– W takim razie musimy wywołać zamieszanie, żeby odizolować nasze cele – powiedział Mario, wpatrując się w hrabiego bystrymi oczami. – Na przykład wcześnie rano w hotelu, w którym mieszkają, wybucha pożar i zmusza ich do wyjścia na zewnątrz. Robiłem to już kiedyś. W takim rozgardiaszu nawet dziecko dałoby sobie radę.
– To bardzo dobry pomysł, Mario, ale w dalszym ciągu pozostaje kwestia radzieckich ochroniarzy.
– Możemy ich sprzątnąć! – wykrzyknął DeFazio.
– Jest was tylko dwóch, a ich co najmniej trzech w Barbizon, nie mówiąc o hotelu, w którym zatrzymali się doktor i kulawy.
– Damy sobie radę. – Capo supremo otarł wierzchem dłoni czoło, na którym zaczęły gromadzić się grube krople potu. – Uderzymy najpierw na Barbizon.
– We dwóch? – zapytała hrabina, spoglądając na niego ze zdumieniem.
– Przecież wy macie ludzi! Pożyczymy kilku… Za dodatkową opłatą, ma się rozumieć.
Dyplomata pokręcił powoli głową.
– Nie wolno nam zacząć wojny z Szakalem – powiedział cicho. – Takie otrzymałem instrukcje.
– Cholerne sukinsyny!
– W pańskich ustach to bardzo interesująca uwaga – zauważyła kobieta, uśmiechając się z pogardą.
– Być może nasi donowie nie są tak hojni jak pańscy – uzupełnił jej mąż. – Możemy współpracować do pewnej granicy, ale dalej już nie.
– Nigdy nie wyślecie transportu do Nowego Jorku, Filadelfii ani Chicago!
– Nie uważa pan, że nad tą sprawą powinni się zastanowić nasi zwierzchnicy?
Rozległo się głośne, raptowne pukanie do drzwi.
– Avanti – zawołał hrabia, błyskawicznie wyjmując spod marynarki pistolet. Kiedy drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł gruby właściciel lokalu, hrabia schował broń pod stół i uśmiechnął się uprzejmie.
– Emergenza – oznajmił nowo przybyły. Podszedł szybkim krokiem do arystokraty i wręczył mu kartkę z wiadomością.
– Grazie.
– Pręgo.
Właściciel wyszedł z pomieszczenia równie szybko, jak się w nim pojawił.
– Wygląda na to, że groźni bogowie Sycylii postanowili jednak obdarzyć was swoją przychylnością – oznajmił hrabia po przeczytaniu notatki. – To wiadomość od naszego człowieka, który śledzi tych ludzi. Są teraz poza Paryżem, zupełnie sami i bez opieki. Nie wiem dlaczego, ale nikt ich nie pilnuje.
– Gdzie? – ryknął DeFazio, zrywając się z miejsca. Dystyngowany mafioso nie odpowiedział, tylko sięgnął flegmatycznie po złotą zapalniczkę, pstryknął nią i podpalił kartkę, trzymając ją nad popielniczką. Mario poderwał się z krzesła, ale hrabia błyskawicznie rzucił zapalniczkę i sięgnął po leżący na kolanach pistolet.
– Przede wszystkim musimy ustalić nasze wynagrodzenie – powiedział, kiedy z kartki została tylko odrobina popiołu. – Nasi donowie w Palermo nie są nawet w połowie tak hojni jak wasi. Proszę szybko się zdecydować, bo przecież liczy się każda minuta.
– Ty pieprzony matkojebie!
– Mój ewentualny kompleks Edypa nie powinien pana nic obchodzić. A więc ile, signor DeFazio?
– To moja pierwsza i ostatnia propozycja – wycedził capo supremo, siadając powoli na krześle i nie odrywając wzroku od spopielonych szczątków kartki. – Trzysta tysięcy dolarów i ani centa więcej.
– To nie propozycja, tylko excremento – odparła hrabina. – Radzę spróbować jeszcze raz. Czas mija, a pan nie może sobie pozwolić na stratę nawet minuty.
– Już dobrze, dobrze! Dwa razy więcej!
– Plus dodatkowe wydatki – dopowiedziała kobieta.
– A co to ma być, do kurwy nędzy?
– Pański kuzyn ma rację – wtrącił się dyplomata. – Proszę nie wyrażać się przy mojej żonie.
– Do jasnej cholery…
– Ostrzegłem pana, signore. Dodatkowe wydatki powinny zaniknąć się w kwocie dwustu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.
– Co wy jesteście, świry?
