W pokoju panowała cisza.
Zek niespokojnie poruszył się na kanapie.
– Emerson, zrób coś, na Boga.
– Nic nie może zrobić – powiedział Reacher. – Nie jestem głupi. Pomyślałem o wszystkim. Jestem pewien, że on ma glocka w kaburze pod pachą, ale ja stoję za nim z trzydziestkąósemką i nożem, a Cash patrzy na niego i ma karabin schowany za sofą, więc co może zrobić? Pewnie mógłby spróbować zabić nas wszystkich i powiedzieć, że doszło tu do jakiejś okropnej masakry, tylko jakby to wyglądało w porównaniu z materiałem NBC?
Emerson wytrzeszczył oczy.
– NBC? – powtórzył Cash.
– Wcześniej zauważyłem, jak Yanni bawiła się swoim telefonem. Zakładam, że transmituje całą tę rozmowę do studia.
Yanni wyjęła nokię.
– Na otwartym kanale – oznajmiła. – Cyfrowy zapis dźwięku na trzech osobnych twardych dyskach oraz zapasowy na dwóch taśmach analogowych. Urządzenia zaczęły nagrywać, zanim jeszcze wsiedliśmy do humvee.
Cash popatrzył na nią ze zdumieniem.
– To dlatego zadawała pani te idiotyczne pytania o noktowizor. I mówiła pani sama do siebie jak sprawozdawca sportowy.
– Jest dziennikarką – powiedział Reacher. – Dostanie nagrodę Emmy.
Nikt się nie odezwał. Wszyscy nagle poczuli się skrępowani.
– Pani detektyw – głośno powiedział Reacher do Donny Bianki. – Właśnie awansowała pani na szefową wydziału ciężkich przestępstw. Jak się pani czuje?
Yanni uśmiechnęła się. Reacher zrobił krok naprzód, pochylił się nad siedzącym na krześle Emersonem i wsunął dłoń pod jego płaszcz. Wyjął dziewięciomilimetrowego glocka. Wręczył go Biance.
– Chyba musi pani dokonać aresztowań – rzekł.
Nagle Zek uśmiechnął się i w drzwiach stanął Chenko.
***
Chenko był cały utytłany w błocie i miał złamaną rękę, ramię lub obojczyk, a może wszystkie trzy. Wepchnął dłoń za pazuchę, używając koszuli jako temblaka. Jednak lewą rękę miał sprawną. Całkowicie. Reacher odwrócił się twarzą do niego i zobaczył wycelowanego w swoją pierś obrzyna. Pomyślał bezsensownie: Skąd on go wziął? Z samochodu? Czy wóz stał zaparkowany za domem?
Chenko spojrzał na Biance.
– Niech pani odłoży broń – powiedział.
Bianca położyła glocka Emersona na podłodze. Bezdźwięcznie spoczął na dywanie.
– Dziękuję – powiedział Chenko.
Nikt się nie odezwał.
– Zdaje się, że przez jakiś czas byłem nieprzytomny – rzekł Chenko. – Jednak teraz czuję się znacznie lepiej.
– Przeżyjemy – odezwał się Zek z drugiej strony pokoju. – Jak zawsze.
Reacher nie obejrzał się. Zamiast tego patrzył na broń Chenki. Była to śrutówka Benelli Nova Pump. Z kolbą obciętą tuż za uchwytem pistoletowym. Lufę odpiłowano tuż przed łożem. Dwunastka. Magazynek na cztery naboje. Porządna broń, okropnie okaleczona.
– Emerson! – zawołał Zek. – Podejdź tu i rozwiąż mnie.
Reacher usłyszał, że Emerson wstaje. Nie obejrzał się na
niego. Tylko zrobił maleńki krok naprzód i w bok, bliżej Chenki. Był od niego o stopę wyższy i dwukrotnie szerszy.
– Potrzebny mi nóż – powiedział Emerson.
– Żołnierz ma nóż – rzekł Chenko. – Jestem tego pewny,
sądząc po tym, co zdarzyło się moim kolegom na parterze.
Reacher przysunął się jeszcze bliżej. Wysoki i mały, stali twarzą w twarz, w odległości trzech stóp od siebie, z czego większość zajmowała śrutówka. Talia Reachera znajdowała się na wysokości piersi Chenki.
– Nóż – zażądał Emerson.
– Chodź i weź go sobie – odparł Reacher.
– Kopnij go do mnie.
– Nic.
– Strzelę – ostrzegł Chenko. – Z dwunastki, w brzuch. I co potem? – pomyślał Reacher. Jedną ręką nie przeładujesz śrutówki.
– No to strzelaj – rzekł.
