tak w Waszyngtonie. Gazety podały, że uznano to za działanie skrajnie prawicowych szaleńców. Utrzymać komunistów z dala od kapitalizmu! A tymczasem to byłeś ty?
– Oba rządy musiały coś spreparować dla światowej prasy – dodał podsekretarz. – My też musimy coś powiedzieć o dzisiejszej nocy…
– Mam propozycję – odezwał się Dawid, ignorując McAllistera. -
Ten Sheng sprowadził komandosa, użył go jako pułapki na mnie, lecz tym samym wciągnął go do kręgu wtajemniczonych. Nie ma sposobu, aby ukryty klient mógł trzymać na dystans wynajętego mordercę.
Читать дальше