James Patterson - Podmuchy Wiatru

Здесь есть возможность читать онлайн «James Patterson - Podmuchy Wiatru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Podmuchy Wiatru: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podmuchy Wiatru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Doktor Frannie O’Neill spotyka w lesie niedaleko szpitala dziewczynkę. Jedenastolatka jest zadziwiająco silna i inteligentna. Ale nie to wprawia Frannie w największe zdumienie… Kilka dni później lekarkę odwiedza agent FBI. Kieruje śledztwem w sprawie szokujących eksperymentów genetycznych prowadzonych w tajnym laboratorium.

Podmuchy Wiatru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podmuchy Wiatru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wzięłam jego latarkę.

– To nie potrwa długo.

Wyskoczyłam z jeepa i weszłam na osmalone schody. Jedna myśl przyćmiła wszystkie inne: to był mój dom, moje miejsce pracy, a moje nieszczęsne zwierzaki zostały zamknięte w środku i spalone żywcem.

Budynek wciąż się tlił, a w powietrzu unosił się silny, drażniący odór spalenizny. Mój dom przestał istnieć. Z trudem dawało się go rozpoznać.

Kiedy wreszcie zdobyłam się na to, by zajrzeć do środka, przeżyłam spore zaskoczenie. Zaświeciłam latarką i… okazało się, że zwierzęta zniknęły. Ktoś wypuścił je z klatek przed podłożeniem ognia. Poczułam ulgę.

– Frannie – usłyszałam za moimi plecami głos Kita. – Dobrze się czujesz?

– Musiałam to zobaczyć – szepnęłam przez ściśnięte gardło. Zakryłam nos chusteczką, ale to niewiele dało. Na języku czułam ostry, nieprzyjemny smak sadzy.

Płomienie strawiły wszystko. Po meblach, dywanach i zasłonach zostały tylko czarne resztki; nic nie dało się uratować. Ściany i sufit pokrywały czarne bąble.

Kit objął mnie od tyłu. Wyczuł, że potrzeba mi ciepła. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.

– Kit, może nie zrobili tego ci sami ludzie. Ten, kto spalił mój dom, wypuścił zwierzęta z klatek. Ci dranie ze „Szkoły” nie zrobiliby tego.

– Może ogień podłożyli lekarze z Boulder – zasugerował – a nie ci strażnicy, czy łowcy.

– A może ci młodzi żołnierze, których widzieliśmy wczoraj – podzieliłam się z nim swoim szalonym podejrzeniem.

– Chodźmy stąd – powiedział cicho. – Zaczekamy na zewnątrz. Tu już niczego nie ma.

– Wiem. Dzięki, że pozwoliłeś mi to zobaczyć – szepnęłam. Nie opierałam się, kiedy wyciągnął mnie z ruin domu, razem z którym spłonęło kilka lat mojego życia.

Wyszedłszy na ganek, zastygliśmy w bezruchu.

„Oni” czekali na nas. Zamiast oczekiwanych agentów FBI, ujrzeliśmy łowców – strażników ze „Szkoły”. Na moim podjeździe stało z pół tuzina podpalaczy i morderców. Mieli ze sobą Max i pozostałe dzieci.

ROZDZIAŁ 101

Trzymajcie łapy z dala od nich! – krzyknął Kit. – To tylko dzieci.

Strasznie mi tym zaimponował. Ci ludzie mieli karabiny, pistolety, a Kit wydawał im polecenia. Nie dał się zastraszyć.

O dziwo, strażnicy pilnujący Ozymandiasa i Max puścili dzieci i nawet cofnęli się o kilka kroków. Ubrani byli tak, jakby wybierali się na polowanie – w traperki, poplamione i wymięte spodnie w kolorze maskującym, grube kamizelki, jakie noszą myśliwi. W żaden sposób nie można było odgadnąć, kim są. Wojsko? FBI? Najemnicy? W każdym razie żadnego z tych ludzi nie widziałam w szpitalu komunalnym w Boulder.

– Zejdźcie tu do nas! – Mężczyzna, który wypowiedział te słowa, był potężnie zbudowany i wyglądał na mniej więcej pięćdziesiąt lat. Miał ospowatą, poprzecinaną bliznami twarz, a jego oczy przypominały czarne kulki. To musiał być wujek Thomas, o którym tak wiele słyszałam od Max. – Już dosyć narobiliście kłopotów! – krzyknął gromkim głosem. – Zaraz was stamtąd po prostu zestrzelę.

– My narobiliśmy kłopotów? – zdziwiłam się. – Nie rozśmieszaj mnie.

– Jesteś mordercą! – krzyknęła Max do mężczyzny, który trzymał ją za włosy. Wiła się na wszystkie strony, usiłując mu się wyrwać. – I do tego dupkiem. Nawet większy z ciebie dupek niż morderca, wujku Thomasie!

Thomas uśmiechnął się i prawie udało mu się zrobić minę dobrotliwego wujaszka.

– Dziękuję ci, Tinkerbell. – Spojrzał na nas i wypchnął Max do przodu. – Hej, wy tam, chodźcie tu. No, ruszcie się, bo zastrzelę jednego z dzieciaków.

– On to zrobi, Frannie. Jest tchórzem i bezmózgim osiłkiem. To zwykła, nikomu niepotrzebna świnia.

