Zatrzymał się przed księgarnią i zajrzał przez okno. Sara stała na drabince, ciemne włosy miała ściągnięte w skromny koczek. Lekko zastukał w szybę, żeby jej nie przestraszyć. Obejrzała się i jej twarz natychmiast rozjaśnił uśmiech. Odłożyła książki i entuzjastycznym machaniem ręki zaprosiła go do środka.
– O Boże! Strasznie wyglądasz! – krzyknęła, ledwo na niego spojrzała. – Co ci się stało?
Neumann się zawahał. Uświadomił sobie, że zapomniał przygotować historyjkę, skąd się wziął opatrunek na jego twarzy. Wybąkał coś o potknięciu się w ciemnościach, a Sara najwyraźniej kupiła tę bajkę. Pomogła mu zdjąć płaszcz i powiesiła ubranie na kaloryferze. Przesiedział z nią dwie godziny, pomagając rozkładać nowe książki na półki. Pili razem herbatę w kawiarni podczas jej przerwy. Zauważył, jak starzy obserwatorzy odchodzą i zastępują ich nowi. Dostrzegł czarną furgonetkę na rogu i założył, że ludzie na przednim siedzeniu to nieprzyjaciel.
O wpół do piątej, kiedy zmierzchało i nad miastem zapadł mrok, zdjął płaszcz z grzejnika. Sara wykrzywiła się żałośnie, wzięła go za rękę i zaprowadziła do magazynu. Tam oparła się o ścianę, przyciągnęła go do siebie i pocałowała.
– Nie wiem o tobie zgoła nic, Jamesie Porterze, ale bardzo cię polubiłam. Jest w tobie jakiś smutek, który mi się podoba.
Neumann wyszedł ze świadomością, że nigdy więcej się z nią nie spotka. Z Portman Square skierował się na północ do stacji metra Baker Street. Pilnowało go co najmniej dwóch ludzi i czarna furgonetka. Wszedł na stację, kupił bilet do Charing Cross, po czym złapał najbliższą kolejkę. W Charing Cross przesiadł się i ruszył na Euston. W obstawie dwóch mężczyzn przeszedł tunel łączący stację metra z koleją. Czekał piętnaście minut pod okienkiem i kupił bilet do Liverpoolu. Nim dotarł na peron, pociąg już stał. W wagonie siedziało sporo ludzi. Szukał przedziału z jednym wolnym miejscem. W końcu znalazł taki, otworzył drzwi i usiadł.
Spojrzał na zegarek: trzy minuty do odjazdu. Korytarz coraz bardziej się zapełniał. Często się zdarzało, że pechowi podróżni musieli całą podróż przestać albo przesiedzieć na korytarzu.
Neumann wstał i bąknąwszy coś o chorym żołądku, wysunął się z przedziału. Skierował się do toalety na końcu wagonu. Zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Stukając drugi raz, obejrzał się przez ramię. Mężczyźnie, który wsiadł za nim do pociągu, przesłonili widok pasażerowie na korytarzu.
Doskonale. Pociąg ruszył. Neumann czekał przed toaletą, podczas gdy pociąg wolno się rozpędzał. Już teraz nabrał prędkości, którą większość ludzi uznałaby za zbyt niebezpieczną, by ryzykować skok. Odczekał jeszcze kilka sekund, przepchnął się do drzwi, otworzył je i wyskoczył na peron.
Wylądował gładko, przebiegł parę kroków i wyhamował do szybkiego marszu. Podniósł wzrok w chwili, gdy rozdrażniony konduktor zatrzaskiwał drzwi. Szybko ruszył do wyjścia i zniknął w mroku.
Na Euston Road było tłoczno od samochodów. Zatrzymał taksówkę i wskoczył do środka. Podał kierowcy adres na East Endzie i umościł się wygodnie na siedzeniu.
Hampton Sands, Norfolk
Mary Dogherty czekała samotnie w domu. Zawsze uważała dom za czarujące miejsce: ciepłe, jasne, przestronne. Teraz jednak czuła się w nim klaustrofobicznie, jak w grobowcu. Krążyła niespokojnie. Na dworze szalał zapowiadany od jakiegoś czasu potężny sztorm. Deszcz siekł w okna, aż szyby dźwięczały. Wiatr dął, zawodził w drzewach. Mary usłyszała trzask spadającej dachówki.
Seana nie było, pojechał na stację do Hunstanton odebrać Neumanna z pociągu. Mary odwróciła się od okna i znowu zaczęła krążyć. Strzępki ich porannej rozmowy raz po raz przelatywały jej przez głowę jak melodia z zaciętej płyty: „łódź podwodna do Francji… jakiś czas zatrzymam się w Berlinie… potem przerzut do innego państwa… wrócę do Irlandii… przyjedź tam do mnie, gdy skończy się wojna…".
