– No, to obskoczył pan cały wieczór – zauważyła Eve. Wyrecytował wszystko, pomyślała, jak dobrze przygotowaną kwestię w sztuce. – Będziemy musieli porozmawiać z panią Fitzgerald, by zweryfikować pańskie zeznania.
– Ależ oczywiście. Czy chcecie państwo, żebym ją poprosił już w tej chwili? Jest w pokoju wypoczynkowym. Śmierć Pandory była dla niej sporym wstrząsem.
– No to niech sobie jeszcze trochę odpocznie – uznała. – Mówił pan, że przyjaźnił się z Pandorą. Czy byliście kochankami?
– Od czasu do czasu, nie było to nic poważnego.
Obracaliśmy się w tych samych kręgach i tyle. Poza tym, jeśli wolno mi w takiej chwili pozwolić sobie na brutalną szczerość, Pandora preferowała mężczyzn, których mogła łatwo owinąć wokół palca, zastraszyć. – Błysnął uśmiechem na znak, że on do takich nie należy. -Wolała facetów, którzy dążyli do sukcesu, od tych, co go osiągnęli. Nie życzyła sobie dzielić sławy z kimkolwiek. Feeney wpadł mu w słowo.
– Z kim spotykała się przed śmiercią?
– Zdaje się, że miała kilku kochanków. Jednego z nich poznała na Starlight Station; nazywała go „przedsiębiorcą", ale jakoś tak ironicznie. Poza tym był ten świetnie zapowiadający się projektant mody, zdaniem Jeny, prawdziwy geniusz. Jak on się nazywał? Michelangelo, Puccini, Leonardo, coś w tym stylu. No i jeszcze Paul Redford, producent filmowy, który był z nami tamtej nocy.
Napił się kawy, po czym zamrugał oczami.
– Leonardo. Tak, właśnie Leonardo. Chyba się o coś posprzeczali. Kiedy byliśmy u Pandory, zjawiła się tam jakaś kobieta. Pobiły się o niego. Całe to zajście byłoby nawet zabawne, gdyby nie wzbudziło w nas takiego zażenowania.
Rozłożył swoje wypielęgnowane palce i przywołał na twarz wyraz lekkiego rozbawienia, zadający kłam jego ostatnim słowom. Dobra robota, pomyślała Eve. Dobrze przygotowana rola, doskonałe wyczucie, idealnie dobrane kwestie.
– Dopiero Paulowi i mnie udało się je rozdzielić.
– Czyli ta kobieta przyszła do domu Pandory i rzuciła się na nią? – spytała Eve, starając się mówić chłodnym, beznamiętnym tonem.
– Och, ależ skąd. Biedaczka była zrozpaczona, zdesperowana. Pandora rzuciła pod jej adresem parę wyzwisk, a potem ją uderzyła. – Justin zademonstrował cios pięścią. – Naprawdę jej przyłożyła. Tamta kobieta była drobna, ale się nie dała. Szybko się pozbierała i skoczyła na Pandorę. Potem zaczęły się mocować, szarpać za włosy, drapać. Kiedy ta nieznajoma wychodziła, zauważyłem, że trochę krwawi. Pandora miała zabójcze paznokcie.
– Czy podrapała rywalkę po twarzy?
– Nie, ale jestem pewien, że nabiła jej dużego sińca. O ile sobie przypominam, tamta dziewczyna miała podrapaną szyję. Cztery długie, paskudne skaleczenia. Niestety, nie wiem, jak się nazywała. Pandora nazwała ją po prostu suką i obrzuciła innymi, równie barwnymi wyzwiskami. Kiedy ta nieznajoma dziewuszka wychodziła, widać było po niej, że walczy, aby nie wybuchnąć płaczem; w drzwiach zapowiedziała Pandorze, mocno poruszona, że pożałuje tego, co zrobiła. Niestety, na koniec pociągnęła nosem i oznajmiła, że miłość wszystko zwycięży, przez co całkowicie zepsuła efekt dramatyczny całej sytuacji.
To podobne do Mavis, pomyślała Eve.
– A jak zachowywała się Pandora po wyjściu tej kobiety?
– Była wściekła i rozgorączkowana. Dlatego wyszliśmy od niej tak wcześnie.
– A Paul Redford?
– On został; nie wiem, na jak długo. – Justin odstawił filiżankę z pełnym żalu westchnieniem. – Trochę nie fair jest mówić źle o Pandorze, kiedy nie ma jej tu z nami, aby mogła się obronić, ale miała naprawdę trudny charakter, często wręcz nie dawało się z nią wytrzymać. Marny los czekał tego, kto jej podpadł.
– A czy pan kiedykolwiek jej podpadł, panie Young?
