Moje pokusy są stateczne. Gdy życie kresu już dobiega.*
W końcu zrozumiałem, że ten list nie był przeznaczony dla terapeutki ani dla żadnego znajomego Darwina, ale dla Garreta. Julia wzięła sobie przybranego syna za kochanka.
To on z zazdrości napadł na mnie przed szpitalem, wypowiadając linijkę z wiersza Yeatsa, gdy wbijał mi nóż w plecy:
Cóż mogła więc poradzić, będąc tylko sobą.**
– Dobry wieczór – odezwał się Garret. Popatrzyłem na niego. Jego mięśnie klatki piersiowej drgały, gdy rytmicznie zaciskał i otwierał pięści. Dziwne.
* Przełożył Stanisław Barańczak.
** Przełożył Tadeusz Rybowski.
– Nie rób tego – powiedziałem.
– Tak bardzo jej pragniesz. Bierz ją.
– Zgódź się, żebym ci pomógł.
Roześmiał się makabrycznie, wyciągając szyję jak osaczone zwierzę. Potem spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Chciałeś, żeby tak się stało. Doprowadziłeś do tego.
Zrobiło mi się niedobrze. Czy to możliwe, że moja strategia podsycania napięcia seksualnego do tego stopnia, by mieszkańcy tego domu skoczyli sobie do gardeł, wynikała w istocie z nieświadomej chęci usunięcia ostatniego rywala? Darwin siedział w więzieniu oskarżony o zabójstwo. Garret wkrótce może być martwy. Czy moim celem było pozbycie się zarówno ojca, jak i syna?
– Twoja matka cię wykorzystała, Garret – powiedziałem. – Manipulowała tobą. Podobnie jak mną, Northem Andersonem i Bóg wie iloma innymi mężczyznami. Teraz to widzę. Wiem, że nie jesteś wyłącznie odpowiedzialny za to, co się stało Brooke. I Tess.
Milczał.
– Chyba wiem, jak to było – podjąłem, starając się mówić spokojnie. – Kiedy twoja matka urodziła bliźniaczki, zerwała „szczególne stosunki”, jakie was łączyły. Miała kogoś innego do kochania. Brooke i Tess. A kiedy ona postanowi zerwać, zrywa. Chłodno. Brutalnie. Sprawiając ból.
– Billy nie zabił żadnego kota – rzekł Garret. – Powinieneś to wiedzieć. Zależy ci na nim. – Wystawił jedną nogę poza gałąź.
– Proszę.
– Sam tego chciałeś.
Spuściłem wzrok i pokręciłem głową, starając się znaleźć słowa otuchy dla Garreta.
– Żegnaj, Frank.
Spojrzałem w górę dokładnie w chwili, gdy Garret skoczył w dół. Zamknąłem oczy, myśląc o Billym Fisku i przygotowując się na odgłos pękania rdzenia kręgowego, gdy ciało zawiśnie na linie. Zamiast tego zwaliłem się z nóg, gdy niedoszły samobójca upadł na mnie całym ciężarem ciała. Głową uderzyłem o ziemię i leżałem ogłuszony. Nie do końca zagojona rana na plecach otworzyła się z przeszywającym bólem.
Garret kucnął obok mnie, uśmiechając się. W jednej ręce trzymał nóż, a w drugiej koniec liny.
– Nie był przywiązany – rzekł. – Powinieneś był to sprawdzić.
Sięgnąłem po broń, ale nim zdążyłem ją wyjąć, Garret rzucił się na mnie. Udało mi się jedynie unieść kolano i trafić go w brzuch, aż mu dech zaparło w piersiach.
Nóż upadł między nami.
Obaj sięgnęliśmy po niego, ale Garret był szybszy. Złapałem go za nadgarstek i przewróciłem na plecy. Prawie go przygwoździłem, kiedy uderzył mnie głową w podbródek. Puściłem jego rękę i wtedy dostałem łokciem w twarz. Zepchnął mnie z siebie.
Skoczył na mnie i zamachnął się nożem, celując w pierś. Udało mi się znowu złapać go za nadgarstek. Był silniejszy, niż myślałem. Klinga nieubłaganie się zbliżała.
– Nie nienawidzę tych, z którymi walczę – powiedział, jeszcze silniej napierając nożem. – To z Yeatsa, mój ulubiony fragment. – Wydął wargi. – Nie miałeś prawa wtrącać się w nasze sprawy. Gdybyś nas zostawił… – Cała jego złość skupiła się w ręce trzymającej nóż.
