– Na jego miejscu też byś tego nie lubił. Obiecaj mi coś, Jack. Obiecaj mi, że dopilnujesz, żeby on nie był w akcji. Chybaby go to dobiło, gdyby musiał walczyć.
– Na pewno nie będzie walczył. Obiecuję.
Kiedy Graham uporał się z psami, Molly pomogła mu się spakować.
Will Graham przejechał wolno koło domu, w którym mieszkała i w którym zginęła rodzina Leedsów. Okna były ciemne, świeciła się tylko jedna lampa na podwórzu. Zaparkował dwie przecznice dalej i wrócił pieszo w tę ciepłą noc, niosąc pod pachą tekturową teczkę z raportem detektywów policji w Atlancie.
Uparł się, żeby iść samemu. Obecność drugiej osoby przeszkadzałaby mu – tak powiedział Crawfordowi – ale miał jeszcze jeden, osobisty powód: nie był pewien swoich reakcji. Nie chciał, żeby ktoś się cały czas na nie patrzył.
W kostnicy jakoś wytrzymał.
Piętrowy dom z cegły stał w głębi zadrzewionej parceli, z dala od ulicy. Graham długo obserwował go spod drzew. Próbował zachować wewnętrzny spokój. W jego umyśle kołysało się wahadło. Odczekał, aż się uspokoi.
Przejechało kilku sąsiadów; ukradkiem spoglądali na dom i szybko odwracali głowy. Dom, w którym popełniono morderstwo, jest dla sąsiadów przykry, jak twarz zdrajcy. Gapią się tylko obcy i dzieci.
Żaluzje były podciągnięte. Graham ucieszył się. Zatem krewni nie wchodzili do domu. Oni zawsze spuszczają żaluzje.
Przeszedł ostrożnie bokiem domu, nie zapalając latarki. Zatrzymał się dwa razy, nasłuchując. Policja z Atlanty wiedziała o nim, ale nie sąsiedzi. Mogą się przestraszyć, nawet strzelać.
Zaglądając w tylne okno widział wszystko na przestrzał – światła od frontu i zarysy mebli w środku. Ciężki zapach jaśminu wisiał w powietrzu. Wykończona drewnianą kratą weranda biegła niemal przez cały tył domu. Na jej drzwiach umieszczono pieczęć policji stanowej w Atlancie. Graham usunął ją i wszedł.
Drzwi z werandy do kuchni zabito deskami w miejscu, gdzie policjanci wyjęli szybę. W świetle latarki otworzył drzwi kluczem, który dała mu policja. Chciał zapalić światło. Chciał przypiąć sobie błyszczącą odznakę policyjną i narobić trochę urzędowego hałasu, żeby usprawiedliwić wtargnięcie do cichego domu, w którym zamordowano pięcioro ludzi. Nie zrobił tego. Wszedł do ciemnej kuchni i usiadł przy stole śniadaniowym.
W ciemności jaśniały dwa niebieskie światełka na froncie kuchenki. Czuł zapach jabłek i pasty do mebli.
Termostat zabrzęczał i włączyła się klimatyzacja. Graham wzdrygnął się, poczuł przypływ strachu. Potrafił sobie z nim radzić. Ten też opanuje. Zwykle bał się, ale działał dalej.
Pod wpływem strachu lepiej widział i słyszał; nie wyrażał się jednak zwięźle i czasami stawał się ordynarny. Tutaj Jednakże nie został już nikt i nie było kogo obrażać.
Szaleństwo weszło do tego domu przez te drzwi do tej kuchni, w butach numer jedenaście. Siedząc tak w ciemności, wietrzył szaleństwo, jak pies gończy obwąchuje koszulę.
Większość dnia spędził na studiowaniu raportu detektywów z wydziału zabójstw w Atlancie. Pamiętał, że kiedy zjawiła się policja, paliło się światło nad okapem kuchennym. Włączył je zatem.
Dwie oprawione w ramy makatki z wyhaftowanymi przysłowiami wisiały na ścianie obok kuchenki. Jedno mówiło: „Przez żołądek do serca", a drugie: „Do tej kuchni lubią przyjaciele zachodzić, wsłuchać się w rytm domu i podniebienie osłodzić".
Graham zerknął na zegarek. 23,30. Według patologów zgon nastąpił między jedenastą a pierwszą w nocy.
Najpierw trzeba było wejść. Pomyślał, jak to było… Szaleniec odpiął haczyk na zewnętrznych drzwiach z siatki. Stojąc w ciemności na werandzie, wyciągnął coś z kieszeni. Przyssawkę, taką, jakiej używa się do temperówki, którą mocuje się do stołu.
