Pokazała mu język.
– Co jemy? – spytał Reacher.
– Lubię sałatki.
– Ktoś musi.
– Ty nie lubisz?
– Weź sałatkę z kurczakiem, a do niej stek. Ty zjesz żarcie dla królików, a ja mięso. I jeszcze jakiś duży deser. Oraz dzbanek kawy.
– Wolę herbatę.
– Nie zgadzam się rzekł Reacher. – Na pewne kompromisy nigdy nie pójdę. Nawet mimo wścibskiego kwatermistrza.
– Chce mi się pić.
– Przyniosą wodę z lodem. Zawsze przynoszą.
– Jestem wyższa stopniem.
– Zawsze byłaś. Widziałaś, żebym kiedyś z tego powodu pił herbatę?
Pokręciła głową i wstała z łóżka. Naga podeszła do biurka. Sprawdziła menu i wybrała numer. Zamówiła sałatkę z kurczakiem, szesnastouncjowy stek, duże ciastko i lody. Oraz dzbanek z kawą. Reacher uśmiechnął się do niej.
– Mamy dwadzieścia minut – powiedziała. – Weźmy
prysznic.
***
Raskin wziął centrum miasta. Sprawdzał je na piechotę, z plakatem w ręku i listą w głowie: restauracje, bary, bistra, jadłodajnie, bufety, sklepy spożywcze, hotele. Zaczął od Metropole Palace. Hol, bar. Nic. Poszedł do chińskiej restauracji dwie przecznice dalej. Wszedł i wyszedł, szybko i dyskretnie.
Uważał, że jest bardzo dobry w tej robocie. Nie rzucał się w oczy. Był niepozorny. Przeciętnego wzrostu, średniej budowy ciała, o pospolitych rysach twarzy. Ludzie patrzyli przez niego jak przez powietrze, co czasami bywało irytujące, ale w pewnych sytuacjach stało się nieocenione. Nikt go nie dostrzegał. Nikt nie pamiętał.
Reachera nie było w chińskiej restauracji. Ani w sklepie spożywczym i irlandzkim pubie. Raskin wyszedł na ulicę i postanowił ruszyć na północ. Sprawdzi w biurze tej adwokat, a potem pójdzie do Marriotta. Ponieważ zdaniem Linsky'ego w hotelach można znaleźć najpiękniejsze kobiety. A Raskin wiedział z doświadczenia, że mężczyźni, którzy rzucają się w oczy, przestają z najładniejszymi kobietami.
***
Reacher wyszedł spod prysznica, po czym skorzystał ze szczoteczki i pasty do zębów oraz grzebienia Hutton. Potem wytarł się ręcznikiem, przeszedł po pokoju i pozbierał swoje rzeczy. Ubrał się i pozapinał. Siedział ubrany na łóżku, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
– Obsługa hotelowa – zawołał nieznajomy głos.
Hutton wystawiła głowę z łazienki. Była ubrana, ale w trakcie suszenia włosów.
– Ty idź – powiedział Reacher.
– Ja?
– Musisz podpisać rachunek.
– Możesz zrobić to za mnie.
– Policja nie znajdzie mnie, więc wróci tu za dwie godziny. Lepiej, żeby facet na dole nie wiedział, że nie jesteś sama.
– Zawsze czujny, prawda?
– I dlatego szczęście mnie nie opuszcza.
Hutton przygładziła czuprynę i ruszyła do drzwi. Reacher usłyszał stukot kółek wózka, brzęk talerzy i skrobanie długopisu. Usłyszawszy stuknięcie zamykanych drzwi, wszedł do salonu, gdzie znalazł stolik na kółkach, ustawiony na środku. Kelner ustawił przy nim jedno krzesło.
– Jeden nóż – powiedziała Hutton. – Jeden widelec. Jedna łyżka. O tym nie pomyśleliśmy.
– Będziemy jedli na zmianę – rzekł Reacher. – Romantycznie.
– Pokroję ci stek i będziesz mógł jeść palcami.
– Mogłabyś mnie karmić. Powinniśmy zamówić winogrona.
Uśmiechnęła się.
– Pamiętasz Jamesa Barra? – zapytał.
– Upłynęło zbyt wiele czasu – odpowiedziała. – Jednak wczoraj ponownie przeczytałam jego akta.
– Jak dobrym był snajperem?
– Nie najlepszym, jakiego mieliśmy, ale nie najgorszym.
– Jak też tak go zapamiętałem. Wczoraj poszedłem na parking obejrzeć teren. To była dobra snajperska robota. Naprawdę robiąca wrażenie. Nie pamiętam, żeby był aż taki dobry.
– Mają mnóstwo dowodów.
Skinął głową. Nic nie powiedział.
