– Żona mi o panu opowiadała – powiedział krótko. – To pan stwierdził, że jest w ciąży.
– Tak. Niestety, w tych sprawach nie zawsze dochodzi do szczęśliwego rozwiązania.
Jack w milczeniu wpatrywał się w na lekarza. Krew zastygła mu w żyłach. Ogarnęło go poczucie nierzeczywistości. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
– Straciła dziecko – domyślił się. – Jak? Dlaczego?
– Czasami trudno znaleźć przyczynę poronienia – tłumaczył z powagą Leighton. – Zdarza się ono całkowicie zdrowym kobietom. Lata praktyki nauczyły mnie, że natura często sama decyduje, nie licząc się z naszymi życzeniami. Zapewniam pana jednak, że dzisiejsze nieszczęście nie oznacza, że w przyszłości nie będą państwo mogli mieć zdrowych dzieci. To samo powiedziałem pani Devlin.
Jack w skupieniu wpatrywał się w dywan. O dziwo, na myśl przyszedł mu jego własny ojciec, spoczywający już w grobie, zimny i nieczuły już za życia. Jak to możliwe, że dochował się tylu dzieci, ślubnych i nieślubnych, a dbał o nie tak niewiele? Jackowi każde małe życie wydało się nad wyra/ cenne, zwłaszcza teraz, kiedy zgasło.
– To może być moja wina – wyszeptał. – Dzielimy z żoną sypialnię… Powinienem był zostawić ją w spokoju…
– Nie, nie, proszę pana. – Mimo powagi sytuacji doktor uśmiechnął się współczująco. – Bywają sytuacje, w których zalecam pacjentce wstrzemięźliwość małżeńską podczas ciąży, ale w przypadku pańskiej żony nie było takiej konieczności. To nie pan się przyczynił do poronienia ani pańska żona. Zapewniam. Zaleciłem pani Devlin kilkudniowy odpoczynek, aż ustanie krwawienie. Odwiedzę ją pod koniec tygodnia, żeby sprawdzić, czy wraca do zdrowia. Przez jakiś czas będzie oczywiście przygnębiona, ale to silna kobieta. Powinna wkrótce dojść do siebie.
Doktor się oddalił, a Jack wszedł do sypialni. Serce mało nie pękło mu z żalu, kiedy zobaczył Amandę. Wydawała sic taka drobna, a jej energia i żywiołowość gdzieś zniknęły. Podszedł do niej, pogładził ją po włosach i pocałował w rozpalone czoło.
– Tak mi przykro – wyszeptał, patrząc w jej puste oczy. Czekał na jakąś reakcję, rozpacz, gniew, nadzieję, ale twarz żony, zwykle tak pełna wyrazu, pozostała nieprzenikniona. Amanda zmięła w dłoni skraj koszuli, ale nie odezwała się.
– Amando. – Ujął jej kurczowo zaciśniętą dłoń. – Powiedz coś.
– Nie mogę – odrzekła z wysiłkiem, jakby coś trzymało ją za gardło.
Jack nadal ściskał jej lodowatą piąstkę.
– Amando – wyszeptał. – Rozumiem, co czujesz.
– Skąd możesz wiedzieć, co czuję? – zapytała drewnianym głosem. Wyrwała rękę z jego uścisku i wbiła wzrok w jakiś odległy punkt na ścianie. – Jestem zmęczona, chce mi się spać – oznajmiła, chociaż oczy miała szeroko otwarte.
Zaskoczony, zraniony, odsunął się od niej. Jeszcze nigdy lak się wobec niego nie zachowywała. Po raz pierwszy nie chciała mu zdradzić swoich uczuć i Jack poczuł się tak, jakby rozcięła łączące ich więzy. Może kiedy odpocznie, zgodnie z zaleceniem lekarza, z jej oczu zniknie ta okropna pustka.
– Dobrze – powiedział cicho. – Będę w pobliżu. Zawołaj mnie, jeśli czegoś będziesz potrzebować.
– Niczego nie potrzebuję – odrzekła głosem, w którym nie było śladu żadnych emocji.
Przez następne kilka tygodni Jack musiał sam dawać sobie radę ze swoim smutkiem, ponieważ Amanda całkowicie zamknęła się w sobie. Nie dopuszczała do siebie nikogo, nie wyłączając męża. Jack odchodził od zmysłów, nie wiedząc, jak do niej dotrzeć. Po prawdziwej Amandzie została jedynie pusta skorupa. Lekarz twierdził, że trzeba jej tylko więcej wypoczynku, ale Jack nie był o tym przekonany. Bał się, że strata dziecka okaże się dla niej ciosem, po którym już się nie podniesie, i że nigdy już nie będzie tą pełną życia kobietą, którą poślubił.
