– Przepięknie – powiedziała, stając przy nim w oknie.
Zapadła chwila ciszy. Żadne z nich się nie odzywało. Chenowi wystarczało, że Catherine stoi tuż przy nim, spoglądając na Bund.
Aż nagle dostrzegł park i zaciemnione nabrzeże: – „ogarnięte bezładnymi lękami ucieczki i walki/gdzie nieświadome armie zderzają się w nocy" – widok oglądany przez innego poetę w innych czasach i w innym miejscu, który także stał z kimś u swego boku.
Myśl o nierozwiązanej sprawie zwłok w parku otrzeźwiła Chena.
Tego dnia nie porozmawiał jeszcze ani z Gu, ani ze Starym Myśliwym.
– Naprawdę, muszę już iść – oznajmił.
Pociąg przyjechał o czasie. O dziewiątej trzydzieści dotarł do Suzhou. Inspektor Rohn spodobał się mały hotel przy bocznej ulicy, w odległości zaledwie kilku przecznic od dworca. Sprawiał wrażenie reliktu przeszłości: okna okratowane drewnianymi listewkami, werandy pomalowane cynobrową farbą i dwa kamienne lwy pilnujące bramy.
– Nie mam ochoty mieszkać tu w Hiltonie – oświadczyła.
Chen się z nią zgodził. Nie zamierzał zawiadamiać Komendy Policji w Suzhou o swoim przybyciu. A na kilkudniowy pobyt to miejsce było równie dobre, jak każde inne. Poza tym gdyby ktoś ich tropił, raczej nie zacząłby szukać w hotelu położonym na uboczu, w starej części miasta. Wymienił na stacji dostarczone przez sekretarza Li bilety do Hangzhou, nie informując nikogo, że wybierają się do Suzhou.
Hotel był dawniej dużym domem mieszkalnym w stylu Shiku, z fasadą ozdobioną staroświeckimi wzorami. Przez maleńki przedni podwórzec prowadził krótki chodnik ułożony z płaskich, kolorowych kamieni. Dyrektor dziwnie nie cieszył się z ich obecności, aż w końcu ze wstydem przyznał, że hotel nie jest przeznaczony dla cudzoziemców.
– Dlaczego? – spytała Catherine.
– Zgodnie z miejskimi przepisami turystycznymi, tylko hotele, które mają trzy gwiazdki lub więcej, mogą przyjmować obcokrajowców.
– Nie martwcie się. – Chen wyjął legitymację. – To szczególna sytuacja.
W całym hotelu znajdował się tylko jeden pokój „wyższej klasy" i otrzymała go Catherine. Chen musiał skorzystać ze zwykłego.
Dyrektor bez przerwy przepraszał, prowadząc ich najpierw na górę do pokoju Chena. Było w nim miejsce jedynie na pojedyncze, twarde łóżko i na nic więcej. Na korytarzu dyrektor pokazał dwie wspólne łazienki – jedną dla kobiet, drugą dla mężczyzn. Chen mógł telefonować z recepcji w holu na dole. Z kolei pokój Catherine miał klimatyzację, telefon i łazienkę. Stały tam też biurko i krzesło, ale tak małe, jakby zostały wzięte ze szkoły podstawowej. Całą podłogę zakrywał dywan.
Kiedy dyrektor wyszedł, wciąż przepraszając, usiedli – Chen na jedynym krześle, Catherine na łóżku.
– Przepraszam za mój wybór, starszy inspektorze – powiedziała. – Ale możecie korzystać z tego telefonu.
Chen zadzwonił do domu Liu.
Odezwała się kobieta, miała wyraźnie szanghajską wymowę.
– Liu nadal jest w Pekinie. Wróci jutro. Samolot przylatuje o ósmej trzydzieści rano. Coś powtórzyć?
– Zadzwonię jutro.
Catherine rozpakowała rzeczy.
– Co będziemy teraz robić?
– Jak mówi chińskie przysłowie: cieszyć się pobytem w tym ziemskim raju. Tu jest wiele parków. Suzhou słynie ze swojej architektury ogrodowej: pawilonów, sadzawek, grot i mostów. Wszystko to zaplanowano, aby stworzyć nastrój spokoju i wygody, zgodny z gustami uczonych i urzędników w okresie dynastii Qing i Ming. – Chen wyjął mapę Suzhou. – Parki są bardzo poetyckie: wijące się mostki, ścieżki pokryte mchem, bulgoczące strumyki, skały o fantastycznych kształtach. Z okapów cynobrowych pawilonów zwisają jedwabie ze starymi sentencjami. Wszystko to tworzy wspaniałą całość.
– Nie mogę się doczekać, starszy inspektorze Chen. Proszę wybrać, dokąd pójdziemy. Mianuję pana moim przewodnikiem.