Ciągle to do niej nie docierało. Jakby słuchała rozmowy obcych, oglądała film albo czytała to w książce. Nie mieściło jej się to w głowie: Sean Dogherty, zapity rolnik z wybrzeża Norfolk, i sympatyk IRA, popłynie U- bootem do Niemiec. Pomyślała, że to zapewne logiczne uwieńczenie jego szpiegowskiej działalności. Była idiotką, licząc, że po wojnie wszystko wróci do normy. Mamiła się. Co zrobią władze? „Zwyczajnie powiedz, że nic o tym nie wiedziałaś, Mary". A jeśli jej nie uwierzą? Co się wtedy stanie? Jak długo mogłaby mieszkać w wiosce, gdyby wszyscy się dowiedzieli, że Sean szpiegował? Wypędzono by ją z Norfolk. I z każdej angielskiej wioski, w której próbowałaby osiąść. Musiałaby porzucić Hampton Sands. Musiałaby porzucić Jenny Colville. Wrócić do Irlandii, do zabiedzonej wsi, z której się wyrwała przed trzydziestu laty. Jej rodzina nadal tam mieszkała, przyjęliby ją.
Na samą myśl o tym Mary przebiegł dreszcz. Ale nie będzie miała wyboru – nie, kiedy wszyscy się dowiedzą, że Sean pracował dla Niemców.
Rozpłakała się.
Bodajby cię licho porwało, Seanie Dogherty! – pomyślała. Jak mogłeś być takim cholernym głupcem?
Wróciła do okna. Na drodze od strony wioski dostrzegła słabe światełko przedzierające się przez ulewę. Po chwili widziała już błyszczący, mokry sztormiak i niewyraźny zarys rowerzysty – ktoś pochylony, z rozstawionymi łokciami, zmagał się z wiatrem. To była Jenny Colville. Zeskoczyła przy bramie i poprowadziła rower ścieżką. Mary otworzyła drzwi. Wiatr szalał, deszcz i zimny powiew wdarł się do środka. Mary wciągnęła dziewczynę, pomogła jej zdjąć mokrą kurtkę i czapkę.
– Na miłość boską, Jenny, co robisz na dworze w taką pogodę?
– Och, Mary, jest cudownie. Tak wietrznie, tak wspaniale.
– Najwyraźniej postradałaś zmysły, dziecino. Usiądź przy ogniu. Zaparzę herbaty.
Jenny ogrzewała się przy kominku.
– Gdzie jest James? – spytała.
– Nie ma go – odkrzyknęła Mary z kuchni. – Wyjechał gdzieś z Seanem.
– Och – odparła Jenny. W jej głosie zabrzmiało rozczarowanie. – A kiedy wróci?
Mary zastygła na chwilę. Wróciła do saloniku ł przyjrzała się dziewczynie.
– A skąd to nagłe zainteresowanie Jamesem?
– Po prostu chciałam się z nim spotkać. Przywitać się. Trochę porozmawiać. To wszystko.
– Wszystko? Co, u licha, w ciebie wstąpiło, Jenny?
– Lubię go, Mary. Bardzo go lubię. A on mnie. Lubisz go, a on ciebie? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Wiem, Mary, uwierz mi. Nie pytaj skąd, ale wiem. Mary chwyciła ją za ramiona.
– Posłuchaj, Jenny. – Potrząsnęła dziewczyną. – Słuchasz mnie?
– Tak, Mary. To boli!
– Trzymaj się od niego z daleka. Zapomnij o nim. On nie nadaje się dla ciebie.
Jenny zaczęła płakać.
– Nie mogę o nim zapomnieć, Mary. Kocham go. On też mnie kocha. Wiem, że kocha.
– Jenny, on cię nie kocha. Nie każ mi tego teraz tłumaczyć, bo nie mogę, kochanie. To dobry człowiek, ale nie jest tym, za kogo się podaje. Zapomnij o nim. Wybij go sobie z głowy. Musisz mi zaufać, maleńka. On nie jest dla ciebie.
Jenny wyrwała się z uścisku Mary, cofnęła się i wytarła łzy.
– On jest dla mnie, Mary. Kocham go. Od tak dawna kisisz się z Seanem, że zapomniałaś, co znaczy miłość.
To mówiąc złapała ubranie i wypadła z domu, z hukiem trzaskając drzwiami. Mary podbiegła do okna i patrzyła, jak Jenny pedałuje przez zawieruchę.
Читать дальше