***
Rosemary Barr oczarowała strażnika departamentu więziennictwa na piątym piętrze szpitala i otrzymała zgodę na odwiedzenie brata po godzinach. Kiedy jednak dotarła do jego pokoju, zastała go pogrążonego we śnie. Tak więc jej wysiłki poszły na marne. Siedziała przy nim przez pół godziny, ale się nie ocknął. Obserwowała monitory. Serce biło mu mocno i regularnie. Oddychał głęboko. Wciąż był przykuty do łóżka i głowę miał w imadle, ale leżał zupełnie nieruchomo. Spojrzała na kartę choroby, chcąc się upewnić, że ma dobrą opiekę.
Zauważyła notatkę lekarza: możliwe wczesne stadium PA? Nie miała pojęcia, co to może oznaczać, a tak późno po południu nie mogła znaleźć nikogo, kto zechciałby jej to wytłumaczyć.
***
Przedsiębiorstwo telekomunikacyjne ustaliło położenie telefonu na mapie śródmieścia i przesłało faksem wynik do Emersona. Ten wyrwał kartkę z maszyny i przez pięć minut usiłował znaleźć jakiś sens tej informacji. Spodziewał się zobaczyć trzy strzałki zbiegające się w hotelu, barze lub restauracji. Zamiast tego spotykały się na pustej parceli pod estakadą autostrady. Przez moment ujrzał oczyma duszy Reachera śpiącego w kartonowym pudle. Potem doszedł do wniosku, że poszukiwany porzucił telefon, co dziesięć minut później potwierdził wysłany tam na poszukiwanie patrol.
Tylko dla formalności włączył komputer i wprowadził numery rejestracyjne, które podał mu Reacher. Oba należały do cadillaców deville, czarnych i zarejestrowanych jako własność Specialized Services of Indiana. Napisał pod tą informacją ślepy zaułek i dołączył kartkę do akt.
***
Reacher budził się za każdym razem, gdy słyszał odgłos silnika windy. Stalowe liny przenosiły ten warkot, a dudnienie kabin niosło się szybem. Pierwsze trzy razy były fałszywymi alarmami. To tylko jacyś anonimowi urzędnicy wracali do domu po ciężkim dniu pracy. Mniej więcej w czterdziestominutowych odstępach zjeżdżali na dół, wlekli się do swoich samochodów i odjeżdżali. Trzykrotnie w garażu robiło się cicho, smród zimnych spalin rozwiewał się, a Reacher znów zasypiał.
Za czwartym razem nie zasnął. Usłyszał pomruk ruszającej windy i spojrzał na zegarek. Jedenasta czterdzieści pięć. Czas na show . Zaczekał i usłyszał dźwięk otwierających się drzwi windy. Tym razem nie przyjechał nią tylko samotny facet w garniturze, lecz cały tłum. Osiem lub dziesięć osób. Hałasowali. Najwidoczniej cała ekipa wieczornych wiadomości NBC.
Reacher wcisnął się w fotel pasażera i schował metalową rurkę pod połę koszuli. Poczuł chłód metalu na brzuchu. Wbił wzrok w podsufitkę i czekał.
Jakiś grubas w obszernych dżinsach wyłonił się z mroku i znikł, pięć stóp od przedniego zderzaka mustanga. Miał postrzępioną siwą brodę i podkoszulek ze zdjęciem zespołu Grateful Dead pod wyciągniętym swetrem. Na pewno z obsługi technicznej. Może kamerzysta. Podszedł do srebrzystego pick-upa i wsiadł. Po nim nadszedł facet w perłowoszarym garniturze i z pomarańczowym makijażem. Miał mnóstwo włosów i białe zęby. Z całą pewnością nie technik, może od pogody, albo od sportu. Minął mustanga z drugiej strony i wsiadł do białego forda taurusa. Potem przeszły razem trzy kobiety, młode i niedbale ubrane, być może kierowniczka studia, planu i operatorka miksera wizji. Przecisnęły się między bagażnikiem mustanga a maską wozu transmisyjnego. Samochód zatrząsł się, trzykrotnie potrącony. Później rozdzieliły się i poszły każda do swojego wozu.
Potem przeszły jeszcze trzy osoby.
I wreszcie Ann Yanni.
Reacher nie zauważył jej, dopóki nie chwyciła za klamkę drzwiczek. Przystanęła i zawołała coś do jednej z koleżanek. Otrzymała odpowiedź, powiedziała jeszcze coś, a potem otworzyła drzwi. Pochyliła się, usiadła w fotelu i zaczęła się obracać. Miała na sobie stare dżinsy i nową jedwabną bluzkę. Ta ostatnia wyglądała na drogą. Reacher odgadł, że Ann Yanni była na wizji, ale za biurkiem, widoczna od pasa w górę. Włosy miała sztywne od lakieru. Zatrzasnęła drzwiczki. Później spojrzała na prawo.