Zeszliśmy z Kitem z ganku i dołączyliśmy do reszty jeńców. Nie mieliśmy wyboru. Strażnicy mierzyli do nas z karabinów. Liczyliśmy na to, że spotkamy tu ludzi z FBI, ale zamiast nich ujrzeliśmy tych bandziorów.

Na podjazd skręciły dwa terenowe auta. Za nimi pojawił się czarny RV.

– Znasz tych ludzi? – spytałam Max.

– Tak – syknęła. – Chociaż wolałabym ich nie znać. To strażnicy. Pilnują porządku w „Szkole”. Trzymają wszystkich w ryzach. Wiążą dzieci, a potem je usypiają. A szefem tych parszywców jest wujek Thomas.

Zwróciła twarz ku stojącemu przy niej mężczyźnie.

– Jesteś najgorszym z najgorszych. Zdradziłeś nas. Kłamiesz za każdym razem, kiedy otwierasz usta.

– Jesteś niegrzeczna, mała – powiedział i zaciął gniewnie usta. Podniósł rękę, by uderzyć Max.

Wtedy rzuciłam się na niego. Opanowała mnie dzika wściekłość. Thomas był zaskoczony moim desperackim atakiem. Kit bez wahania włączył się do walki. Uderzył jednego ze strażników łokciem w nos. Następnie obalił na ziemię osiłka o budowie atlety, który wygrażał nam kolbą karabinu. Trzeci strażnik jednak był szybszy i przystawił lufę pistoletu do skroni Kita.

Max zaczęła uciekać. Pobiegła w stronę lasu rozciągającego po drugiej stronie domu. Zaczęła machać skrzydłami i wzbiła się w powietrze. Przy każdym kolejnym locie wydawała się silniejsza i sprawniejsza.

– Nie strzelajcie! Proszę, nie strzelajcie do niej! – wydzierałam się na cały głos prosto w ucho Thomasa.

– Zestrzelcie ją – krzyknął. – Nie wahajcie się. Strąćcie ją.

Dwaj strażnicy zaczęli strzelać, kiedy Max oderwała się od ziemi. Nie poleciała jednak prosto w górę, tylko pomknęła jak strzała ku wysokim jodłom. Po chwili zniknęła za kępą drzew.

Część strażników pobiegła za nią; niestety, kilku zostało z nami.

– Do wozu! Już! Szybciej, bo zastrzelimy was na miejscu – rozkazał Thomas i uderzył mnie otwartą dłonią w głowę. Zabrzęczało mi w uszach i zachwiałam się. Nie spodziewałam się tego ciosu.

– No to mnie zastrzel! – Wendy postąpiła krok do przodu, dumnie prężąc swoją małą pierś. – Strzel mi prosto w twarz. Zabij mnie.

– Mnie też zastrzel! – krzyknął Peter. – Bums, i po mnie! Myślisz, że się boję? No, na co czekasz? Zabij sobie jeszcze jednego dzieciaka.

– Właściwie to chciałem zacząć od niego. – Thomas wskazał pistoletem Ikara. – Tego ślepego. Hej, Ikar!

– Wsiądźcie do samochodu – powiedziałam do dzieci. – Już! W tej chwili! Ikar, ty pierwszy. Błagam.

Dzieci spojrzały na mnie, a ja chciałam jakoś dodać im otuchy, powiedzieć, że to nic takiego, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam jednak, iż byłoby to kłamstwem. Pod czujnym okiem Thomasa, mierzącego do nas z pistoletu, wsiedliśmy do furgonetki.

– No to po ptakach – szepnął Ikar, siedzący obok Kita. – Wszyscy zginiemy.

ROZDZIAŁ 102

Zostaliśmy brutalnie wepchnięci do ciasnej, pogrążonej w półmroku kabiny furgonetki, która nieodparcie kojarzyła mi się z karawanem. Przypomniałam sobie, co powiedział mi Kit: „Oni” chcą się wszystkich pozbyć. Nie mogą zostawić przy życiu żadnych świadków.

Silnik karawanu zakrztusił się, po chwili jednak zapalił. Wóz wyjechał tyłem z mojego podjazdu. Kierowca skręcił w prawo. Bear Bluff znajdował się w przeciwnym kierunku. Dokąd jechaliśmy?

– Oni nas uśpią – powiedział Ozymandias beznamiętnym tonem.

Tego właśnie bałam się najbardziej.

– Kogo ci ludzie usypiali w „Szkole”? – spytał go Kit. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji zachowywał się jak rasowy agent; usiłował zbierać informacje, by dojść prawdy.

– Nie wolno nam o tym mówić – ostrzegła Wendy. W jej oczach czaił się lęk.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Podmuchy Wiatru»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podmuchy Wiatru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James Patterson - WMC - First to Die
James Patterson
James Patterson - Filthy Rich
James Patterson
James Patterson - French Kiss
James Patterson
James Patterson - Truth or Die
James Patterson
James Patterson - Kill Alex Cross
James Patterson
James Patterson - Murder House
James Patterson
James Patterson - Maximum Ride Forever
James Patterson
James PATTERSON - Cross Fire
James PATTERSON
James Patterson - The 8th Confession
James Patterson
James Patterson - Wielki Zły Wilk
James Patterson
James Patterson - Cross
James Patterson
Отзывы о книге «Podmuchy Wiatru»

Обсуждение, отзывы о книге «Podmuchy Wiatru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x