Rana na karku bardziej go teraz irytowała, niż przeszkadzała mu; albo zdążył się już przyzwyczaić do opatrunku, albo rozpoczął się proces gojenia. Ograniczona swoboda ruchów mogła mu być bardzo przydatna w nowym przebraniu: zgorzkniały, niepełnosprawny weteran, zapomniany przez ojczyznę, o której wolność walczył. Jason wsadził do kieszeni spodni otrzymany od Bernardine'a pistolet, przeliczył pieniądze, sprawdził, czy ma kluczyki do samochodu i myśliwski nóż, schowany pod koszulą, po czym otworzył drzwi i utykając wyszedł z małego, brudnego, przygnębiającego pokoiku. Następny przystanek stanowił niepozorny peugeot w podziemnym garażu niedaleko placu Vendome.
Znalazłszy się na ulicy, ruszył przed siebie na piechotę, doskonale bowiem zdawał sobie sprawę, iż gdyby w tej części Montparnasse wsiadł do taksówki, natychmiast zwróciłby na siebie uwagę. Na rogu ulicy, koło kiosku z prasą, dostrzegł jakieś zamieszanie. Ludzie wykrzykiwali coś w podnieceniu, gestykulując i pokazując sobie trzymane w rękach gazety. Wiedziony instynktem przyśpieszył kroku, podszedł do kiosku, rzucił monetę i wziął jedną z wyłożonych gazet.
Kiedy spojrzał na wydrukowany ogromną czcionką tytuł, przestał na chwilę oddychać i o mało nie zatoczył się pod wpływem doznanego wstrząsu. Teagarten zabity! Zabójcą Jason Bourne! Jason Bourne! Szaleństwo! Co się stało? Czyżby znowu zaczynało się to wszystko, przez co przeszedł w Hongkongu i Makau? Czyżby zaczął tracić resztę zdrowych zmysłów? A może to sen, koszmar tak wyrazisty i podobny do rzeczywistości, że wreszcie stał się nią, zamykając Webba w pułapce bez wyjścia? Przedarłszy się przez tłum, podszedł chwiejnym krokiem do kamiennej ściany budynku, oparł się o nią, łapiąc powietrze szeroko otwartymi ustami i usiłując rozpaczliwie odzyskać jasność myśli. Aleks! Telefon!
– Co się stało?! – ryknął do słuchawki, połączywszy się z miasteczkiem Vienna w stanie Wirginia.
– Uspokój się i posłuchaj – odparł bezbarwnym głosem Conklin. – Muszę dokładnie wiedzieć, gdzie jesteś. Bernardine przyjedzie po ciebie i wydostanie cię stamtąd. Wsadzi cię w concorde'a odlatującego do Nowego Jorku.
– Zaczekaj chwilę! Zaczekaj… To sprawka Szakala, prawda?
– Z tego, co wiemy, wynika, że zamach zorganizowała jakaś organizacja muzułmańskich fanatyków z Bejrutu. Wykonawca jest nieistotny. Może to on, a może nie. W pierwszej chwili nie chciałem w to wierzyć, po tym, co się stało z DeSole'em i Armbrusterem, ale wygląda na to, że wszystko się zgadza. Teagarten od dawna domagał się wysłania sił NATO do Bejrutu i zrównania z ziemią każdej kryjówki Palestyńczyków. Otrzymywał już wcześniej pogróżki. Tyle tylko że tam, gdzie w grę wchodzi "Meduza", nie wierzę w żadne przypadki. Jeśli ci chodzi o konkretną odpowiedź, to oczywiście robota Szakala.
– Zwalił to na mnie! Carlos zwalił wszystko na mnie!
– Cwany z niego kutas, nie ma co gadać. Ścigasz go, a on uziemia cię w Paryżu.
– Musimy to odwrócić!
– O czym ty gadasz, do diabła? Musisz uciekać!
– Nie ma mowy. On będzie myślał, że to zrobiłem, a ja tymczasem pojawię się w jego gnieździe.
– Oszalałeś! Uciekaj, dopóki możemy ci pomóc!
– Zostaję. Carlos domyśli się, że muszę to zrobić, jeśli chcę go dostać, a jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że mnie uziemił, jak to powiedziałeś. Będzie oczekiwał, że swoim zwyczajem wpadnę w panikę i wykonam jakiś fałszywy ruch, tak jak na Wyspie Spokoju, i wtedy jego armia starców odnajdzie mnie bez trudu, szukając we właściwych miejscach i wiedząc, za kim się rozglądać. Cwaniak z niego! Chce mną wstrząsnąć, żeby zmusić mnie do popełnienia błędu. Ja go znam, Aleks, wiem, jak myśli, i właśnie dlatego uda mi się go przechytrzyć. Zostanę na odkrytym terenie, dość już mam krycia się w jaskiniach!