Sztych był już o stopę od mojej piersi. Zostało mi tylko jedno wyjście. Gdybym nagle przestał się bronić, Garret z rozpędu opadłby na mnie. Mógłbym odwrócić jego rękę z nożem tak, by się sam na niego nadział. Nie chciałem go zabijać i przerażała mnie myśl, że byłbym zwycięzcą w groteskowej edypowej walce, ale nie miałem wyboru.
Słabłem. Klingę dzieliło ode mnie nie więcej niż pół stopy. Musiałem działać. Wytężyłem wszystkie siły i odepchnąłem rękę Garreta o kilka cali, ustawiając ją pod odpowiednim kątem. Spojrzałem mu w oczy, ćwicząc w myśli trwający ułamek sekundy manewr, który spowoduje, że mój przeciwnik własnym nożem, przetnie sobie aortę.
Już miałem przestać stawiać opór, kiedy usłyszałem głuchy odgłos. Garret runął na ziemię, jęcząc.
Spojrzałem do góry i zobaczyłem Billy’ego z kijem bejsbolowym w ręku. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie i gniew. Nie byłem pewien, czy w ogóle wie, co robi. Uniósł kij i mrużąc oczy ze złości, odwzajemnił moje spojrzenie. Pomyślałem, że chce mieć pewność, że nie wyślę go na żaden oddział psychiatryczny. Ale raptem przeniósł wzrok na Garreta, wziął głęboki wdech i cofnął się.
– Nie rób tego! – krzyknąłem. – To nie jego wina.
Billy zamarł z kijem nad głową.
Zauważyłem, że źrenice majak szpilki. Z kącika ust ciekła mu ślina. Był napompowany adrenaliną. To był ten Billy, którego bym zobaczył, gdybym był przy tym, jak włamywał się do obcego domu, podpalał rezydencję Bishopa lub dusił kota. To był ten Billy, który rzucił się na chuliganów dokuczających Jasonowi Sandersonowi. Znalazł się we władzy demonów.
– Nie jesteś zabójcą – powiedziałem do niego. – Rzuć kij.
Nie zareagował.
Nie wiedziałem, czy w ogóle mnie usłyszał. Wyciągnąłem z kieszeni browninga.
– Billy – rzekłem drżącym głosem. – Rzuć go. Natychmiast.
Wziął głęboki oddech i wygiął się do tyłu.
Odbezpieczyłem broń. Była gotowa do strzału. Tylko że ja nie byłem gotowy. Nawet gdy Billy machnął ręką, nie mógłbym strzelić.
Kij przeleciał obok mnie i Garreta, odbił się parę razy od drzew i upadł na liście. Billy spojrzał mi prosto w oczy.
– Komuś trzeba zaufać – powiedział, a potem wyciągnął do mnie rękę.
Candace pocieszała Julię, która zanosiła się tym razem prawdziwymi łzami, gdy policjanci wyprowadzali Garreta w kajdankach.
Policja zabrała ze sobą kilka dowodów, które znalazłem w szafie Garreta. Wśród nich album pełen zdjęć Julii. Zdjęcia nie sprawiały wrażenia pozowanych, mimo że Julia wyglądała na nich jak doskonała modelka. Widać było, że Garret zrobił je bez jej wiedzy. Niektóre wyglądały niewinnie: Julia spacerująca na terenie posiadłości na Nantucket, zatrzymująca taksówkę na Manhattanie, jeżdżąca konno. Inne były prowokacyjne: Julia opalająca się i kąpiąca w skąpym bikini, zdejmująca bluzkę, pod którą ma przezroczystą koszulkę, karmiąca piersią Brooke. Jeszcze inne miały wyraźnie erotyczny charakter: Julia śpiąca nago, przykryta tylko częściowo białym prześcieradłem. Sylwetka Julii za zaparowanymi drzwiami do kabiny prysznicowej. Julia w toplesie – zdjęcie zrobione przez okno apartamentu na Manhattanie. Julia w objęciach Northa Andersona. I ostatnie zdjęcie, które wciąż wzbudzało we mnie dreszcze i poczucie winy: Julia i ja, jak całujemy się w moim pokoju w Breakers.
Policjanci zabrali także stertę listów głęboko schowanych w szufladzie Garreta, pachnące perfumami Julii, napisane na takim samym papierze listowym jak ten, który znalazła Claire Buckley. Na kopertach było imię Garreta skreślone tym samym delikatnym charakterem pisma.
Wyjąłem jeden z nich ze środka sterty i przeczytałem. Dowiedziałem się z niego, jak otwarcie Julia romansowała z przybranym synem.
Читать дальше