John Katzenbach - Opowieść Szaleńca

Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - Opowieść Szaleńca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Opowieść Szaleńca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Opowieść Szaleńca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Brutalne morderstwo w szpitalu psychiatrycznym. Prokurator Lucy Jones zaczyna śledztwo – żmudne i bezowocne. Wkrótce przekonuje się, że ma własne powody, by doprowadzić je do końca. I że tylko z pomocą dwóch pacjentów może schwytać zabójcę, który pod maską szaleństwa skrywa zimny umysł bezwzględnego zbrodniarza…

Opowieść Szaleńca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Opowieść Szaleńca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Idioci od napraw zawsze zostawiają je otwarte – powiedział sympatycznym głosem. – Można im sto razy powtarzać, żeby tego nie robili, a oni swoje. Dziwię się, że nie ma jeszcze tam na dole, w tunelach, tuzina pacjentów. – Wyszczerzył się w uśmiechu i wzruszył ramionami.

Lucy nie powiedziała ani słowa.

– Pan Moses prosił, żebym zszedł i sprawdził, co u pani – ciągnął pielęgniarz. – Mówił, że to pani pierwsza noc i w ogóle. Mam nadzieję, że pani nie przestraszyłem.

– Wszystko w porządku – odparła Lucy, nie wypuszczając z dłoni pistoletu. – Niech mu pan podziękuje i powie, że nie potrzebuję pomocy.

Pielęgniarz przysunął się trochę bliżej.

– Tak sobie właśnie pomyślałem. Nocna zmiana to trochę samotności, trochę nudy, a przede wszystkim walka z sennością. Ale po północy potrafi się zrobić trochę strasznie.

Lucy patrzyła uważnie, starając się odcisnąć w wyobraźni wszystkie szczegóły obecności mężczyzny, porównując rysy jego twarzy, ton głosu z obrazem anioła, który stworzyła w swojej głowie. Czy był odpowiedniego wzrostu, właściwej budowy, w odpowiednim wieku? Jak wygląda morderca? Czuła, że żołądek zaciska się jej w ciasny węzeł, a mięśnie rąk i nóg drżą z napięcia. Nie spodziewała się, że zabójca przyjdzie spokojnie korytarzem, z uśmiechem na twarzy. Kim jesteś? – zapytała w myślach.

– Dlaczego pan Moses nie zszedł sam? – zdziwiła się.

Pielęgniarz wzruszył ramionami.

– Paru gości w dormitorium na górze zaczęło rozrabiać. Musiał odprowadzić jednego na trzecie piętro i przypilnować, żeby zapakowali faceta w kaftan, zamknęli w izolatce i uspokoili zastrzykiem haldolu. Zostawił swojego wielkiego brata przy biurku, a mnie poprosił, żebym tu zszedł. Ale wygląda na to, że wszystko jest pod kontrolą. Mogę coś dla pani zrobić, zanim wrócę na górę?

Lucy nie odrywała dłoni od pistoletu, a wzroku od mężczyzny. Starała się zbadać jak najuważniej każdy centymetr jego postaci, kiedy podchodził.

Ciemne włosy miał długawe, ale porządnie uczesane. Biały uniform pielęgniarza dobrze na nim leżał. Tenisówki robiły bardzo mało hałasu. Lucy spojrzała mu przeciągle w oczy, szukając w nich iskry szaleństwa albo mroku śmierci. Wypatrywała czegoś, co by jej powiedziało, kto to jest, czekała na jakiś znak, który wszystko by wyjaśnił. Ścisnęła mocniej kolbę pistoletu i wysunęła go częściowo z torebki. Zrobiła to najbardziej ukradkowo, jak umiała. Jednocześnie popatrzyła na dłonie mężczyzny.

Palce miał nienaturalnie długie. Jak szpony. Ale niczego nie trzymał.

Podszedł bliżej, teraz był już tylko kilka kroków od dyżurki, tak blisko, że poczuła między nimi jakiś żar. Pomyślała, że to tylko jej nerwy.

– Przepraszam, że panią wystraszyłem. Powinienem zadzwonić, że schodzę. A może pan Moses powinien, ale on i jego brat byli trochę zajęci.

– Nic się nie stało. – Lucy usiłowała opanować drżenie głosu.

Pielęgniarz wskazał telefon stojący obok jej ręki.

– Muszę się skontaktować z panem Mosesem. Powiem mu, że wracam na górę, do skrzydła izolatek. Mogę?

Lucy skinęła głową.

– Proszę – powiedziała. – Przepraszam, ale nie dosłyszałam pana nazwiska…

Teraz był w zasięgu dotyku, ale wciąż dzieliła ich ochronna siatka dyżurki. Kolba pistoletu wydawała się Lucy rozżarzona do czerwoności, jakby broń krzyczała, żeby wyciągnąć ją z ukrycia.

– Ach, pani wybaczy. Właściwie się nie przedstawiłem…

Sięgnął przez otwór w siatce, przez który wydawano leki, i zdjął słuchawkę telefonu z widełek. Podniósł ją do ucha. Lucy patrzyła, jak wykręca trzycyfrowy numer, potem czeka sekundę.

Przeszyło ją lodowate zmieszanie. Pielęgniarz nie wykręcił 202.

– Zaraz – powiedziała. – To nie…

Nagle świat eksplodował.