– Starałem się tego uniknąć. – Uśmiechnął się czarująco. – Za wysoko cenię sobie karierę i własną urodę, pani porucznik. I choć Pandora nie mogłaby zniszczyć mi kariery, to niejedną twarz już poharatała tymi swoimi paznokciami. Proszę wierzyć, wyostrzyła je jak noże nie tylko dla fasonu.
– Miała wrogów.
– I to wielu. Większość z nich potwornie jej się bała. Pewnie któryś w końcu nie wytrzymał i odpłacił jej pięknym za nadobne. Mimo to nawet Pandora nie zasłużyła sobie na taką śmierć.
– Doceniamy pańską szczerość, panie Young. Jeśli nie ma pan żadnych obiekcji, chcielibyśmy teraz porozmawiać z panią Fitzgerald. Na osobności.
Young uniósł wypielęgnowaną brew.
– Ależ oczywiście. Nie można pozwolić, żebyśmy uzgodnili zeznania.
Eve uśmiechnęła się lekko.
– Mieliście dość czasu, żeby to zrobić. Mimo to chcielibyśmy porozmawiać z nią na osobności.
Ku jej zadowoleniu, mina mu nieco zrzedła. Mimo to wstał i skierował się w stronę korytarza.
– No i co? – mruknął Feeney.
– Obejrzeliśmy cholernie dobry spektakl.
– Widzę, że nadajemy na tych samych falach. Mimo to, jeśli Young przez całą noc tarzał się z Fitzgerald w pościeli, to jest czysty.
– Wtedy obydwoje mieliby alibi. Poprosimy zarząd budynku o dyski systemu monitorującego i sprawdzimy, o której wrócili do domu. Zobaczymy, czy naprawdę nigdzie się stąd nie ruszali.
– Od sprawy DeBlassa nie mam zaufania do tych cholerstw.
– Jeśli dłubali w dyskach, od razu to zauważysz. – Podniosła głowę, usłyszawszy, że jej towarzysz bierze głęboki oddech. Jego zazwyczaj posępna twarz rozpromieniła się, a oczy zamgliły. Spojrzawszy na Jerry Fitzgerald, Eve zaczęła się dziwić, że Feeney jeszcze nie wywiesił języka.
Aktorka rzeczywiście miała zachwycające ciało. Jej bujne piersi były niezbyt dokładnie zasłonięte jedwabną tuniką w kolorze kości słoniowej, z głębokim dekoltem, sięgającą do połowy uda. Długą, zgrabną nogę ozdabiała wytatuowana czerwona róża.
A do tego dochodziła jej twarz, o łagodnych rysach i sennym wyrazie, jak u kobiety, która przed chwilą uprawiała seks. Włosy, również w kolorze kości słoniowej, proste jak ostrze brzytwy, podkreślały kształtny, subtelny podbródek. Usta były pełne, wilgotne i czerwone, a oczy olśniewająco niebieskie, obramowane długimi, sterczącymi rzęsami o złotych koniuszkach.
Kiedy Jerry Fitzgerald podeszła majestatycznym krokiem do fotela, niczym pogańska bogini miłości, Eve poklepała Feeneya po ręce, by dodać mu otuchy – i przywołać go do porządku.
– Pani Fitzgerald… – zaczęła mówić.
– Tak? – odrzekła Jerry głosem słodkim jak woń dymu z kadzidła. Intensywnie niebieskie oczy zaledwie prześlizgnęły się po Eve, po czym wpiły się w rozanieloną twarz Feeneya jak pijawki. – Panie kapitanie, to po prostu okropne. Siedziałam w zbiorniku izolacyjnym, poprawiaczu nastroju, a nawet zaprogramowałam hologram na spacer po łące, bo to zawsze pomaga mi się zrelaksować. Ale nie mogę o tym zapomnieć. – Zadrżała i ukryła w dłoniach swoją niewiarygodnie piękną twarz.
– Na pewno wyglądam jak wiedźma.
– Wygląda pani cudownie – wybełkotał Feeney. – Zachwycająco. Wygląda pani jak…
– Weź się w garść – syknęła Eve i trąciła go łokciem. – Zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielki przeżyła pani wstrząs, pani Fitzgerald. W końcu Pandora była pani przyjaciółką.
Jerry otworzyła usta, zamknęła je, po czym uśmiechnęła się chytrze.
– Gdybym to potwierdziła, skłamałabym. Tak naprawdę wcale się nie przyjaźniłyśmy. Tolerowałyśmy siebie nawzajem, ponieważ pracowałyśmy w tej samej branży, ale szczerze mówiąc, nie znosiłyśmy się serdecznie.
Читать дальше