Czuł na sobie ich spojrzenia. Wiedział, że wszyscy na niego patrzą. Wytrzeszczają oczy. Cisza dzwoniła w uszach. Nagle wyraźnie poczuł zapachy unoszące się wokół. Zakurzonego dywanu, starych mebli, strachu, napięcia, parnego nocnego powietrza wpadającego przez otwarte drzwi na dole i rozbite okno na górze, niosącego odór żyznej ziemi, nawozu i kiełkujących roślin.
– No dalej – zachęcił. – Strzelaj.
Chenko ani drgnął. Tylko stał. Reacher był dokładnie naprzeciwko niego. Wiedział szczegółowo, kto i gdzie się znajduje. Sam to zaaranżował. Widział to oczyma wyobraźni. Chenko stał w drzwiach, twarzą do okna. Wszyscy pozostali spoglądali w przeciwnym kierunku. Sam Reacher stał przed Chenką, twarzą w twarz, tak blisko, że mógłby go dotknąć. Cash znajdował się dokładnie za jego plecami, za kanapą, na parapecie, patrząc przed siebie. Siedzący na kanapie Zek też patrzył w tym kierunku. Emerson stał na środku pokoju, obok Zeka, nie wiedząc, co robić, czekając. Yanni, Franklin, Helen i Rosemary Barr siedzieli na fotelach pod ścianami. Bianca i Alex Rodin gapili się, siedząc na krzesłach, obróceni bokiem. Reacher wiedział, gdzie jest każde z nich i na co patrzy.
– Strzelaj – powiedział. – Celuj w brzuch. Uda ci się.
No, dalej.
Chenko nie strzelił. Tylko gapił się na niego. Reacher był tak blisko i tak duży, że zasłaniał mu wszystko. Zupełnie jakby tylko oni dwaj byli w tym pokoju.
– Pomogę ci – zaproponował Reacher. – Policzę do trzech. Potem naciśniesz spust.
Chenko stał nieruchomo.
– Rozumiesz? – zapytał Reacher. Tamten milczał.
– Raz – powiedział Reacher. Żadnej reakcji.
– Dwa – powiedział Reacher.
I odsunął się na bok. Po prostu zrobił jeden długi, błyskawiczny krok w prawo. Cash strzelił zza kanapy w miejsce, gdzie przed ułamkiem sekundy stał Reacher. Trafił Chenkę w pierś.
Potem Cash odstawił karabin równie bezszelestnie, jak go podniósł.
***
Dwa radiowozy z nocnej zmiany przyjechały i zabrały Zeka oraz Emersona. Potem cztery ambulanse przyjechały po ofiary. Bianca spytała Reachera, co właściwie stało się pierwszym trzem. Reacher powiedział jej, że nie ma pojęcia. Zielonego. Zasugerował, że zapewne doszło tu do kłótni. Może to jakieś bandyckie porachunki? Bianca nie drążyła tematu. Rosemary Barr pożyczyła od Franklina telefon komórkowy i zaczęła wydzwaniać po okolicznych szpitalach, szukając bezpiecznej przystani dla swojego brata. Helen i Alex Rodin siedzieli obok siebie, rozmawiając. Sierżant Cash siedział na fotelu i spał.
Stary żołnierski nawyk. Śpij, kiedy możesz. Yanni podeszła do Reachera i powiedziała:
– Twardzi ludzie czuwają w nocy.
Reacher pamiętał o włączonym telefonie. Uśmiechnął się tylko i rzekł:
– Zwykle jestem w łóżku przed północą.
– Ja też – powiedziała Yanni. – Sama. Pamiętasz mój adres?
Reacher znów się uśmiechnął i skinął głową. Na dole wyszedł na ganek i ruszył kawałek po polu, aż zza zarysów budynku wyłoniło się niebo na wschodzie. Świtało. Na horyzoncie czerń podbarwiła się już purpurą. Reacher odwrócił się i popatrzył na ostatni ambulans. Sądząc po rozmiarach nakrytego prześcieradłem ciała, to Vladimir wyruszał w ostatnią podróż. Reacher opróżnił kieszenie. Wyjął przedartą wizytówkę Emer-sona, serwetkę z numerem telefonu Helen Rodin, wielki mosiężny klucz do pokoju motelowego, smitha and wessona oraz nóż sierżanta Casha i złożył wszystko w stosik obok drzwi frontowych. Potem zapytał ratowników, czy mogą go podwieźć do miasta. Wyliczył sobie, że od szpitala przejdzie kawałek na wschód i znajdzie się na dworcu autobusowym, zanim słońce wyjdzie zza horyzontu. Przed lunchem powinien dotrzeć do Indianapolis. Potem kupi sobie parę butów i nim słońce znów zajdzie, on będzie już daleko.
Читать дальше