– Jasne, ale to tylko wymówka. Marie wyjechała z miasta. Ma jakiś zjazd kopaczy w San Diego. Szczerze mówiąc, wolałem być tutaj, niż tkwić samotnie w domu. Siadaj – powiedział. – A co u ciebie? Co cię tutaj sprowadza w sobotnie przedpołudnie?
– Chciałam za świeżej pamięci przepisać na maszynie notatki. Aha, zanim zapomnę. Może zadzwonić do ciebie facet nazwiskiem Richard Hevener. Będzie chciał mnie sprawdzić.
– A o co chodzi?
– Chyba znalazłam nowe biuro, ale jeszcze nic nie wiadomo. – Podałam mu szczegóły, opisując świeżo wyremontowany budynek z drewnianym balkonem. – Jest świetny. Nieduży i cichy, a lokalizacja wprost idealna.
– Jeśli zadzwoni, obiecuję, że będę cię wychwalał pod niebiosa. Nie wspomnę ani słowem o twoim króciutkim pobycie w więzieniu. Możesz jednak liczyć na to, że jeśli nic z tego nie wyjdzie, moje drzwi zawsze stoją dla ciebie otworem.
– Wielkie dzięki. Trzymaj za mnie kciuki.
– Nie ma sprawy. Ida Ruth powiedziała mi, że pracujesz nad sprawą zniknięcia doktora Purcella.
– A skąd ona o tym wie? Wzięłam to dopiero wczoraj.
Lonnie machnął ręką.
– Ida Ruth wie wszystko. Stawia to sobie za punkt honoru. Jej przyjaciółka kiedyś dla niego pracowała. Wszyscy, którzy go znali, skłaniają się teraz ku teorii, że nawiał z domu. Muszę przyznać, że mnie też czasem to mocno kusi.
– Och, daj spokój. Marie wyśledziłaby cię jak pies gończy. – Jego żona jest instruktorem sztuk walki i prawdziwym ekspertem w sposobach unieszkodliwiania ludzi za pomocą bosych stóp, całkiem niewielkich zresztą rozmiarów.
– Racja. Problem ze zniknięciem polega na tym, że nie można tego zrobić ot, tak sobie. A przynajmniej nie wtedy gdy traktuje się całą rzecz poważnie. Jeśli chcesz się zaszyć na dobre, musisz to długo planować.
– Też tak uważam. Ja sama skłaniam się ku wersji, że Purcell nie żyje, ale trzeba pamiętać, że w tym samym czasie wyparował jego paszport i trzydzieści tysięcy dolarów.
– Trzydzieści tysięcy starczy na jakieś pół roku. Purcell jest przyzwyczajony do życia na wysokim poziomie. Nie potrafiłby zaciskać pasa. W jego wieku? Musiałby stracić rozum.
– Moja reakcja była podobna. Jednak z drugiej strony, gdyby zdecydował się osiedlić w jakimś kraju Trzeciego Świata, mógłby prowadzić całkiem wygodne życie, a gdyby źródełko wyschło, mógłby bez żadnych dodatkowych pytań otworzyć niewielką praktykę.
– Pracować mógłby równie dobrze tutaj. Po co uciekać?
– Zapomniałam ci powiedzieć, o czym się dzisiaj dowiedziałam. – Zrelacjonowałam mu moją wizytę w Pacific Meadows i rozmowę z Merry, Patronką Plotkarzy. – Zgodnie z jej relacją, ludzie z medycznej izby kontroli depczą mu ostro po piętach. W grę wchodzi pół miliona dolarów, na które nie ma pokrycia. Winny czy nie, mógł się zdecydować na ucieczkę, gdy poczuł ich oddech na plecach.
Lonnie skrzywił się niecierpliwie.
– Bądźże poważna. To niemożliwe. Federalni nie wsadzą takiego gościa do więzienia. Prokurator musi udowodnić chęć popełnienia przestępstwa, a możesz mi powiedzieć, jak to zrobi? Uwierz mi, przepisy stosowane przez Medicare mogą doprowadzić uczciwego człowieka do szaleństwa. Wszyscy dochodzą więc szybko do porozumienia. Przywołuje się zaraz błędy w kodowaniu i pomyłki niekompetentnych urzędników. Mogli mu jedynie pogrozić palcem, a każdy dobry adwokat wyciągnąłby go z tego bez problemu. Wiesz, sam bym to zrobił, a przecież nie mam o tych sprawach bladego pojęcia. Po pierwsze, trzeba zanudzić ławę przysięgłych na śmierć. Wyciągasz parę zestawień i wykresów, cytujesz statystyki, aż dziewięciu z nich zacznie drzemać. Można też zasugerować, że wiekowemu panu doktorowi coś się ze starości pomieszało w głowie albo że jest marnym biznesmenem. – Rozbawiony urwał na chwilę. – Słyszałaś kiedyś o tej sprawie? Jakiś facet we Fresno został uwolniony od zarzutów, bo ława przysięgłych doszła do wniosku, że jest za głupi, żeby sprzeniewierzyć sporą sumę pieniędzy. Jego własny adwokat przedstawił go w tak koszmarnym świetle, że przysięgli zlitowali się i dali mu święty spokój. Purcellowi na pewno nic nie grozi.