– Siedź cicho – powiedział Reacher. – Albo cię zastrzelę.
Wymownie poruszył schowaną pod koszulą rurką. Szeroka na pół cala, długa i prosta, wyglądała jak lufa. Ann Yanni patrzyła na nią wstrząśnięta. Z bliska wyglądała na szczuplejszą i starszą niż na ekranie telewizora. Wokół oczu miała zmarszczki, maskowane pudrem. Mimo to była bardzo ładna. Miała niewiarygodnie regularne rysy, wyraziste i zdecydowane, jak większość telewizyjnych osobowości. Jej bluzka miała idealnie
wyprasowany kołnierzyk, lecz trzy górne guziki były rozpięte. Elegancka, a jednocześnie seksowna.
– Trzymaj ręce tak, żebym mógł je widzieć – powiedział
Reacher. – Na kolanach. – Nie chciał, żeby nacisnęła klakson. – Kluczyki na konsolę.
Nie chciał, żeby włączyła alarm. Te nowe fordy, którymi jeździł, miały czerwony przycisk na tablicy zdalnego sterowania. Domyślał się, że to guzik alarmu.
– Po prostu siedź spokojnie – rzekł. – Grzecznie i cicho.
Wszystko będzie dobrze.
Wdusił przycisk po swojej stronie, zamykając drzwi.
– Wiem, kim jesteś – powiedziała.
– Też wiem, kim ty jesteś – odparł.
Nadal trzymał dłoń pod koszulą i czekał. Yanni siedziała nieruchomo, z rękami na kolanach, ciężko oddychała i bała się coraz bardziej, słysząc warkot zapuszczanych silników. Po parkingu snuł się siwy dym spalin. Jej koleżanki odjechały, jedna po drugiej. Nie oglądając się za siebie. Koniec długiego dnia.
– Siedź cicho – powtórzył Reacher – a nic ci się nie
stanie.
Yanni zerknęła na boki. Zobaczył, że napięła mięśnie.
– Nie rób tego – ostrzegł Reacher. – Nic nie rób. Inaczej strzelę. W brzuch. Albo w udo. Wykrwawisz się w dwadzieścia minut. Będzie bardzo bolało.
– Czego chcesz? – zapytała.
– Chcę, żebyś była cicho i nie ruszała się. Jeszcze parę minut.
Zacisnęła zęby, zamilkła i siedziała cicho. Odjechał ostatni samochód. Ten biały taurus. Facet z mnóstwem włosów. Od pogody albo sportu. Wykręcił z piskiem opon i z rykiem silnika pomknął po pochylni. Po chwili te dźwięki ucichły i na parkingu zapadła głucha cisza.
– Czego chcesz? – zapytała ponownie Yanni.
Miała drżący głos. Szeroko otwarte oczy. Trzęsła się. Myślała o gwałcie, morderstwie, torturach, ćwiartowaniu. Reacher włączył oświetlenie kabiny.
– Chcę, żebyś dostała nagrodę Pulitzera – powiedział.
– Co?
– Albo Emmy, czy co tam dostajecie.
– Co?
– Chcę, żebyś wysłuchała pewnej opowieści – rzekł.
– Jakiej opowieści?
– Patrz – powiedział Reacher.
Podniósł koszulę. Pokazał jej rurkę spoczywającą na jego brzuchu. Wytrzeszczyła oczy, gapiąc się na nią. Albo na bliznę po odłamku. Lub na jedno i drugie. Nie wiedział. Zważył rurkę w dłoni. Podniósł ją do światła.
– Z twojego bagażnika – wyjaśnił. – To nie broń. Wcisnął przycisk z boku, otwierając wszystkie drzwi.
– Możesz iść – powiedział. – Jeśli chcesz.
Złapała za klamkę.
– Jednak jeśli pójdziesz – ostrzegł Reacher – więcej mnie nie zobaczysz. Nie poznasz tej opowieści. Dostanie ją ktoś inny.
– Przez cały wieczór pokazywaliśmy twoje zdjęcie – powiedziała. – A policja w całym mieście rozprowadza plakaty. Zabiłeś tę dziewczynę.
Reacher pokręcił głową.
– Prawdę mówiąc, nie zabiłem i to jest część opowieści.
Читать дальше