***
– Pudło – powiedziała Ann Yanni. – Jednak nie martwcie
się. Zawsze tak jest. Czasem myślę, że powinniśmy pomijać
pierwszą osobę z listy. Ta nigdy nic nie wie.
Reacherowi było niewygodnie na tylnym siedzeniu. Kieszeń spodni podwinęła się i jakaś moneta wbijała mu się w udo.
Obrócił się i wyjął ją. Była to ćwierćdolarówka, nowa i błyszcząca. Przyglądał jej się przez chwilę, a potem schował do innej kieszeni.
– Zgadzam się – powiedział. – Powinniśmy ją pominąć. Moja wina. To oczywiste, że koleżanka z pracy nie mogła nic wiedzieć. Ludzie uważają, co mówią w pracy. Szczególnie bogaci ludzie, którzy wpadli w finansowe tarapaty.
– Sąsiadka będzie wiedziała więcej – doszła do wniosku Yanni.
– Miejmy nadzieję – dodała Helen.
Ugrzęźli w śródmiejskich korkach. Jechali bardzo wolno ze wschodniego przedmieścia na zachodnie. Reacher ponownie spojrzał na zegarek i przez okno. Słońce wisiało tuż nad horyzontem, przed nimi. Za nimi zapadł już zmierzch.
Czas ucieka.
***
Rosemary Barr poruszyła się na krześle, szarpiąc taśmę krępującą jej przeguby.
– Wiemy, że zrobił to Charlie – powiedziała.
– Charlie? – powtórzył Zek.
– Tak zwany przyjaciel mojego brata.
– Chenko – powiedział Zek. – On nazywa się Chenko. To był jego plan. Udany. Oczywiście, pomógł mu niewielki wzrost. Buty pani brata włożył na swoje. Musiał tylko podwinąć nogawki spodni i rękawy płaszcza.
– Wiemy o wszystkim – powiedziała Rosemary.
– My to znaczy kto? I co właściwie możecie zrobić?
– Helen Rodin wie o wszystkim.
– Zrezygnuje pani z jej usług. Przestanie panią reprezentować. Będzie musiała zachować w tajemnicy wszystko, czego dowiedziała się, kiedy pani była jej klientką. Mam rację, prawda, Linsky?
Linsky skinął głową. Siedział sześć stóp dalej, na sofie, dziwnie wygięty, żeby ulżyć obolałym plecom.
– Tak nakazuje prawo – powiedział. – Tu, w Ameryce.
– Franklin też wie – powiedziała Rosemary. – I Ann Yanni.
– Plotki – rzekł Zek. – Teorie, spekulacje, domysły. Ci dwoje nie mają żadnych przekonujących dowodów i nie są wiarygodni. Prywatni detektywi i dziennikarze to ludzie, którzy sprzedają różne zabawne i sensacyjne teoryjki, wyjaśniające takie zdarzenia. Tego się od nich oczekuje. Dopiero ich brak byłby podejrzany. Zdaje się, że prezydent tego kraju został zabity ponad czterdzieści lat temu, a niektórzy dziennikarze nadal twierdzą, że prawda jeszcze nie wyszła na jaw.
Rosemary milczała.
– Pani zeznanie będzie decydujące – oznajmił Zek. -
Pójdzie pani do Rodina i złoży zaprzysiężone zeznanie, że pani
brat wszystko zaplanował i przygotował. I poinformował panią o tym. Szczegółowo. O czasie, miejscu, wszystkim. Powie pani ze szczerym i głębokim smutkiem, że nie potraktowała
pani tego poważnie. Wtedy jakiś marny adwokacina, zatrudniony jako obrońca z urzędu, ledwie rzuci okiem na pani
zeznanie, po czym ogłosi, że oskarżony przyznaje się do winy,
i będzie po wszystkim.
– Nie zrobię tego – oświadczyła Rosemary.
Zek spojrzał na nią.
– Zrobi pani – powiedział. – Obiecuję to pani. Za dwadzieścia cztery godziny od tej chwili będzie pani błagała,
żebyśmy pozwolili to pani zrobić. Będzie pani szalała ze
strachu, że mogliśmy zmienić zdanie i nie pozwolimy pani
tego zrobić.
W pokoju zrobiło się cicho. Rosemary spojrzała na Zeka, jakby chciała coś powiedzieć. Potem odwróciła wzrok, ale Zek odpowiedział jej mimo to. Usłyszał jej myśli, głośno i wyraźnie.
