– Nie każdy to od razu kojarzy…
Rebus wzruszył ramionami i rzekł:
– Tam na górze była wzmianka, że te laleczki wiążą się w jakiś sposób z nazwiskami Burke i Hare, prawda?
Potwierdziła ruchem głowy.
– Pogrzeb ofiar na niby. Uważa się, że mogli sprzedać do prosektorium aż siedemnaście zwłok. To była straszliwa zbrodnia. Bo widzi pan, pokrojone na kawałki ciało nie będzie potem mogło powstać w dniu sądu ostatecznego.
– Pewno, bo by mu się flaki mogły rozsypać – stwierdził Rebus, ale ona to zignorowała.
– Burke’a i Hare’a aresztowano i postawiono przed sądem. Hare zeznawał przeciwko swojemu kompanowi i tylko William Burke trafił na szubienicę. Jak pan myśli, co się później stało z jego ciałem?
Odpowiedź wydała mu się oczywista.
– Trafił do prosektorium?
– Zgadza się. Jego zwłoki trafiły do Starego Kolegium tą samą drogą, jaką przebyła większość, a może wszystkie jego nieszczęsne ofiary, i zostały wykorzystane na zajęciach z anatomii. Było to w styczniu tysiąc osiemset dwudziestego dziewiątego.
– A pani trumienki pochodzą z początku lat trzydziestych – zamyślił się Rebus. Czy ktoś kiedyś nie przechwalał się przed nim, że ma pamiątkę wykonaną ze skóry Burke’a? – A co się potem stało z jego ciałem?
Jean Burchill spojrzała na niego.
– W Sali Medycyny w muzeum znajduje się notes – powiedziała.
– Oprawiony w jego skórę?
Znów skinęła głową.
– Właściwie to mi go nawet żal. Był człowiekiem wielce pomysłowym i przedsiębiorczym. Zjawił się tu jako migrant podróżujący po kraju w poszukiwaniu pracy, któremu nędza i nadarzająca się sposobność podsunęły pomysł pierwszej transakcji. Jakiś wędrowiec zmarł w tym samym domu, nie spłaciwszy długu. Burkę wiedział, że w Edynburgu zaistniał kryzys na wydziale medycyny, który cieszył się wielką popularnością, a który nie dysponował wystarczającą liczbą zwłok do prowadzenia zajęć z anatomii.
– Czy to znaczy, że ludzie żyli wtedy dłużej?
– Wręcz przeciwnie. Ale jak już powiedziałam, pokrojone na kawałki ciało nie mogło trafić do nieba. Studenci mieli do dyspozycji jedynie zwłoki straconych przestępców. I dopiero Ustawa o Anatomii z roku tysiąc osiemset trzydziestego drugiego położyła kres procederowi okradania grobów…
Zamilkła. Zdawało się, że przez chwilę krążyła myślami wokół spływającej krwią przeszłości Edynburga. Ale i Rebus podążył tam za nią myślami. Rezurekcjoniści i portfele z ludzkiej skóry… czary i publiczne egzekucje skazańców. Na czwartym piętrze widział prócz trumienek także liczne przykłady przedmiotów używanych do czarów: specjalnie ułożone kości ludzkie i zasuszone serca zwierząt z wbitymi szpilami.
– Trafiło nam się niezłe miejsce, co?
Miał na myśli Edynburg, ale ona odniosła to do swego miejsca pracy.
– Od dziecięcych lat – powiedziała – czułam się tu lepiej i spokojniej niż gdziekolwiek w mieście. Pozornie może się wydawać, że grzebię się w ponurych sprawach, ale zapewniam pana, inspektorze, że niewielu zamieniłoby się na to, co pan robi.
– Celny strzał – potwierdził.
– A te trumny mnie interesują, bo tkwi w nich tyle tajemnic. Zasadą pracy w muzeum jest identyfikowanie i klasyfikowanie wszystkiego. Czasami możemy mieć wątpliwości co do daty lub miejsca pochodzenia jakiegoś eksponatu, ale niemal zawsze wiemy na pewno, z czym mamy do czynienia: szkatuła, klucz, pozostałości rzymskiego cmentarzyska i tak dalej.
– Natomiast w przypadku tych trumien nie jesteście pewni, co one oznaczają, czy tak?
– Właśnie. – Uśmiechnęła się. – A dla kustosza to sytuacja szalenie deprymująca.
– Znam to uczucie – potwierdził. – Czuję się tak samo, kiedy nie udaje mi się rozwiązać jakiejś sprawy. Strasznie mnie to wtedy prześladuje.
– Więc człowiek cały czas o tym myśli… szuka coraz to nowych teorii…
– Albo nowych podejrzanych.
Spojrzeli na siebie z nowym zainteresowaniem.
– Może mamy więcej ze sobą wspólnego, niż myślałam – stwierdziła.
– Bardzo możliwe – przyznał Rebus.
Zegar zaczął bić, choć jego wskazówka nie dotarła jeszcze do dwunastej.
