– Jakoś zawsze podobam się facetom, którzy nigdzie nie mogą zagrzać miejsca.
– Może cię zaskoczę, kto wie. Masz jakąś rodzinę?
– Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałam pięć lat. Wychowywała mnie siostra mamy, Gin. Ona też już nie żyje.
– Nie masz rodzeństwa?
Potrząsnęłam przecząco głową.
– A twoi mężowie? Kim byli?
– Pierwszy był gliną. Poznałam go na stażu.
– Ty też pracowałaś w policji?
– Przez dwa lata.
– A drugi?
– Był muzykiem. Bardzo utalentowanym. Dochowanie wierności przychodziło mu z trudem, ale poza tym był bardzo miły. Gotował i grał na pianinie.
– Talenty godne podziwu. Gdzie jest teraz?
– Nie mam pojęcia. Wspominałeś, że twoi rodzice nie żyją.
– To dziwne uczucie, kiedy zostajesz sierotą w dorosłym wieku, ale nie jest aż tak źle. Czym się zajmował twój ojciec?
– Był listonoszem. Rodzice byli małżeństwem od piętnastu lat, gdy pojawiłam się na świecie.
– Byliście więc razem tylko przez pięć lat.
– Tak. Wiesz, nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
– Biedna mała.
– Wszyscy jesteśmy biedni. Takie jest życie – ucięłam.
Do stolika podszedł kelner z chardonnay i obserwowaliśmy, jak zgodnie z przyjętym rytuałem otwiera butelkę i nalewa odrobinę wina do spróbowania. Po chwili napełnił dwa kieliszki. Nie zdążyliśmy nawet spojrzeć na menu, więc poświęciliśmy parę minut na podjęcie decyzji. W końcu zamówiłam pieczonego kurczaka, a Tommy pasta puttanesca . Postanowiliśmy jednak zacząć od sałatki. Gdy zjawiła się na stole, Tommy powiedział:
– Opowiedz mi o swoim chłopaku. Jak się wam układa?
Opuściłam widelec i nagle zapragnęłam bronić Dietza.
– Dlaczego miałabym ci o nim opowiadać?
– Nie bądź taka drażliwa. Chciałbym wiedzieć, do czego zmierzamy.
– Do niczego. Jemy tylko kolację.
– Chyba zanosi się na coś więcej.
– Naprawdę? A na co?
– Nie mam pojęcia. Dlatego pytam.
– Mamy określić, co nas łączy? Znam cię zaledwie od godziny.
Na jego ustach pojawił się uśmiech. Moja obcesowość, nad którą nie potrafiłam zapanować, jakoś nie robiła na nim wrażenia.
– Raczej od dwóch. Spotkałem cię w biurze dwa razy, a teraz to. – Wypił wino i napełnił swój kieliszek ponownie, najpierw jednak dolał wina do mojego. Jego oczy były niesamowicie zielone.
– No cóż, na pewno nie znam cię wystarczająco długo. Poza tym jesteś za młody.
Uniósł brwi, a ja poczułam, że się rumienię.
– Dlaczego postanowiliście zamieszkać w Santa Teresa? – spytałam.
– Zmieniasz temat.
– Nie lubię, gdy ktoś mnie naciska.
– Porozmawiajmy o seksie. Powiedz mi, co lubisz w łóżku, na wypadek, gdybyśmy mieli kiedyś tam się znaleźć.
Roześmiałam się.
– Porozmawiajmy o szkole średniej. Ja mojej nie znosiłam. A ty?
– Było nieźle. I zabawnie. Przez dwa lata z rzędu byłem dowódcą drużyny obrony cywilnej. Zaliczyłem cztery różne college, ale żadnego nie skończyłem. Może jeszcze kiedyś spróbuję. Chciałbym mieć dyplom.
– Ja mam za sobą dwa semestry, ale bardzo mi się tam nie podobało. Potem chodziłam na kurs hiszpańskiego dla dorosłych, ale pamiętam tylko ole i buenos dias .
– Umiesz gotować?
– Nie, ale jestem bardzo pedantyczna.
– Ja też. Mój brat to prawdziwe prosię. Na pierwszy rzut oka nigdy byś go o to nie posądziła. Lubi się dobrze ubrać, ale w samochodzie ma chlew.
– Ja wożę na tylnym siedzeniu puszki oleju silnikowego.
– To część twojej pracy – podsumował wspaniałomyślnie.