– Nie, nie będziemy przy pani, kiedy będzie pani składała
zeznanie. Jednak dowiemy się, co im pani powiedziała. W ciągu
kilku minut. I niech pani nawet nie próbuje zboczyć na dworzec
autobusowy. Po pierwsze, w ten sposób zabiłaby pani brata.
Po drugie, nie ma takiego kraju na świecie, w którym mogłaby
się pani przed nami ukryć.
Rosemary nie odpowiedziała.
– W każdym razie – rzekł Zek – nie spierajmy się. To bezproduktywne. I bezcelowe. Powie im pani to, co polecimy. Zrobi to pani. Na pewno. I to bardzo chętnie. Będzie pani żałowała, że nie umówiliśmy pani na wcześniejszą wizytę w sądzie. Będzie pani czekała na to na kolanach, błagając o szansę pokazania nam, jaka jest pani grzeczna. Zawsze tak się dzieje. Jesteśmy bardzo dobrzy w tym, co robimy. Uczyliśmy się od mistrzów.
– Mój brat ma chorobę Parkinsona – przypomniała Rosemary.
– Kiedy zdiagnozowaną? – zapytał Zek, ponieważ znał już odpowiedź.
– We wczesnej fazie.
Zek potrząsnął głową.
– To zbyt subiektywne, żeby mogło pomóc. Kto może stwierdzić na pewno, że ten stan nie został wywołany odniesionymi obrażeniami? A jeśli nawet, to kto może stwierdzić, że ta choroba uniemożliwia strzelanie. Z tak niewielkiej odległości? Jeśli obrońca z urzędu powoła dwóch ekspertów, to Rodin sprowadzi trzech. Znajdzie lekarzy, którzy przysięgną, że mała Annie Oakley cierpiała na chorobę Parkinsona od chwili swoich narodzin.
– Reacher wie – powiedziała Rosemary.
– Ten żołnierz? On do rana będzie martwy. Albo umrze, albo ucieknie.
– On nie ucieknie.
– No to będzie martwy. Przyjdzie po ciebie dziś w nocy. Będziemy na niego czekać. Już nieraz różni ludzie przychodzili po nas w nocy – rzekł Zek. – Wiele razy, w wielu miejscach. A mimo to wciąż tu jesteśmy. Da, Linsky?
Linsky znów skinął głową.
– Wciąż tu jesteśmy – przytaknął.
– Kiedy przyjdzie? – zapytał Zek.
– Nie wiem – odparła Rosemary.
– O czwartej rano – powiedział Linsky. – To Amerykanin. Uczą ich, że czwarta rano to najlepszy czas na niespodziewany atak.
– Skąd?
– Północ to najrozsądniejszy kierunek ataku. Kruszarnia
kamienia zapewni osłonę przy podejściu i zostanie mu do
pokonania tylko dwieście jardów otwartej przestrzeni. Myślę
jednak, że on spróbuje nas przechytrzyć. Nie przyjdzie od
północy, ponieważ wie, że to najlepszy punkt wypadowy.
– I nie od zachodu – rzekł Zek.
Linsky pokiwał głową.
– Zgadzam się. Nie wzdłuż drogi dojazdowej. Zbyt odsłonięty teren. Przyjdzie od południa lub od wschodu.
– Niech Vladimir dołączy do Sokolova – powiedział mu Zek. – Każ im bardzo uważnie obserwować teren od południa i wschodu. Jednak niech pilnują również od północy i zachodu. Trzeba nieustannie obserwować cały teren. Każ Chence wziąć karabin i czekać na korytarzu na górze. Niech będzie gotowy do oddania strzału z któregoś z okien. Przy jego umiejętnościach wystarczy jeden strzał.
Potem zwrócił się do Rosemary Barr.
– A tymczasem zamkniemy panią w bezpiecznym miejscu.
Zacznie pani naukę, gdy tylko pochowamy żołnierza.
***
Zachodnie przedmieścia były sypialnią dla ludzi pracujących w centrum miasta, tak więc na całej trasie utworzyły się korki. Domy były okazalsze niż na wschodzie. Wszystkie piętrowe, zbudowane według indywidualnych projektów i dobrze utrzymane. Każdy miał swój podjazd, basen i wypielęgnowany ogród. W ostatnich promieniach zachodzącego słońca wyglądały jak z broszury reklamowej.
– Nadęta klasa średnia – powiedział Reacher.
– Do której wszyscy chcielibyśmy należeć – zauważyła Yanni.
– Nie będą chcieli rozmawiać – mruknął Reacher. – To nie w ich stylu.
– Będą chcieli – zapewniła Yanni. – Ze mną wszyscy rozmawiają.
Читать дальше