Przycupnął pod dolną, drewnianą częścią drzwi kuchennych i wysunął głowę, żeby zajrzeć do środka. Wyciągnął język i poślinił przyssawkę, przycisnął ją do szyby i zakręcił, żeby trzymała. Do przyssawki był przymocowany sznurkiem mały diament do wycięcia równego kółka w szkle.
Potem tylko cichy zgrzyt diamentu i jedno zdecydowane uderzenie, żeby rozbić szkło. Jedną ręką uderza, drugą trzyma przyssawkę. Szkło nie może upaść. Wykrojone szkło ma kształt owalny, gdyż sznurek owinął się o uchwyt przyssawki podczas krojenia. Kiedy wyciąga szkło na zewnątrz, rozlega się lekki zgrzyt. Nie przejmuje się tym, że na szkle zostaje ślina zdradzająca grupę krwi AB.
Ręka w obcisłej rękawiczce wślizguje się przez dziurę, znajduje zamek. Drzwi otwierają się cicho. Jest już w środku. W świetle żarówki znad okapu widzi swoją postać w tej obcej kuchni. W domu panuje miły chłód.
Will Graham połknął dwie tabletki na uspokojenie. Zirytował go szelest wpychanego z powrotem do kieszeni celofanu. Przeszedł przez bawialnię, z przyzwyczajenia trzymając latarkę daleko od siebie. Chociaż przestudiował rozkład mieszkania, pomylił się i raz źle skręcił, zanim znalazł schody. Nie skrzypiały.
Stał teraz w drzwiach dużej sypialni. Dostrzegał zarysy pokoju bez światła latarki. Elektroniczny zegar z nocnego stoliki rzucał odblask na sufit, a pomarańczowe światełko paliło się nad listwą podłogową u wejścia do łazienki. Czuć było silny miedziany zapach krwi.
Przyzwyczajone do ciemności oczy widziały dużo. Szaleniec z pewnością odróżnił pana Leedsa od żony. Wystarczyło światła na to, by przejść przez pokój, złapać Leedsa za włosy i podciąć mu gardło. Co dalej? Z powrotem do kontaktu, powitanie pani Leeds i potem strzał, który ją obezwładnia.
Graham zapalił światło i że ścian, z materaca i z podłogi uderzyły go w oczy plamy krwi. W powietrzu wisiał jeszcze zamarły krzyk. Aż się cofnął od tego hałasu w cichym pokoju pełnym ciemnych, wysychających plam.
Siadł na podłodze, czekając aż ustanie mu szum w głowie. Spokojnie, spokojnie, tylko spokojnie. Ilość i różnorodność plam krwi wprawiła w zdumienie detektywów z Atlanty próbujących odtworzyć przebieg wypadków. Wszystkie ofiary znaleziono zamordowane w swoich łóżkach. Nie zgadzało się to z rozmieszczeniem plam.
Początkowo sugerowano, że Charles Leeds został zaatakowany w pokoju córki i potem jego ciało przeciągnięto do sypialni. Bliższe badanie rozbryzgów krwi spowodowało zmianę koncepcji.
Dokładnych ruchów zabójcy w całym domu jeszcze nie określono.
Teraz, posiłkując się wynikami sekcji zwłok oraz laboratoryjnymi, Will Graham powoli domyślał się, jak to się stało.
Intruz podciął gardło Charlesa Leedsa, kiedy ten spał w łóżku koło żony, wrócił do kontaktu i zapalił światło – gładka rękawiczka zostawiła włosy i tłuszcz z głowy pana Leedsa na kontakcie. Zastrzelił panią Leeds, jak wstawała, i poszedł do pokoju dziecinnego.
Leeds podniósł się z podciętym gardłem i próbował bronić dzieci – świadczyły o tym wielkie skrzepy krwi i wyciek z tętnicy podczas próby walki. Został odepchnięty, upadł i zmarł razem z córką w jej pokoju.
Jednego z chłopców zastrzelono w łóżku. Drugiego także znaleziono w łóżku, ale miał kłębki kurzu we włosach. Policja sądzi, że wyciągnięto go spod łóżka, a potem zastrzelono.
Kiedy wszyscy nie żyli, może z wyjątkiem pani Leeds, zaczęło się rozbijanie luster, wybieranie odłamków i dalsze zabiegi z ciałem pani Leeds.
Graham trzymał w teczce wszystkie kopie protokołów sekcji zwłok. Wyciągnął ten dotyczący pani Leeds. Kula weszła na prawo od pępka i utknęła w kości lędźwiowej, ale śmierć nastąpiła przez uduszenie.
Читать дальше