– Nie, to pan jest wulgarny. Cała suma wyniesie milion sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Pieniądze przekaże pan naszym kurierom w Nowym Jorku. Gdyby pan tego nie zrobił, signor DeFazio, pańskie wspaniałe mieszkanie w Brooklynie zostanie bez właściciela…
– Gdzie oni są? – zapytał głucho capo supremo, przełykając gorzką pigułkę porażki.
– Na małym prywatnym lotnisku w Pontcarre, około czterdziestu pięciu minut jazdy od Paryża. Czekają na samolot, który z powodu złych warunków atmosferycznych musiał lądować w Poitiers. Jest mało prawdopodobne, żeby przyleciał wcześniej niż za godzinę i piętnaście minut.
– Przywieźliście to, co zamówiliśmy? – zapytał Mario.
– Wszystko jest tam – odparła hrabina, wskazując na stojącą na krześle czarną walizeczkę.
– Samochód! Muszę mieć szybki samochód! – wykrzyknął DeFazio.
– Czeka na zewnątrz – poinformował go hrabia. – Kierowca wie, dokąd was zawieźć.
– Chodźmy, cugino. Musimy zarobić na naszą nagrodę.
Prywatne lotnisko w Pontcarre było zupełnie puste, jeśli nie liczyć samotnego urzędnika siedzącego za biurkiem w niewielkiej salce odpraw i kontrolera lotów, który za dodatkową opłatą zgodził się przedłużyć nieco swoją służbę. Aleks Conklin i Mo Panov pozostali dyskretnie w budynku, natomiast Jason wyprowadził Marie na zewnątrz, w pobliże bramy i metalowego płotu okalającego płytę lotniska. Dwa rzędy bursztynowych świateł wyznaczały pas dla samolotu z Poitiers; zapalono je zaledwie kilka minut temu.
– To już nie potrwa długo – powiedział Jason.
– Wszystko jest kompletnie bez sensu – odparła żona Davida Webba. – Bez sensu…
– Nie ma żadnego powodu, żebyś tu została, a co najmniej kilka, byś jak najszybciej wyjechała. Co chcesz osiągnąć, siedząc samotnie w Paryżu? Aleks ma rację. Jeżeli ludzie Carlosa wpadną na twój ślad, wezmą cię jako zakładniczkę. Dlaczego chcesz ryzykować?
– Dlatego że na pewno uda mi się ukryć, a poza tym, nie mam zamiaru być dziesięć tysięcy mil od ciebie. Musi mi pan wybaczyć, panie Bourne, ale bardzo się o pana troszczę. I boję.
Jason spojrzał na nią, zadowolony, że w ciemności kobieta nie może dostrzec jego oczu.
– W takim razie bądź rozsądna i rusz głową – powiedział chłodno, nagle czując się bardzo stary, zbyt stary na to, żeby udawać całkowity brak uczucia. – Wiemy, że Carlos jest w Moskwie, a Krupkin depcze mu po piętach. Dymitr przerzuci nas tam jutro z samego rana i wszyscy będziemy pod ochroną KGB w najlepiej strzeżonym mieście na świecie. Czego jeszcze chcesz?
– Trzynaście lat temu w Nowym Jorku chronił cię cały rząd Stanów Zjednoczonych, a nie powiem, żeby wyszło ci to na dobre.
– Nie porównuj tych spraw, bo to nie ma najmniejszego sensu. Wtedy Szakal wiedział dokładnie, dokąd idę i kiedy tam będę, a teraz nawet nie ma pojęcia o tym, że ruszamy za nim do Moskwy. Ma inne sprawy na głowie, dla niego bardzo ważne, i myśli, że zostaliśmy w Paryżu. Właśnie dlatego kazał swoim ludziom nas śledzić.
– Co będziecie robić w Moskwie?
– Dowiemy się, jak się tam znajdziemy, ale na pewno coś bardziej sensownego niż tutaj, w Paryżu. Krupkin zabrał się ostro do pracy. Wszyscy mówiący po francusku wyżsi oficerowie z placu Dzierżyńskiego są pod ścisłą obserwacją. Dymitr twierdzi, że znajomość francuskiego zdecydowanie zawęziła krąg podejrzanych i że lada chwila coś powinno pęknąć… Na pewno pęknie. Mamy teraz przewagę, a ja nie mogę jej zmarnować z twojego
powodu. Muszę wiedzieć, że nic ci nie grozi.
– To chyba najmilsza rzecz, jaką usłyszałam od ciebie od trzydziestu sześciu godzin.
Читать дальше