Ból wybuchł jej w oczach jak czerwony fajerwerk. Strach kłuł z każdym uderzeniem serca. Głowa odskoczyła w tył. Lucy poczuła, że bezwładnie leci do przodu. W twarz uderzyła ją druga eksplozja bólu, trzecia i czwarta. Jej szczęka, usta, nos i policzki stanęły w ogniu; wodospady agonii zalewały pole widzenia. Czuła, że jest na krawędzi utraty przytomności. Czerń wyciągała po nią łapy. Resztkami sił Lucy spróbowała wyrwać z torebki pistolet. Miała wrażenie, że tkwi w stożku cierpienia i zamętu przyprawiającego o zawroty głowy; pewny, mocny uścisk dłoni na kolbie sprzed kilku sekund teraz zrobił się słaby, luźny, niewystarczający. Ruchy wydawały się niemożliwie powolne, jakby sznury i łańcuchy krępowały całe jej ciało. Próbowała unieść broń w stronę pielęgniarza, a resztki przytomności, jakie zachowała, krzyczały: strzelaj! Strzelaj! Ale wtedy, tak samo nagle, pistolet wraz z resztkami poczucia bezpieczeństwa zniknął, czemu towarzyszył głośny grzechot. Poczuła, że pada na podłogę, uderza o linoleum. W ustach pojawił się słony smak krwi. Wszystkie inne działania zmyła fala bólu. Eksplozje karmazynowymi smugami rozmywały jej wzrok. Ogłuszający hałas przytępiał słuch. Smród strachu wypełniał nozdrza, wymazując wszystko inne. Chciała wołać o pomoc, ale słowa były odległe i niedosiężne, jakby dzielił ją od nich przepastny kanion.

A stało się to: pielęgniarz nagle zamachnął się ciężką słuchawką i brutalnie trafił Lucy w podbródek z nokautującą, bokserską precyzją. Jednocześnie sięgnął przez otwór w siatce i złapał ją za fartuch. Kiedy zachwiała się w tył, okrutnie szarpnął nią do przodu, tak że twarzą wyrżnęła w siatkę, która miała ją chronić. Odepchnął ją, potem pociągnął do przodu jeszcze trzy razy i rzucił na podłogę. Upadła twarzą w dół. Pistolet, bez trudu wytrącony z dłoni słuchawką, przejechał po linoleum i zatrzymał się w rogu dyżurki. Był to atak przeprowadzony z druzgoczącą szybkością i skutecznością, zaledwie kilka sekund nieskrępowanej siły i ograniczony hałas, który nie mógł wyjść poza mały świat zajmowany przez ich dwoje. W jednej chwili Lucy była ostrożna, czujna, z ręką na kolbie pistoletu; w następnej leżała na podłodze, ledwie składając myśli, które umykały, wszystkie oprócz jednej: dzisiaj tu umrę.

Próbowała unieść głowę i przez mgłę szoku zobaczyła, że pielęgniarz spokojnie otwiera drzwi do dyżurki. Z całych sił chciała podnieść się na kolana, ale nie była w stanie. Jej głowa krzyczała, żeby wezwać pomoc, walczyć, robić wszystko to, co planowała, a co wcześniej wydawało się takie proste do zrealizowania. Zanim jednak zdołała zebrać konieczne do tego siły, on był już w dyżurce. Brutalny kopniak w żebra wybił Lucy z płuc resztkę powietrza; jęknęła, a anioł nachylił się nad nią i wyszeptał słowa, które wywołały strach tak wielki, że jego istnienia nawet nie podejrzewała.

– Nie pamiętasz mnie? – syknął.

Teraz najstraszniejszą rzeczą, która przerastała wszystkie inne okropieństwa z poprzednich kilku sekund, było to, że kiedy usłyszała jego głos, tak blisko siebie, pełen intymności zdradzającej tylko nienawiść, przerzucił most ponad latami, a ona po nim przeszła.

Peter obracał się w jedną i drugą stronę, próbując wyjrzeć na korytarz. Przyciskał twarz do małego okienka, którego szyba była zbrojona drutem. Otaczała go ciemność i widział tylko cienie oraz snopy słabej poświaty. Przyłożył ucho do drzwi, starając się coś usłyszeć, ale gruba stal zniweczyła jego wysiłki, choć wytężał słuch z całych sił. Nie potrafił powiedzieć, co się dzieje – jeśli w ogóle coś się działo. Jedno wiedział na pewno: drzwi, które powinny być otwarte, teraz były zamknięte na głucho, a on niespodziewanie stracił kontrolę nad sytuacją. Chwycił klamkę i zaczął wściekle nią szarpać. Ciche stukanie nawet nie obudziło śpiących w dormitorium mężczyzn. Peter zaklął i szarpnął raz jeszcze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Opowieść Szaleńca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Opowieść Szaleńca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Katzenbach - Profesor
John Katzenbach
John Katzenbach - La Guerra De Hart
John Katzenbach
John Katzenbach - Juegos De Ingenio
John Katzenbach
libcat.ru: книга без обложки
John Katzenbach
John Katzenbach - Juicio Final
John Katzenbach
John Katzenbach - Just Cause
John Katzenbach
John Katzenbach - The Wrong Man
John Katzenbach
John Katzenbach - La Sombra
John Katzenbach
John Katzenbach - W słusznej sprawie
John Katzenbach
John Katzenbach - La Historia del Loco
John Katzenbach
John Katzenbach - El psicoanalista
John Katzenbach
John Katzenbach - The Madman
John Katzenbach
Отзывы о книге «Opowieść Szaleńca»

Обсуждение, отзывы о книге «Opowieść Szaleńca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x