– Zgoda, ale czy on o tym wiedział? A co z publiczną kompromitacją?
– W dzisiejszych czasach nikt się tym nie przejmuje. – Lonnie wziął do ręki ołówek i narysował na kartce kwadracik. – Zapominasz o jednym. Jeśli facet jest bystry… Twierdzisz, że wyprowadził z systemu pół miliona dolców, a to stosunkowo niewielka suma. Tyle na razie wiedzą. Większego ryzyka warte są dopiero dwa miliony. Sprytny facet wyjeżdża dwa, może trzy razy za granicę. Wybiera kraj, gdzie na wypadek wytropienia go przez federalnych nie obejmie go prawo o ekstradycji. Zakłada tam konto w banku i przelewa pieniądze, aż będzie miał tyle, ile potrzeba. Potem może sobie dalej oszukiwać kogo chce, aż komuś podpadnie. Gdy zrobi się gorąco, wskakuje na pokład pierwszego samolotu i znika. W takim wypadku trzydzieści tysięcy dolarów to kwota na pokrycie wydatków związanych z podróżą.
Pomyślałam o Fionie i jej opowieści o dwukrotnym zniknięciu Dowana.
– Cenna uwaga – orzekłam. Pomyślałam też o księgowej, którą zwolniono, i o zastępczyni administratora, która odeszła na znak protestu. Może ze strony Dowa była to próba skierowania uwagi na kogoś innego. Nagle zadzwonił telefon i Lonnie podniósł słuchawkę. Sądząc po jego odpowiedziach, dzwoniła Marie. Pomachałam mu i wyszłam, by mógł w spokoju dokończyć rozmowy.
Wróciłam do siebie i raz jeszcze przeczytałam swój raport. Wydawał się w porządku, ale postanowiłam, że pozwolę mu poleżeć jeszcze jeden dzień. Będę do niego dodawać relacje z dalszych rozmów, jeśli tylko wymyślę, z kim powinnam się spotkać w następnej kolejności. Wypisałam listę nazwisk. W pierwszej piątce znaleźli się wspólnicy Purcella i jego najlepszy przyjaciel. Upewniłam się, że mam wszystkie potrzebne numery telefonów. Doszłam do wniosku, że dość już zrobiłam i najwyższy czas wracać do domu.
O drugiej zrobiłam sobie zupę pomidorową z torebki i kanapki z serem, które zanurzyłam w zupie. Połączenie czerwieni zupy i chrupiącego sera było kulinarnym symbolem pociechy z czasów dzieciństwa. Ciocia Gin zaserwowała mi to danie po raz pierwszy, gdy miałam pięć lat i opłakiwałam rodziców, którzy w maju zginęli w wypadku samochodowym. Zapach stopionego sera zawsze już będzie przywoływał wspomnienie smutku i zadowolenia mieszających się na moim języku. Dziś zrobiona własnoręcznie kanapka była gwoździem programu całego weekendu. Do tego sprowadza się życie, gdy decydujesz się na celibat.
Zaraz potem zrobiłam to, co na moim miejscu zrobiłby każdy doświadczony prywatny detektyw: przeszłam do salonu, zrzuciłam buty i ułożyłam się na kanapie. Przykryta miękkim pledem zaczęłam czytać książkę. Po kilku minutach przez magiczne drzwi przedostałam się do świata fikcji, podróżując z szybkością większą niż szybkość słów do królestwa pozbawionego dźwięku i prawa przyciągania.
Nagle rozległ się denerwująco przeraźliwy dzwonek telefonu. Tonęłam jak kamień w rzece snów i z trudem wydostałam się na powierzchnię. Po omacku sięgnęłam po słuchawkę aparatu stojącego na stoliku nad moją głową. Nawet nie wiedziałam, że zasnęłam. Uświadomiła mi to strużka śliny cieknącej z ust – na jawie raczej mi się to nie zdarza.
– Pani Millhone?
– Tak. – Jeśli ktoś będzie próbował mi coś sprzedać, to usłyszy parę naprawdę brzydkich słów.
– Mówi Blanche McKee.
Читать дальше