Pod zegarem zebrała się grupka zwiedzających, a dzieci z otwartymi ustami wpatrywały się w ożywające nagle złowrogie postacie. Rozbrzmiały dzwony i odezwała się złowieszczo brzmiąca muzyka organowa. Wahadło miało lustrzany połysk i patrząc na nie, Rebus zdołał dojrzeć, jak przez ułamek sekundy odbija się w nim on sam, jak i cały tłumek gapiów.
– Warto się temu przyjrzeć z bliska – powiedziała Jean.
Podnieśli się z ławki i wmieszali w tłum pod zegarem. Rebusowi zdało się, że rozpoznaje wyrzeźbione w drzewie figurki Hitlera i Stalina. Obaj stali pochyleni i przerzynali coś zębatą piłą.
– A to jeszcze nie wszystko – usłyszał głos Jean Burchill. – Były jeszcze inne lalki, znalezione gdzie indziej.
– Co takiego? – Oderwał wzrok od zegara, by spojrzeć na nią.
– Najlepiej będzie, jak panu wyślę wszystko, co mam na ten temat…
Resztę piątku Rebus spędził na czekaniu na koniec zmiany. Zdjęcia z garażu Davida Costello powieszono na jednej ze ścian sali operacyjnej, dokładając je do wiszącej już mozaiki innych fotografii. Jego MG było w kolorze granatowym i miało otwierany dach. Ekipie nie pozwolono zdjąć odcisków palców z karoserii i opon, co nie powstrzymało ich od dokładnych oględzin. Samochód nie był ostatnio myty. Gdyby było inaczej, na pewno nie omieszkaliby zapytać Costello dlaczego. Udało się zdobyć kolejne fotografie przyjaciół i znajomych Philippy i okazać je profesorowi Devlinowi. Przemycono wśród nich kilka zdjęć Davida, co skończyło się tym, że profesor z oburzeniem zarzucił im stosowanie „podstępnych i godnych pogardy chwytów”.
Minęło już pięć dni od tamtej niedzieli i jej zniknięcia. Im się Rebus wnikliwiej przyglądał mozaice na ścianie, tym mniej z niej wynikało. Pomyślał przy tej okazji o Zegarze Milenijnym, z którym było dokładnie odwrotnie: im dłużej mu się przyglądał, tym więcej dostrzegał szczegółów, wypatrując kolejne drobne figurki w tłumie innych. Całość wydała mu się pomnikiem ku czci tych, którzy odeszli w zapomnienie. Na swój sposób ściana w sali operacyjnej – te wszystkie zdjęcia, faksy, wykresy i rysunki – też była jak pomnik. Tyle że w pewnym momencie – i to bez względu na to, jak się sprawa potoczy – pomnik ten zostanie zdjęty i przeniesiony do jakiegoś pudła w archiwum, czas jego życia bowiem określony jest przez czas trwania akcji poszukiwawczej.
Takie pomniki bywały tu już wcześniej – z innymi twarzami i z innymi sprawami, nie zawsze doprowadzając do rozwiązania w pełni zadowalającego. Starał się tym zbytnio nie przejmować, chcąc zachować obiektywizm, tak jak mu to wiecznie kładziono do głowy podczas szkoleń i seminariów, ale nie było to łatwe. Farmer wciąż jeszcze wspominał chłopca ze swego pierwszego tygodnia służby, a i Rebus miał własne wspomnienia tego typu. I dlatego punktualnie z końcem zmiany udał się do domu, wziął prysznic i przebrał się, po czym zasiadł na godzinkę w swym ulubionym fotelu ze szklaneczką Laphroaig w ręku i płytą Rolling Stonesów na gramofonie: Beggars Banquet . Szklaneczek miało być zresztą więcej niż jedna. Po obu stronach fotela leżały dywany zrolowane i przeniesione tu z holu i z sypialni. Na podłodze zwalono materace i ustawiono szafy i komody… Pokój przypominał wyglądem skład ze starzyzną. Ale zostawiono mu wolne przejście od drzwi do jego fotela i od fotela do wieży hi-fi, a nic mu więcej nie było potrzebne. Płyta Stonesów skończyła się, kiedy szklaneczka była jeszcze do połowy pełna, nastawił więc następny album, tym razem Desire Boba Dylana, a z niego utwór Hurricane będący skargą na niesprawiedliwość i fałszywe oskarżenia. Wiedział, że czasami takie rzeczy dzieją się z rozmysłem, czasami przypadkowo. Zetknął się już ze sprawami, w których wszystkie zebrane dowody zdawały się wskazywać na jednego podejrzanego, i wtedy nagle zjawiał się ktoś zupełnie inny i przyznawał się do winy. I jednocześnie w przeszłości – bardzo odległej przeszłości – zdarzyło się raz czy drugi, że jakiegoś kryminalistę świadomie oskarżono o przestępstwo, tylko po to, by się go pozbyć z ulic miasta lub by zaspokoić społeczne oczekiwanie, że kogoś spotka kara. Zdarzały się też sytuacje, że wiadomo było niemal na pewno, kto jest winien, ale nie było szansy na udowodnienie tego przed prokuratorem. Paru gliniarzom zdarzyło się wtedy przeciągnąć strunę.
Читать дальше