Zdesperowany zaprosił na weekend jej siostrę Sophię, chociaż serdecznie nie znosił tej gderliwej sekutnicy. Sophia, jak umiała, starała się pocieszyć Amandę, ale jej obecność nic nie pomogła.
– Doradzałabym cierpliwość – powiedziała Jackowi na odjezdnym. – Amanda w końcu dojdzie do siebie. Mam nadzieję, że nie będziesz wywierał na nią nacisku i żądał od niej rzeczy, do których jeszcze nie jest gotowa.
– Co to ma znaczyć? – burknął Jack. W przeszłości Sophia nie ukrywała, że uważa go za łobuza z niższych sfer, bez krzty przyzwoitości. – Boisz się, że jak tylko wyjedziesz, wtargnę do sypialni i zażądam od niej pełnienia małżeńskich powinności, tak?
– Nie, nie o tym mówiłam. – Usta Sophii rozciągnęły się w niespodziewanym uśmiechu. – Chodziło mi o żądania natury uczuciowej. Nawet ty nie jesteś takim prymitywnym zwierzęciem, żeby molestować kobietę w takim stanie.
– Uprzejmie dziękuję za komplement – odrzekł ironicznie.
Przez chwilę przyglądali się sobie badawczo. Na twarzy Sophii nadal gościł uśmiech.
– Może osądzałam cię zbyt surowo – oznajmiła w końcu. – Ostatnio przekonałam się, że… mimo swoich wad rzeczywiście kochasz moją siostrę.
Jack śmiało spojrzał jej w oczy.
– Tak, kocham.
– Cóż, może z czasem zaakceptuję wasz związek. Na pewno daleko ci do Charlesa Hartleya, ale Amanda mogła trafić gorzej.
– Jesteś dziś taka miła – odrzekł z uśmiechem.
– Kiedy Amanda wydobrzeje, przywieź ją do Windsoru – poleciła, a Jack skłonił się, jakby otrzymał osobisty rozkaz od królowej. Uśmiechnęli się do siebie dziwnie przyjaźnie i lokaj odprowadził Sophię do czekającego na nią powozu.
Poszedł na górę i zastał Amandę siedzącą w oknie sypialni. Nieruchomo, niczym zahipnotyzowana, patrzyła na odjeżdżający powóz siostry. Na tacy obok zobaczył nietkniętą kolację.
– Amando – szepnął Jack. Na chwilę zwróciła na niego obojętny wzrok, potem znów spuściła oczy. Stanął za nią i objął ją, chociaż ona w ogóle nie zauważyła tego gestu. – Jak długo to jeszcze potrwa? – zapytał mimo woli. Kiedy nie odpowiedziała, zaklął pod nosem. – Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?
– A co tu jest do powiedzenia? – odrzekła bezbarwnie. Odwrócił ją do siebie.
– Skoro ty nie masz mi nic do powiedzenia, to ja będę mówił! Nie ty jedna przeżywasz tę stratę. To było również moje dziecko.
– Nie mam ochoty na rozmowę – stwierdziła, wysuwając się z jego objęć. – Nie teraz.
– To milczenie musi się skończyć – nalegał, idąc za nią. -Musimy sobie poradzić z tym, co się stało, znaleźć sposób, żeby o tym zapomnieć.
– Nie zależy mi na tym – oznajmiła głucho. – Chcę zakończyć nasze małżeństwo.
Te słowa wstrząsnęły nim do głębi.
– Co takiego? – zapytał ogłuszony. – Dlaczego tak mówisz?
Amanda usiłowała coś powiedzieć, ale nie znalazła słów. Nagle wszystkie uczucia, które tłumiła w sobie przez minione tygodnie, wydostały się na powierzchnię. Nie mogła powstrzymać szlochu, który zdawał się rozdzierać jej pierś. Objęła głowę ramionami, starając się opanować gwałtowne spazmy. Przestraszyła się własnego braku opanowania… Miała wrażenie, że jej dusza rozpada się na kawałki. Potrzebowała czegoś lub kogoś, kto uchroniłby ją przed całkowitym załamaniem.
– Zostaw mnie – załkała, zasłaniając dłońmi mokrą od łez twarz. Czuła na sobie wzrok męża. Jeszcze nigdy przed nikim tak się nie odsłoniła. Zawsze uważała, że tak gwałtownym emocjom należy dawać upust wyłącznie w samotności.
Читать дальше