Cofając się do środka, spojrzała ukradkiem na zegarek, jakby chciała sprawdzić, czy się nie spóźniłam. Jak zwykle zjawiłam się na czas, więc wchodząc za nią, pomyślałam złośliwie: Ha, ha, tu cię mam.
W holu nadal stały rusztowania, a przykrywające podłogę wielkie szmaty wyglądały jak warstwa świeżego śniegu. Od naszego spotkania w piątek nic się nie zmieniło. Podejrzewałam, że nie ufa robotnikom na tyle, by pozwolić im pracować pod swoją nieobecność. A może to oni doszli do wniosku, że bez niej lepiej nic nie ruszać. Należała do osób, które przestąpiwszy próg, natychmiast kazałyby wszystko poprawiać. Zauważyłam, że na ścianie nadal widnieją próbki różnych odcieni bieli.
Kiedy podałam Fionie szarą kopertę, z jej reakcji można by wywnioskować, że podsuwam na tacy jakiegoś paskudnego robala.
– Co to? – spytała podejrzliwie.
– Życzyła sobie pani dostać raport.
Otworzyła kopertę i obrzuciła zapisane starannie strony przelotnym spojrzeniem.
– Dziękuję, jestem wdzięczna za trud – podsumowała krótko moją pracę. – Mam nadzieję, że nie będzie miała pani nic przeciwko temu, jeśli porozmawiamy w sypialni. Chciałabym się rozpakować.
– Nie ma sprawy. – Szczerze mówiąc, bardzo chciałam obejrzeć resztę domu.
– Lot do domu był koszmarny. Rzucało tą łupiną na wszystkie strony. Myślałam, że już nigdy nie wylądujemy.
– To pewnie wina tej burzy.
– Nigdy więcej nie polecę małym samolotem. Wolę jechać pociągiem, nawet gdyby miało mi to zabrać pół dnia.
Wzięła walizeczkę z kosmetykami, którą zostawiła w holu. Spojrzała przelotnie na dużą walizkę.
– Proszę mi pomóc – powiedziała.
Taszcząc za nią po schodach walizę, czułam się jak juczny muł. Draństwo było ciężkie jak diabli. Obserwowałam migające przede mną łydki Fiony. Nosiła pończochy ze szwami. Przy jej uwielbieniu dla lat czterdziestych dziwiło mnie, że nie rysuje pisakiem linii na nogach, jak robiły to kobiety w trudnych czasach drugiej wojny światowej i tuż po niej. Na podeście schodów skręciłyśmy w prawo, wchodząc do dużej pomalowanej na biało sypialni. Jedna oszklona ściana wychodziła na ulicę. Kiedy Fiona zniknęła w łazience, podeszłam do okna, by podziwiać widok.
Linia brzegowa tonęła we mgle, a czarne burzowe chmury wisiały w oddali niczym wierzchołki groźnych gór. Wzgórza pokrywała soczysta zieleń, efekt obfitych opadów deszczu. Jezioro Brunswick lśniło srebrem, a jego tafla przypominała antyczne, lekko zmatowiałe lustro. Odwróciłam się. Duże łoże Fiony było tak ustawione, że leżąc, mogła podziwiać ten wspaniały widok: słońce wschodzące z lewej strony i zachodzące po prawej. Próbowałam sobie wyobrazić, jak się śpi w tak wielkim pokoju. W jednej ze ścian otwarte podwójne drzwi prowadziły do garderoby tak dużej jak całe moje mieszkanie. Po drugiej stronie znajdował się kominek, a przed nim dwa wygodne fotele i niski stolik do kawy. Wyobraziłam sobie Fionę i Dowa popijających tu drinki, gdy wpadał do niej wieczorem. Ciekawe, czy kiedykolwiek – przez wzgląd na stare czasy – poszli razem do łóżka.
Fiona wyszła z łazienki i zbliżyła się do łóżka, gdzie na narzucie leżała otwarta druga walizka. Zaczęła powoli wyjmować ubrania, które wcześniej starannie tam poukładała.
– Proszę mi opowiedzieć o wszystkim od samego początku.
Zaczęłam swoją relację od streszczenia przeprowadzonych rozmów. Opowiedziałam o spotkaniu z detektywem Odessą, potem przeszłam do mojej wizyty u Crystal i w Pacific Meadows, nawiązując do problemów, z którymi zmagał się jej były mąż. Nie zdążyłam się jeszcze rozgrzać, gdy w mój ton wkradła się nuta goryczy. Fiona wędrowała tam i z powrotem między łóżkiem i garderobą, przenosząc bluzki i spódnice, które wieszała na obszytych atłasem wieszakach.