Rozmawialiśmy dalej w tym tonie i stwierdziłam, że podoba mi się jego twarz. Nie mogłam też powiedzieć, by jego ciało nie wywarło na mnie sporego wrażenia; był szczupły i pięknie umięśniony. Ciekawe, co porabia dziś wieczorem Dietz. Nie znajdował się nigdzie w pobliżu, więc co za różnica? Podoba mi się bardzo niewielu mężczyzn, ale nie dlatego, że jestem wybredna. Próbuję się chronić, co oznacza, że odrzucani ich w przedbiegach z wyjątkiem tych… jakich? Nie wiedziałam, co sprawia, że w towarzystwie niektórych mężczyzn decyduję się wyłączyć mechanizmy obronne. Chyba chemia. Skoncentrowałam się na kurczaku i spróbowałam tłuczonych ziemniaków, które uwielbiam i stawiani na równi z masłem orzechowym.
Tommy dotknął mojej dłoni.
– Dokąd mi umknęłaś?
Podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Wysupłałam palce z jego uścisku.
– Czy to randka?
– Tak.
– Ja nie chodzę na randki.
– To widać.
– Mówię poważnie – odparłam. – Nie jestem dobra w te klocki.
– Musisz być. Dwa razy wyszłaś za mąż, a teraz masz chłopaka.
– Po drodze miałam jeszcze paru. To nie znaczy, że dobrze sobie z tym wszystkim radzę.
– Moim zdaniem całkiem nieźle. Podobasz mi się. Nie musisz się zgrywać. No, rozchmurz się.
– Dobra – rzuciłam pokornie.
Kiedy o dziewiątej wyszliśmy z restauracji, na ulicach było jeszcze mokro, choć deszcz już nie padał. Dostrzegłam porsche Tommy’ego zaparkowane po drugiej stronie ulicy. Na placu zabaw dla dzieci było ciemno, a zacumowane w porcie łodzie rozjaśniały mrok kropeczkami świateł. Czekałam, aż Tommy otworzy drzwiczki.
– Chciałbym ci coś pokazać – powiedział, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Jest jeszcze wcześnie. Dobrze?
Ruszył z miejsca i zawrócił na Cabana Boulevard. Skierowaliśmy się na zachód, mijając z lewej strony port jachtowy i Santa Teresa City College z prawej. Wjechaliśmy na wzgórze i skręciliśmy w lewo na najbliższym skrzyżowaniu. Nie musiał mi mówić, że zmierzamy do Horton Ravine. Uśmiechnął się.
– Chcę ci pokazać nasz dom.
– A co z Richardem? Nie będzie miał nic przeciwko temu?
– Pojechał na pokera do Bell Garden.
– A jeśli przegra i wróci wcześniej do domu?
– Na pewno nie wróci przed świtem.
Przemknęliśmy obok filarów stojących przy wjeździe do Horton Ravine. Droga była szeroka i ciemna. Brak ogrodzeń przy wielu posesjach stwarzał wrażenie, że jedziemy przez wieś, mijając pastwiska, stajnie i światła domów migające wśród drzew. Tommy wybrał mocno okrężną drogę. Podejrzewałam, że chce zademonstrować drzemiące w porsche możliwości. Po chwili skręcił w prawo i wjechał na półokrągły podjazd. Spojrzałam przelotnie na potężną budowlę o białych ścianach i czerwonym dachu. Wszystkie podcienia i balkony zalewał blask zainstalowanych na zewnątrz lamp. Tommy otworzył pilotem bramę garażu i wjechaliśmy do wielkiego surowego wnętrza, pachnącego jeszcze świeżą farbą. W garażu, który mógł pomieścić cztery samochody, trzy miejsca były puste. Doszłam do wniosku, że Richard jeździ sportowym samochodem równie imponującym jak porsche brata. Otworzyłam drzwiczki i wysiadłam. Tommy szukał w kieszeni kluczy. W garażu nie było żadnych półek, narzędzi ani rupieci. Nigdzie nie widać też było ogrodowych mebli ani kartonowych pudeł z napisem „Boże Narodzenie”. Tommy otworzył drzwi i weszliśmy do kuchni. Na centralce alarmu nie migotało żadne światełko. Po lewej stronie znajdowała się mała łazienka i służbówka, a po prawej pralnia. Na blatach w kuchni spostrzegłam całe stosy przysyłanych pocztą ulotek i katalogów. Osobno leżały instrukcje obsługi automatycznej sekretarki, kuchenki mikrofalowej i elektrycznego piekarnika, który najwyraźniej nigdy jeszcze nie był używany. Podłogę wyłożono czerwoną meksykańską terakotą, wypolerowaną na błysk. Tommy rzucił klucze na lśniący biały blat.
Читать дальше