– Pewnie dużo ćwiczył – powiedziała. – W wojsku był
pięć lat, ale minęło prawie trzy razy tyle, odkąd został zwolniony. Może powoli się uczy.
– Może.
Spojrzała na niego.
– Nie zostajesz, prawda? Zamierzałeś wyjechać zaraz po kolacji. Z powodu tej historii z policją. Myślisz, że oni tu wrócą.
– Wrócą – rzekł Reacher. – To pewne.
– Nie muszę ich wpuszczać.
– W takim mieście policja robi, co chce. A gdyby mnie znaleźli, miałabyś kłopoty.
– Nie, jeśli jesteś niewinny.
– Tego w żaden sposób nie możesz wiedzieć. Tak by powiedzieli.
– To ja jestem prawnikiem – przypomniała mu.
– A ja byłem żandarmem – odparł Reacher. – Znam ich sposób myślenia. Nienawidzą zbiegów. Zbiegowie doprowa-
dzają ich do szału. Aresztowaliby cię razem ze mną i wyjaśnili wszystko nie wcześniej niż za miesiąc. A do tego czasu twoją drugą gwiazdką diabli by wzięli.
– No to dokąd pójdziesz?
– Nie mam pojęcia. Coś wymyślę.
***
Główne wejście do wieżowca z czarnego szkła było zamknięte. Raskin zapukał dwa razy. Strażnik w recepcji podniósł głowę. Raskin pomachał mu zwiniętym plakatem.
– Przesyłka – powiedział.
Strażnik wstał, podszedł do drzwi i otworzył je jednym z pęku kluczy. Raskin wszedł do środka.
– Rodin – powiedział. – Trzecie piętro.
Strażnik kiwnął głową. Tego dnia do biura Helen Rodin przyszło mnóstwo przesyłek. Pudła, kartony, całe wózki. Jeszcze jedna nie budziła podejrzeń. Ani zdziwienia. Bez słowa wrócił za swoje biurko, a Raskin poszedł do windy. Wsiadł i nacisnął guzik trzeciego piętra.
Od razu zobaczył policjanta stojącego przed drzwiami biura. Natychmiast zrozumiał, co to oznacza. Obecność policjanta świadczyła o tym, że biuro adwokackie pozostawało jedną z potencjalnych kryjówek. A więc i o tym, że Reachera nie było tutaj i nie pojawił się w ciągu kilku ostatnich godzin. Raskin rozejrzał się, jakby szukał drogi, po czym skręcił za najbliższy róg. Odczekał chwilę, a następnie wrócił do windy. Złożył plakat i schował go do kieszeni. W holu, z miną człowieka mającego poczucie spełnionego obowiązku, niedbale pomachał strażnikowi i wyszedł w noc. Skręcił w lewo i skierował się na północny wschód, do Marriotta.
***
Reacher nie zdołał wypić całego dzbanka kawy. Poddał się po piątej filiżance. Hutton najwyraźniej nie miała mu tego za złe. Najwyraźniej jej zdaniem pięć na sześć możliwych usprawiedliwiało jego upór w kwestii wyboru kawy.
– Odwiedź mnie w Waszyngtonie – powiedziała.
– Odwiedzę – obiecał. – Na pewno. Jak tylko tam będę.
– Nie daj się złapać.
– Nie dam – powiedział. – Nie tym facetom.
Potem tylko przyglądał się jej przez chwilę. Zachowując wspomnienie. Dodając kolejny fragment do swojej mozaiki. Pocałował ją w usta i podszedł do drzwi. Wyszedł na korytarz i ruszył na schody. Na parterze poszedł w przeciwnym kierunku, niż znajdował się hol, i ponownie skorzystał z drzwi awaryjnych. Zamknęły się za nim, a on nabrał tchu, wyłonił się z cienia i ruszył chodnikiem.
***
Raskin natychmiast go zauważył. Był trzydzieści jardów za nim i szedł szybko, dochodząc do Marriotta od tyłu. W świetle latarni dostrzegł błysk szkła. Otworzyły się drzwi awaryjne. Zobaczył wychodzącego z nich wysokiego mężczyznę. Facet zatrzymał się. Drzwi zaniknęły się automatycznie, a wysoki facet odwrócił się i rzucił na nie okiem, a wtedy błysk światła odbitego od szklanej tafli drzwi na moment oświetlił jego twarz. Tylko przez ułamek sekundy, jakby ktoś na moment oświetlił ją latarką. Jak w stroboskopowym błysku światła. Przez moment. To jednak wystarczyło, żeby Raskin nabrał pewności. Człowiek, który właśnie wyszedł, był mężczyzną z plakatu. Jack Reacher, na pewno, bez cienia wątpliwości. Zgadzał się wzrost, waga i rysy twarzy. Raskin długo i uważnie studiował rysopis.
Читать дальше