– Proszę za mną chodzić. Inaczej nie będę wszystkiego słyszeć i będzie pani musiała powtarzać swoją relację. Mam wciąż zatkane uszy. To jeszcze jeden z powodów przemawiających za jazdą pociągiem.
Stanęłam w drzwiach garderoby i tam kontynuowałam moją relację.
– W sobotę po południu zadzwoniła do mnie Blanche i pojechałam się z nią zobaczyć…
Fiona odwróciła się gwałtownie.
– Pojechała pani spotkać się z Blanche? A po co, u diabła?
– Zadzwoniła do mnie do domu. Odniosłam wrażenie, że pani wcześniej z nią rozmawiała.
– Nic takiego nie zrobiłam i nie mogę uwierzyć, że zdecydowała się pani na to spotkanie bez konsultacji ze mną. Nikogo nie wolno włączać do tej sprawy, jeśli ja nie wyrażę na to zgody. Gdybym chciała, żeby spotkała się pani z Blanche, podałabym pani jej numer.
– Myślałam, że tak się stało.
– Podałam pani numer Melanie, a nie jej. Co ona pani powiedziała?
– Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Naprawdę bardzo mi przykro, ale odniosłam wrażenie, że wszystko o mnie wie, więc założyłam, że rozmawiała z panią bądź Melanie. Powiedziała mi, że obie poczuły wielką ulgę, bo od chwili zaginięcia ojca nakłaniały panią do wynajęcia kogoś do zbadania tej sprawy.
– To bez znaczenia. Jeśli zajdzie taka potrzeba, sama poinformuję dziewczęta o wszystkim, ale nie powinny dowiadywać się o niczym od pani. Jasne?
– Oczywiście – odparłam urażona. Po przekazaniu Richardowi Hevenerowi otrzymanych od Fiony pieniędzy nie miałam już ani grosza, by zwrócić jej zaliczkę. Po odjęciu pięćdziesięciu dolarów za rozmowę z Triggiem, byłam jej nadal winna tysiąc siedemdziesiąt pięć dolarów i gdybym zdecydowała się zrezygnować z tej sprawy, musiałabym poważnie naruszyć swoje oszczędności.
– Proszę mówić dalej – powiedziała, nie przerywając pracy.
Byłam wściekła i musiałam się mocno hamować, by nie powiedzieć jej, dokąd moim zdaniem może się wynosić. Zdołałam jednak zapanować nad sobą tylko do chwili, gdy otworzyłam usta.
– Wie pani co? Może to i jest zabawne, ale mam już serdecznie dość wysłuchiwania pani cierpkich uwag. Harowałam jak wół przez cały weekend i jeśli moje metody pani nie odpowiadają, to spadam stąd.
Po raz drugi w tak krótkim czasie udało mi się ją zaskoczyć. Wracając szybkim krokiem do łóżka, wyglądała na szczerze zaniepokojoną.
– Nie to miałam na myśli. Przykro mi, jeśli panią uraziłam. Nie miałam takiego zamiaru.
Nic nie zbija mnie z tropu skuteczniej niż szczere słowa przeprosin. Opanowałam się równie szybko jak ona i przez kilka minut przygładzałyśmy nastroszone piórka, by móc spokojnie kontynuować rozmowę.
Fiona zapytała mnie o dalsze plany. Tak jakbym je miała.
– Jak zamierza go pani odnaleźć?
– No cóż – odparłam. – Muszę jeszcze porozmawiać z paroma osobami i zobaczymy. – Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, co począć.
Jej oczy zabłysły na moment i pomyślałam, że znów mnie zaatakuje, ale zdążyła się opanować.
– Mam jeszcze dwa pytania – powiedziałam. – Ktoś wspominał w rozmowie, że w czasie swoich wcześniejszych nieobecności w domu Dow przebywał w klinice odwykowej. Czy istnieje możliwość, że mógł się wówczas wybrać za granicę?
– A co to zmienia?
– Zwrócił mi na to uwagę Lonnie Kingman. To prawnik, od którego wynajmuję biuro. Zasugerował, że Dowan mógł przelewać pieniądze na konta za granicą, przygotowując ucieczkę.
– Nigdy nie przyszło mi to do głowy.
– Mnie też, ale podczas naszego pierwszego spotkania wspominała pani, że mógł wyjechać do Europy lub Ameryki Południowej.
– Tak, ale nie wierzę, by planował coś takiego od lat.
Читать дальше