– Odwiedzimy ogrody, ale czy najpierw da pani swojemu pokornemu słudze pół dnia wolnego?
– Oczywiście. A dlaczego?
– Grób mojego ojca jest w okręgu Gaofeng. To niedaleko stąd, mniej więcej godzina jazdy autobusem. Nie odwiedziłem go od kilku lat. Dlatego chciałbym pojechać tam dziś rano. Dopiero niedawno zakończyło się święto Qingming.
– Święto Qingming?
– Przypada piątego kwietnia, w dniu tradycyjnie przeznaczonym na składanie hołdu przy grobach przodków – wyjaśnił. – Nieopodal jest kilka parków. Do bardzo znanego Ogrodu Yi można dojść z hotelu pieszo. Proszę pójść pozwiedzać, a ja wrócę przed południem. Potem zjemy obiad w stylu Suzhou na Bazarze Świątyni Xuanmiao. Będę do pani usług przez całe popołudnie.
– Oczywiście, powinien pan pojechać na grób ojca. Proszę się o mnie nie martwić. – Po chwili milczenia dodała: – A dlaczego pana ojciec jest pochowany w Suzhou?
– W Szanghaju brakuje miejsca. Dlatego cmentarze założono w Suzhou. Niektórzy starzy ludzie wierzą w feng shui i chcą, aby z miejsca pochówku był widok na góry i rzeki. Ojciec sam sobie wybrał ten cmentarz. Odwiedziłem jego mogiłę tylko dwa, trzy razy.
– Pójdziemy po południu do świątyni, ale nie chcę spacerować rano sama. Takie piękne miasto – powiedziała z figlarnym błyskiem w oku.
Komuż będę mówić o tym wciąż zachwycającym krajobrazie?
– O, nadal pamięta pani wersy Liu Yonga? – Chen zrezygnował z wyjaśnienia, że poeta z dynastii Song ułożył ten wiersz dla swojej kochanki.
– Mogę pojechać z panem?
– Na cmentarz?
– Tak.
– Nie, nie wolno mi o to prosić. To zbyt wielki zaszczyt dla nas…
– Czy postąpiłabym wbrew chińskim zwyczajom?
– No… niekoniecznie – odparł Chen. Postanowił nie mówić, że na grób rodziców chodzi się tylko z żoną albo narzeczoną.
– W takim razie jedźmy. Za chwilę będę gotowa. – Chciała się umyć i przebrać.
Czekając na Catherine, zadzwonił do Yu, ale odezwała się tylko poczta głosowa. Zostawił wiadomość.
Wyszła ubrana w białą koszulę, jasnoszarą marynarkę i wąską spódnicę tego samego koloru. Włosy miała upięte na karku.
Zaproponował, że pojadą na cmentarz taksówką. Ona jednak wybrała autobus.
– Chciałabym spędzić dzień jak zwyczajna Chinka.
Nie przypuszczał, by to się udało. Nie podobało mu się też, że będzie się tłukła w zatłoczonym autobusie. Na szczęście kilka przecznic od hotelu dostrzegli autokar z napisem „Ekspres cmentarny". Opłata okazała się dwa razy wyższa, ale wsiedli bez kłopotów. W środku nie było zbyt wielu pasażerów i ich bagaży – plecionych koszyków z potrawami, plastikowych worków z daniami błyskawicznymi, bambusowych walizek, pewnie wypełnionych papierowymi pieniędzmi „duchów", i pogniecionych kartonowych pudeł obwiązanych sznurkami, zabezpieczającymi zawartość przed rozsypaniem. Wcisnęli się na siedzenie za kierowcą, dzięki czemu mieli trochę przestrzeni, żeby wyprostować nogi. Catherine podała kierowcy paczkę papierosów -pamiątkę jej statusu „znakomitego gościa" w hotelu Pokój. Uśmiechnął się do nich w odpowiedzi.
Pomimo otwartych okien w autobusie panował zaduch, a siedzenia pokryte dermą prawie parzyły. Czuć było odór spoconych ciał, solonych ryb, zapachy mięsa marynowanego w winie. To jednak nie psuło Catherine doskonałego nastroju. Gawędziła z kobietą w średnim wieku siedzącą po drugiej stronie przejścia, z wielkim zainteresowaniem oglądała ofiary wiezione
przez innych pasażerów. Ponad gwar głosów przebijała się pieśń nadawana przez niewidoczne głośniki. Popularny w Hongkongu śpiewak zawodził wysokim głosem. Chen rozpoznał słowa – wiersz ci napisany przez Su Dongpo; elegia do zmarłej żony Su, ale utwór można było odczytać w bardziej uniwersalny sposób. Dlaczego kierowca cmentarnego autobusu wybrał właśnie tę pieśń? Gospodarka rynkowa działała wszędzie. Poezja również stała się towarem.
Читать дальше