– W jakich jaskiniach?
– Nieważne, to taka przenośnia. Zjawiłem się tutaj przed śmiercią Teagartena, nic mi nie będzie.
– Wpadłeś po uszy! Uciekaj!
– Przykro mi, święty Aleksie, ale tutaj mi dobrze. Ruszam za Szakalem.
– Może jednak uda mi się wykurzyć cię stamtąd. Rozmawiałem kilka godzin temu z Marie. Znasz najnowsze wiadomości, stetryczały neandertalczyku? Ona leci do Paryża, żeby cię odszukać!
– Nie może tego zrobić!
– Powiedziałem jej dokładnie to samo, ale nie była w nastroju do słuchania rad. Powiedziała, że zna wszystkie miejsca, w których kryliście się trzynaście lat temu, kiedy was szukaliśmy, i że ty na pewno znowu z nich skorzystasz.
– To prawda, ale ona nie może…
– Powiedz to jej, nie mnie.
– Jaki jest numer do pensjonatu? Nie chciałem do niej dzwonić… Szczerze mówiąc, robiłem wszystko, żeby nie myśleć ani o niej, ani o dzieciach.
– To najrozsądniejsze stwierdzenie, jakie ostatnio od ciebie słyszałem. Uważaj, dyktuję. – Conklin podał mu numer; jak tylko skończył, Bourne przerwał połączenie, by wdać się w nie mający końca rytuał podawania numerów kolejnych kart kredytowych, przerywany sygnałami międzynarodowych central telefonicznych. Wreszcie, pokonawszy opór jakiegoś debila w recepcji Pensjonatu Spokoju, dotarł do swojego szwagra.
– Daj mi Marie! – zażądał.
– David?!
– Tak… David. Poproś Marie.
– Nie mogę. Wyjechała godzinę temu.
– Dokąd?!
– Nie chciała mi powiedzieć. Wynajęła samolot z Blackburne, ale nawet nie pisnęła, na jaką wyspę ma zamiar lecieć. Z większych w pobliżu są Antigua i Martynika, choć równie dobrze mogłaby dotrzeć na St. Maartens albo Puerto Rico. A w ogóle to wybierała się do Paryża.
– Dlaczego jej nie zatrzymałeś?
– Próbowałem, Davidzie. Jak Boga kocham, próbowałem!
– Nie przyszło ci na myśl, żeby ją zamknąć?
– Marie?
– Tak, rozumiem… Może tu być najwcześniej jutro rano.
– Słyszałeś najnowsze wiadomości? – zapytał St. Jacques. – Zamordowano generała Teagartena, a w telewizji podają, że to podobno Jason…
– Zamknij się – warknął Bourne, odkładając słuchawkę, po czym wyszedł z budki i powłócząc nogą ruszył przed siebie ulicą, usiłując zebrać resztki rozproszonych myśli.
Peter Holland, dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej, zerwał się z fotela i ryknął na siedzącego przed biurkiem mężczyznę z protezą zamiast stopy:
– Mam nic nie robić?! Czyś ty postradał zmysły?
– A czy ty postradałeś swoje, kiedy wydałeś oświadczenie o wspólnej operacji brytyjskiego i amerykańskiego wywiadu w Hongkongu?
– Przecież to prawda, do cholery!
– Istnieją różne rodzaje prawdy. Jeden z nich to kłamstwo, które stosuje się wtedy, kiedy wymaga tego dobro sprawy.
– Gówniane gadanie trzęsących portkami polityków!
– Nie powiedziałbym tego, Dżyngis- chanie. Słyszałem o wielu takich, którzy woleli zginąć niż zdradzić tę prawdę, od której najwięcej zależało… Nie wiesz, o czym mówisz, Peter.
Zirytowany Holland usiadł z powrotem w fotelu.
– Może rzeczywiście nie nadaję się do tego.
– Niewykluczone, ale daj sobie jeszcze trochę czasu. Jeszcze zdążysz się ubabrać, tak jak my wszyscy. Wszystko może się zdarzyć.
Dyrektor CIA odchylił się do tyłu, opierając głowę na miękkiej poduszce fotela.
– Byłem ubabrany bardziej niż ktokolwiek z was, Aleks – powiedział cichym głosem. – Jeszcze teraz budzę się w nocy, widząc przed sobą twarze młodych ludzi, którym własnoręcznie podrzynałem gardła, zdając sobie doskonale sprawę, że oni nie mają najmniejszego pojęcia, dlaczego tam się znaleźli…
Читать дальше